Film „Vlny“ przestrogą z przeszłości

W międzynarodowej redakcji Czechosłowackiego Radia pod przewodnictwem Milana Weinera dzieją się wielkie rzeczy. Jest rok 1967 a za pośrednictwem fal radiowych odważni dziennikarze zyskują swoich słuchaczy dzięki temu, że opisują prawdziwy świat szarego socjalizmu, bazują na prawdziwych źródłach, sprawdzają informacje. Normalne?

W tamtych czasach wręcz niesłychane! Widz wie, jak potoczą się dalsze losy Czechosłowacji, którą w sierpniu 1968 roku „odwiedzą“ czołgi „z bratnich krajów“, ale „towarzyszenie“ bohaterom z filmowego ekranu, obserwowanie ich dylematów moralnych, ludzkich, jest pełne napięcia.

Tak po krótce można nakreślić o czym opowiada najnowszy film czecho – słowacki pod tytułem „Vlny“ (Fale) w reżyserii Jiříego Mádla. Film miał światową premierę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Karlowych Warach a na ekrany słowakich kin wszedł 1 sierpnia.

Dodać trzeba, że w filmie zostały wykorzystane autentyczne, nigdy wcześniej niepublikowane materiały archiwalne z 1968 roku, które dzięki digitalizacji, zostały wkomponowane do filmu w taki sposób, że widz nie widzi różnicy pomiędzy materiałem nakręconym teraz a tym sprzed 60 lat.

W rolach głównych: Táňa Pauhofová, Michaela Majerníková, Tomáš Maštalír, Martin Hofmann, Vojtěch Kotek, Vojtěch Vodochodský, Petr Lněnička. A ponieważ jedną z producentek filmu była Wanda Adamík Hrycová, którą tak trochę odbieramy jako „naszego“ człowieka (jej babcia była Polką), więc po premierze udało nam się porozmawiać o „Vlnach“, ale i o jej filmowych planach na najbliższy czas (w tym także tych związanych z Polską).

 

Dlaczego Polacy powinni obejrzeć film „Vlny“, który opowiada o mrocznych czasach socjalizmu lat 60. w Czechosłowacji?

Ten temat powinien interesować wszystkich, zarówno młodszych jak i starszych, mieszkańców Polski, Słowacji, Czech, Węgrier, czy Stanów Zjednoczonych. To temat, który nas dotyczy i jest wciąż aktualny. To temat wolności, jej utrzymania i uświadomienia sobie, jak łatwo można ją stracić, gdy nie będziemy o nią dbać.

Decyzję, by zaangażować się w ten projekt, podejmowała Pani kilka lat temu, zanim problem ograniczania wolności stał się ponownie aktualny w Europie, ale nie tylko. Co Panią kierowało, by przystąpić do produkcji tego obrazu?

Ten film powstawał 10 lat. Scenariusz przeczytałam cztery lata temu, kiedy zwróciła się do mnie z propozycją współpracy czeska producentka Monika Kristl. Ta sytuacja na Słowacji nie była taka, jak jest dziś, ale przecież to bez znaczenia, bo ten film jest przestrogą z przeszłości.

I tę przestrogę trzeba przypominać w nieskończoność, by nic takiego się więcej nie powtórzyło. Widzimy, że to zaczyna być znowu coraz bardziej aktualne, a to jest sygnał, że coś w przeszłości zaniedbaliśmy. Może zaniedbaliśmy naukę, edukację? Powtarzanie tego, co ważne. Zaskakujące jest teraz to, że film opisuje lata 60. ubiegłego wieku, a my mamy wrażenie, że widzimy współczesność.

Dlaczego twórcy filmu skupili się na pokazaniu świata redaktorów radiowych?

Media są zawsze pierwsze „na odstrzał“, kiedy autorytarne charaktery chcą przejąć władzę. Ich zakusy dotyczą także organizacji pozarządowych, bo wolność słowa to coś, co się nie podoba autorytarnym reżimom. One chętnie same opracowują własne tematy, by swoimi kanałami dystrybucyjnymi mogli przekazywać własną narrację świata.  Robią to świadomie i celowo.

Wymyślają kłamstwa, które szerzą jako prawdę. Nie potrzebują prawdziwych dziennikarzy, którzy informacje sprawdzają i szerzą tylko te sprawdzone. Prawdziwi dziennikarze zadają niewygodne pytania, dyskutują a tego autorytarna moc nie lubi. Dzieje się tak wszędzie na świecie, gdzie autorytarna moc sięga po władzę. Wtedy zamykane są redakcje, ograniczane pola działania dziennikarzy.

Co z tym można zrobić?

Trzeba być ostrożnym, trzeba uważać i przyglądać się temu, kto atakuje dziennikarzy, dlaczego to robi i nie pozwolić na to. Jeśli my jako społeczeństwo pozwolimy zakneblować usta dziennikarzom, to sami sobie zakładamy kajdany na ręce.

Mnie w tym filmie uderzyła zbieżność narracji płynących ze wschodu obecnie z tymi sprzed 60 lat!

Ten film nam pokazuje, że narracja ze wschodu się nie zmienia, wciąż jest taka sama, przez lata się powtarza, tylko na celowniku za każdym razem jest ktoś inny. Dlatego właśnie w tym filmie czujemy, że znów zagrożenie ze wschodu jest tak bardzo aktualne.

Patrzymy na to, co się stało 60 lat temu, ale mamy wrażenie, że słyszymy tam dokładnie to samo, co słyszeliśmy we wczorajszych wiadomościach. To są te momenty, kiedy człowiekowi przechodzą dreszcze po ciele, bo ta aktualizacja historii to jedna z najbardziej mrożących chwil, które widz sobie uświadamia podczas oglądania filmu „Vlny“.

Ma Pani dobrą rękę w wyborze filmów, które wspiera jako producentka, co zatem kolejnego w przygotowaniu?

Przygotowuję dwa projekty. Pierwszy to telewizyjny miniserial o czechosłowackich hokeistach z lat 50., których komuniści zamknęli w obozie pracy w kopalni uranu w Jachimovie. W ten sposób wymazali jedną całą generację reprezentantów hokeja na lodzie.

Wymazali z historii i z mapy Czechosłowacji, ale i ze światowego hokeja. To byli światowej sławy sportowcy, którzy dwukrotnie stali się mistrzami świata w hokeju na lodzie a raz zyskali srebro na Olimpiadzie w 1948 roku! Ten projekt filmowy przygotowuję z Czeską Telewizją.

Drugi projekt powstaje w międzynarodowej koprodukcji i dotyczy historii słowacko – afgańskiej reżyserki Saahry Karimi, którą w 2021 roku uratowaliśmy z Kabulu, kiedy Afganistan dostał się w ręce Talibów. Jest to również moja osobista historia, bo przeżyłyśmy ją razem i zdecydowałyśmy się o niej opowiedzieć w filmie. Scenariusz już jest gotowy. Teraz zabiegam o finansowanie tego projektu, a staram się to zbudować w oparciu o współpracę międzynarodową.

Rysuje się w Pani planach jakaś współpraca z Polakami?

Intensywnie współpracuję z Polakami, którzy przyjeżdżają na Słowację kręcić filmy. Teraz rozmawiamy o dużym polskim serialu, który tu będzie realizowany. W przyszłym roku będzie tu także kręcony film fabularny. Z Polski przyjedzie reżyser, kamerzysta i aktorzy, a całą resztę czyli kostiumy, scenografie – całe zaplecze obsłużą Słowacy. Wierzę, że się to uda, bo mieliśmy kręcić już w tym roku, ale przesunięto to w czasie ze względu na aktorów.

Może Pani zdradzić coś więcej na temat tych projektów?

W tych przypadkach nie jestem producentem, ale moja firma zabezpiecza kręcenie tych filmów, więc nic więcej nie mogę powiedzieć. Ale współpracuje nam się bardzo dobrze.

Małgorzata Wojcieszyńska

MP 9/2024