Co słychać nad Morskim Okiem?

Szykują się zmiany nad przygranicznym jeziorem

Rozpoczęły się testowe przejazdy elektrycznego mikrobusu, kursującego 9-kilometrowym asfaltowym chodnikiem do Morskiego Oka. To jeden z efektów porozumienia, zawartego przez obrońców zwierząt oraz właścicieli koni, mającego ograniczyć skalę transportu konnego w polskich Tatrach i polepszyć warunki pracy koni.

Morskie Oko to największe jezioro w Tatrach, które przyciąga tłumy turystów. Zarówno akwen, jak i prowadzący na niego szlak są położone zaledwie kilkaset metrów od polsko-słowackiej granicy. Z Morskiego Oka prowadzi szlak na najwyższy szczyt Polski – Rysy, który jest zarazem polsko-słowackim szczytem granicznym i jednym z najwyższych słowackich szczytów górskich.

Samo jezioro jest rzeczywiście piękne, ale prowadzący na niego szlak uchodzi za najnudniejszy w całych Tatrach. Trasa jest asfaltowa, na wielu odcinkach bardzo monotonna. Równocześnie jednak w przypadku wielu ambitnych wycieczek trzeba tamtędy przejść, by móc ruszyć w wyższe partie gór.

Turyści korzystający z tego szlaku dzielą się na dwie grupy. Dla doświadczonych miłośników Tatr jest to tylko nudny etap, by jak najszybciej dotrzeć do schroniska nad jeziorem, wypić tam kawę i wyruszyć na właściwą wyprawę w wysokie góry. Część tych turystów chętnie korzysta z transportu konnego, bo szlak na Morskie Oko znają oni na pamięć.

Druga, znacznie większa grupa – to turyści z całej Polski, którzy Tatry znają słabo, niektórzy przyjeżdżają do Zakopanego po raz pierwszy w życiu, by zobaczyć kilka najbardziej znanych miejsc. Na ich liście pierwsze jest właśnie Morskie Oko, które jest znane w całej Polsce. Niektórzy z nich korzystają z transportu konnego, co dla osób, będących po raz pierwszy w górach, jest dużą atrakcją.

Z tego względu transport konny, jak i cały szlak na Morskie Oko budzi ogromne kontrowersje. Wielu pasażerów konnych bryczek przez całą trasę pije alkohol i zachowuje się głośno i agresywnie. Inni traktują Morskie Oko jak knajpę lub imprezownię. Problemem jest to, że zwykła asfaltowa droga prowadzi daleko i wysoko w głąb Tatr. Niby jesteśmy w samym sercu najwyższych gór, ale da się tam dojść spacerkiem niczym na bratysławskie wzgórze zamkowe.

Na to wszystko nakłada się powszechna w Polsce niechęć do górali i stereotyp góralskich przedsiębiorców jako chciwych, którym zależy tylko na pieniądzach, i męczących zwierzęta. W dodatku szlak na Morskie Oko uchodzi w Polsce za symbol kiczu i komercji. W Polsce media regularnie informują o przypadkach, kiedy konie padają z przemęczenia lub pracują ponad siły. Od wielu lat na ten problem zwracają uwagę obrońcy zwierząt, którzy domagają się całkowitego zakazu transportu konnego do Morskiego Oka.

Z drugiej strony nie można uogólniać, a stereotyp góralskich przedsiębiorców jest krzywdzący. Większość górali uczciwie prowadzi biznes i dba o zwierzęta. Szlak do Morskiego Oka to często jedyna okazja zobaczenia wysokich gór przez osoby starsze, chore i niepełnosprawne, które korzystają z podwózki.

W połowie maja osiągnięto porozumienie pomiędzy właścicielami koni a obrońcami praw zwierząt. Stroną porozumienia jest Tatrzański Park Narodowy (TPN).

Transport konny zostaje, ale konie mają przewozić mniej pasażerów i mają mieć wydłużony czas odpoczynku. Ma się też odbyć monitoring funkcjonowania transportu konnego, który dostarczy więcej informacji o tym, czy konie nie są przeciążone pracą. Efektem porozumienia jest też zorganizowanie testów elektrycznych mikrobusów. Jeżeli to rozwiązanie się sprawdzi i zostanie wprowadzone na stałe, autobusy nie zastąpią koni, ale będą funkcjonować równolegle. Korzystać z nich mają przede wszystkim osoby z niepełnosprawnościami, chore i starsze.

Nie wiadomo, jak autobusy elektryczne sprawdzą się zimą, bowiem problemem może być pojemność ich baterii w trudnych warunkach górskich oraz ich ładowanie i pozyskiwanie energii (np. z paneli fotowoltaicznych). W przyszłości lepszym rozwiązaniem mogłyby być autobusy wodorowe.

Jakub Łoginow

MP 7-8/2024