PIĘKNY TRZYDZIESTOLATEK
Przygotowanie tego odcinka serii „Piękny trzydziestolatek“ nie było łatwe. Po wielu próbach udało mi się odnaleźć bliskiego mi człowieka, który od samego początku, czyli przed przeszło trzydziestoma laty, rozwijał działalność polonijną we wschodniej Słowacji. Mowa o Tadeuszu Błońskim, pierwszym prezesie regionalnego Klubu Polskiego w Koszycach, a w trudnym okresie perturbacji życia polonijnego prezesie całego Klubu Polskiego. Rozmowę przeprowadziliśmy telefonicznie, ponieważ Tadeusz obecnie mieszka w Polsce.
Tadeuszu, jak wspominasz wydarzenia sprzed 30 lat, kiedy powstawała pierwsza organizacja polonijna, zrzeszająca Polaków także z Koszyc?
Potrzeba powstania polonijnej organizacji była wtórną sprawą. Wcześniej pojawiła się sprawa kontaktów wzajemnych między nami Polakami na Słowacji i Polską. Właśnie ta potrzeba, zwłaszcza w sferze kultury, spowodowała ożywienie wzajemnych kontaktów i doprowadziła do stworzenia klimatu odpowiedniego do powstania Klubu Polskiego.
Różnorodna działalność, jak chociażby wystawy plastyczne, pomagała w przedstawianiu tutejszej społeczności i rodzącej się nowej generacji naszych dzieci. Różne wydarzenia, realizowane na terenie Koszyc i Wschodniej Słowacji, zostały zauważone i stworzyły dobry klimat do rozwoju. Gdy te działania dostrzegł prof. Jerzy Korolec, ówczesny ambasador Polski na Słowacji, zasugerował nadanie naszym działaniom formy organizacji.
Ciekawą inspiracją były kontakty z innymi mniejszościami narodowymi: czeską, węgierską, karpackimi Niemcami, Rusinami czy Bułgarami. Polska mniejszość narodowa była mała, ale działania kulturalne przez nas organizowane stały się naszą wizytówką. Kiedy zastanawialiśmy się nad formą naszej przyszłej organizacji, spotkałem się w Koszycach z Tobą.
Przegadaliśmy wtedy kilka godzin, informując się wzajemnie o polonijnych potrzebach, celach i kierunkach rozwoju. To spotkanie uważam za bardzo znaczące dla powstania i rozwoju Klubu Polskiego na Słowacji. Idea powstania jednej organizacji dla całej Słowacji stała się dla mnie wiodącym pomysłem.
Jak to się stało, że się znalazłeś na Słowacji?
Będąc studentem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, poznałem moją pierwszą żonę – Słowaczkę, studentkę Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zdecydowałem się „na chwilkę” wyjechać na Słowację, a trwało to… kilkadziesiąt lat, zaowocowało dwójką potomków, z których najstarszy Daniel żyje i działa w Bratysławie (prowadzi projektowe Studio 001), natomiast młodszy Tomáš prowadzi pracownię fotografii na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.
Jak wyglądało Twoje życie zawodowe i artystyczne?
Podjąłem pracę na Uniwersytecie Technicznym w Koszycach, potem przez 11 lat pracowałem w Pradze. W tym okresie zrealizowałem wiele projektów designerskich. W życiu osobistym również nastąpiły zmiany. Moja druga żona Zdenka, absolwentka praskiej uczelni (malarstwo, ilustracja, animacje, film) bardzo aktywnie wspierała mnie w działaniach na rzecz integracji polonijnej.
Długoletni pobyt na Słowacji bardzo wpłynął na moje docenienie różnorodności i tolerancji. Istotną rolę dla mnie odgrywały działania w dziedzinie zawodowej. Projekty w sferze komunikacji wizualnej, projektowania 2D i 3D realizowane na terenie Słowacji, Czech i Polski stwarzały bazę dla własnego rozwoju.
Mając kontakt nie tylko z Uniwersytetem Technicznym w Koszycach, Wydziałem Architektury Uniwersytetu Technicznego w Bratysławie, Akademią Sztuk Pięknych w Krakowie zagłębiłem się w pracę w formie habilitacji, a następnie, realizując profesurę (udzieloną mi przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego), pracowałem na Uniwersytecie Rzeszowskim, miałem też kontakty z uczelniami w Koszalinie i Radomiu.
Po 11 latach i po odejściu z uniewrsytetu zaangażowałem się w rozwój Państwowej Akademii Nauk Stosowanych w Przemyślu. Uczelnia ta rozwija się dynamicznie, inwestuje w młodych ludzi, równocześnie wspiera studentów z kraju objętego wojną. Zajmuję się też kuratorstwem akcji „Wiśniowa”, która nawiązuje do spotkań artystycznych między I a II wojną światową, kiedy w majątku hrabiostwa Mycielskich bywali znani kompozytorzy i artyści. Wciąż maluję, projektuję i biorę udział w wystawach.
Jak wygląda teraz Twoje życie osobiste?
Zawsze działałem w kierunku łączenia, zrozumienia i tolerancji. Miłość i dobro łączą i budują. Wciąż staram się żyć w zgodzie z tą zasadą. Dzięki takiemu podejściu mam normalny kontakt z moimi byłymi żonami. I to nie tylko ja, ale także moja trzecia żona Justyna – malarka. Te normalne kontakty pomagają mi realizować zarówno pracę zawodową, jak i artystyczną. Jest to dla mnie szczególnie ważne, gdyż mamy siedmioletniego syna Joachima, który jest dla mnie wymagającym partnerem w rozmowach o życiu.
Życzę Ci wiele sukcesów i zdrowia.
Ryszard Zwiewka