Ściany opowiadają historie

czyli rozmowa z artystą obrazów i murali

 WYWIAD MIESIĄCA 

Czy odwiedził wszystkich 12 miast, które uwiecznił na obrazach? Co mają wspólnego Polacy z Petersburgiem i Rzymem? Na jakie polskie wątki natrafił podczas swoich podroży? O tym, a także o obrazach, które przypominają nam o naszej tożsamości, rozmawialiśmy z Tytusem Brzozowskim zaraz po otwarciu jego wystawy w Bratysławie. To niezwykle utalentowany akwarelista, podróżnik i poszukiwacz głębszych znaczeń, wyjątkowych miejsc i niezwykłych historii, którego dzieła podziwiają setki tysięcy odbiorców każdego dnia.

 

Dlaczego miasta? Co zainspirowało Pana do malowania właśnie miast?

Jestem architektem i uczyłem się malarstwa, malując miasta. Architekci uczą się perspektywy, malując w plenerze to, co widzą. Cały ten związek architektów z malarstwem i z akwarelą wziął się z tego, że akwarela była najszybszą metodą przedstawiania własnego projektu w czasach, kiedy nie było komputerów. Teraz stało się to naszą tradycją, że rysujemy i malujemy miasta.

 

Czy malując cykl „12 miast” odwiedził Pan każde z nich, rozmawiał Pan z mieszkającymi tam Polakami? Jak wyglądała praca nad tym projektem?

Taki był plan, by odwiedzić wszystkie te miejsca. Przeszkodziła temu pandemia, bo pracowałem w latach 2020 i 2021, więc nie wszędzie udało się dotrzeć, ale teraz staram się to nadrobić. Niedawno odwiedziłem Tbilisi i mogłem je zobaczyć w zupełnie inny sposób. Najpierw dużo się o nim dowiedziałem, sporo ważnych miejsc obejrzałem na zdjęciach w Internecie. Dowiedziałem się też o śladach polskości w tym mieście, a gdy potem tam pojechałem, to czułem, jakbym już to miasto znał.

Czy zdarzyło się kiedykolwiek, że malując konkretne miasto, odkrył Pan coś niezwykłego, co zmieniło Pana spojrzenie na nie lub jego historię?

Wydaje mi się, że nie było takiego elementu, który by zmienił moje spojrzenie na konkretne miasto, ale wielką radość dało mi obcowanie z polską historią. Była tu cała masa zaskakujących wątków. Najlepszym przykładem jest odkryta przeze mnie relacja jaka zaistniała między Sienkiewiczem a Siemiradzkim, gdy razem zwiedzali Rzym. Tak sobie myślałem, że jeśli dwóch znanych Polaków znalazło się w jednym miejscu, to musieli się spotkać i spędzać razem czas.

Pewnie byli w jakiś tawernach, pili razem wino, a Siemiradzki pokazywał swoje ulubione miejsca. I tak zapewne zrodziła się ważna w polskiej kulturze słynna powieść „Quo Vadis’. Tych polskich wątków było bardzo dużo. Poświeciłem sporo czasu na ich poszukiwanie. Bardzo lubię historię, niezmiernie mnie ona interesuje i sprawia olbrzymią satysfakcję.

 

Projekt „12 miast” jest niezwykle ciekawy. Składa się na niego malarstwo, ślady polskości, a dodatkowo poprzedziła go interesująca prelekcja, podczas której zwraca Pan uwagę na historię, polskie wątki oraz wiele szczegółów.

Taki był pomysł na całą tę serię. Instytut Polonika (przyp. aut. Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą) tworzy bardzo profesjonalne wydawnictwa, dotyczące polskiej kultury w świecie, które docierają jednak do wąskiego grona odbiorców.  Współpraca ze mną miała umożliwić przedstawienie ich szerszej publiczności właśnie przy okazji takich wystaw, wernisaży i wykładów. Chciałbym jeszcze wspomnieć o tym, że te polskie historie miały różne odcienie.

Raz były wesołe i ciekawe, innym razem smutne i melancholijne. Inaczej w związku z tym maluje się Wiedeń, związany z Wiktorią Wiedeńską, a inaczej Petersburg, przesycony upadkiem Rzeczypospolitej, wiedząc, że wszystkie znajdujące się tam polonika zostały zrabowane w czasie zaborów. Tam też umarł ostatni król Polski, więc praca nad tym fragmentem historii była akurat smutna i trudna.

 

Ma Pan w swoim dorobku artystycznym także inne interesujące projekty – wielkoformatową książkę obrazkową „Miastonauci”, pejzaże zrujnowanej stolicy do filmu „Po apokalipsie” czy murale. Który z nich okazał się największym wyzwaniem?

Każdy projekt jest wyzwaniem w swojej skali. Bardzo się cieszę, gdy w Warszawie, na olbrzymich budynkach powstają moje murale, bo dzięki nim mam kontakt z setkami tysięcy odbiorców każdego dnia. Te murale zmieniają codzienność żyjących obok ludzi. To jest niezwykłe uczucie, ale też i wielka odpowiedzialność.

Bardzo się też cieszę, gdy jestem zapraszany do małych miejscowości. Niedawno skończyliśmy pracę nad muralem we Wschowie, leżącej w zachodniej Polsce i liczącej 10 tys. mieszkańców. Okazało się, że w tym miasteczku stało się to kluczowym wydarzeniem roku, wielką atrakcją turystyczną na najważniejszym skrzyżowaniu dwóch ulic. Wszyscy mieszkańcy byli tym projektem podekscytowani i bardzo się cieszyli z efektu.

Brałem również udział w szeregu dużych i ważnych projektów, współpracując choćby z Polską Organizacją Turystyczną, co było dla mnie wielkim wyróżnieniem, tym bardziej, że za pomocą swojej twórczości, mogłem wspomóc promowanie Polski w świecie. Z kolei przygoda z Instytutem Polonika i z „12 miastami” była niezwykle fascynująca. Ma ona ten niezwykły walor, że podróżujemy po świecie, opowiadamy o Polsce i możemy promować polskie ślady w tych miastach. Wszystko to jest szalenie fascynujące, daje mi masę satysfakcji i jest wyzwaniem.

Jest Pan zatem także ambasadorem polskości…

(śmiech) Chciałbym pełnić taką funkcję i być ambasadorem z jednej strony Warszawy, bo jednak przede wszystkim mój program malarski polega na malowaniu Warszawy i opowiadaniu, że jest to piękne, atrakcyjne, ciekawe i złożone miasto, a z drugiej strony promocji Polski. Brałem udział w szeregu wystaw przy okazji różnych polskich, jak i europejskich wydarzeń w Chinach, gdzie moje obrazy i prelekcje były częścią eventów. Budowanie polskiej marki czy promowanie Polski jest dla mnie wielkim wyróżnieniem.

 

Gdyby miał Pan możliwość spędzenia 24 godzin w zupełnie opustoszałym mieście gdziekolwiek na świecie, które miasto by Pan wybrał?

Oj, nie wiem… Pewnie takie, które na co dzień jest zatłoczone i trudno dostępne. Może byłby to Londyn, może Chicago. Przyznam, że bardzo lubię miasta gęste od ludzi i od zdarzeń. To też widać w moich obrazach – nie zawsze jest tam tych ludzi bardzo dużo właśnie dlatego, że chciałbym promować wizerunki miast jako miejsc, w którym można spędzać wolny czas, bawić się, spotykać.

 

Czy są miejsca, które chciałby Pan jeszcze odwiedzić lub namalować?

Bardzo lubię podróże i mam potrzebę podróżowania cały czas. Fascynują mnie miasta. Uwielbiam zarówno te polskie, jak i europejskie. Lubię wracać do miast, które już odwiedziłem. Marzę też o kolejnych podróżach, by dalej poznawać Azję czy Amerykę Południową. Mam wielki sentyment do Helsinek, bo w Finlandii mieszkałem 2 lata. Helsinki świetnie znam, są mi bardzo bliskie i lubię je malować co pewien czas.

Czy zdradzi nam Pan, nad jakim nowym projektem obecnie Pan pracuje i co planuje?

Niedługo zaczniemy pracę nad kolejnym muralem w Warszawie. To dla mnie miłe, bo znajdzie się on na jednym z budynków mieszkalnych, które projektowałem, kiedy byłem jeszcze architektem. Wrócę zatem do miejsca, z którym jestem silnie związany. Oczywiście planuję też wystawę swoich prac na koniec lata. Ponadto może latem uda się zorganizować dużą wystawę plenerową, co zawsze jest atrakcją, dobrze odbieraną przez mieszkańców.

 

A może jakiś kolejny mural w Poznaniu? (przyp. aut. mural znajduje się w lobby hotelu Novotel.)

Jak malowałem duży obraz, dotyczący polskich miast, to publikowałem na FB różne relacje z jego powstawania. Gdy zamieściłem fragment Poznania, to pod postem wypowiedział się prezydent miasta Jaśkowiak, co wzbudziło szaloną dyskusję. On napisał „Piękny Poznań”, a mieszkańcy Poznania pod jego wpisem zaczęli komentować jakieś lokalne sprawy i wściekać się na niego za różne rzeczy (śmiech), dzięki czemu mój post zyskał jakąś niesamwitą popularność. (śmiech)

Murale generalnie od jakiegoś czasu zrobiły się popularną formą ekspresji artystycznej…

Tak, jest teraz moda na murale i na wycieczki szlakami murali. Nawet Warszawska Organizacja Turystyczna wydała przewodnik szlakiem murali Tytusa Brzozowskiego. Dobrze, że przy okazji tych murali zamieszczone są różne ciekawostki dotyczące okolicy, w której dany mural się znajduje, więc można zwiedzać Warszawę, oglądając te murale.

 

A jak wygląda praca nad takim muralem?

Na samym początku przygotowuję projekt, czyli maluję obraz w swojej pracowni. Następnie z zespołem wykonujemy bardzo dokładny szablon i odbijamy na ścianie wierny zarys mojego obrazu. Potem mój zespół, korzystając z rusztowań, kopiuje fragment po fragmencie, wypełniając je kolorami. Ja robię korekty, uwagi i drobne poprawki. Przy dużych projektach jest to praca dla wieloosobowego zespołu na wiele tygodni.

Muszę też zapytać o Bratysławę. Jakie są Pana wrażenia? Czy miał Pan myśl, by ją namalować?

Miałem przyjaciela ze Słowacji, którego poznałem podczas programu Erasmus. On był z południa Słowacji i jego słowacki był podobny do polskiego, więc szybko zaczęliśmy się rozumieć. To były piękne czasy i bardzo fajna przyjaźń. Odwiedzałem go potem w Bratysławie, bo on tu pracuje, więc znam już miasto.

Ostatnio byłem w Bratysławie przy okazji wystawy zbiorowej akwarelistów, gdzie prezentowałem jedną ze swoich prac. Przyznam, że wtedy, chodząc po Bratysławie, zatrzymałem się przy Instytucie Polskim, wszedłem do niego i obejrzałem wystawę, która akurat tu była. Nawet sobie pomyślałem, że to takie fajne miejsce i że dobrze byłoby wrócić tu kiedyś z wystawą. Tak się złożyło, że to się spełniło i bardzo się z tego cieszę.

 

Serdecznie dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze w przyszłości będziemy Pana gościć w Bratysławie. 

Magdalena Zawistowska-Olszewska
Zdjęcia: autorka, oraz https://tytusbrzozowski.pl/pl/obrazy/

MP 5/2024

 

Wystawę można oglądać do 14 czerwca w IP.