ANKIETA
Dwadzieścia lat temu, dokładnie 1 maja 2004 r., Polska i Słowacja przystąpiły do Unii Europejskiej. To wydarzenie miało ogromne znaczenie dla obu krajów, ich gospodarek, społeczeństw i integracji z Europą Zachodnią. A jak ten moment zapamiętali nasi klubowicze? Jakie mieli oczekiwania i czy się one spełniły?
Magdalena Michna, Bratysława
Dzień, a zwłaszcza wieczór przystąpienia Polski do UE pamiętam dość dobrze, mimo że nie świętowałam w żaden szczególny sposób. Po prostu oglądałam transmisję z tego wydarzenia w telewizji. Moment, gdy powitano nas w Unii i wciągano polską flagę na maszt, był dla mnie wzruszający i podniosły.
Miałam świadomość, że na moich oczach dzieje się historia. Zdawałam sobie sprawę, że za niecałe dwa miesiące będę mogła osobiście przetestować swobodę przepływu osób i otwarty rynek pracy, bo wybierałam się do Wielkiej Brytanii w ramach programu Work & Travel.
Z akcesją Polski do UE wiązałam nadzieje na rozwój kraju, nowe inwestycje i remonty infrastruktury, ale też się cieszyłam, że staniemy się pełnoprawnymi Europejczykami, podróżującymi na Zachód bez wiz, kontrol i zezwoleń.
Moje oczekiwania związane z członkostwem się spełniły. Wystarczy sobie przypomnieć, jak wyglądały polskie miasta i miasteczka oraz infrastruktura wcześniej. Gdyby nie unijne fundusze, duża część z tych inwestycji nie miałaby szansy na realizację.
Najbardziej jednak cenię sobie te korzyści, których doświadczam w codziennym życiu: możliwość podróżowania po Europie, kartę europejskiego ubezpieczenia zdrowotnego, możliwość pracy czy nauki w dowolnym kraju Unii, wolny handel.
Jestem przekonana, że członkostwo w UE dało Polsce, jak i Słowacji (abstrahując od stopnia wykorzystania przez Słowaków unijnych funduszy) mnóstwo korzyści i możliwości rozwoju na poziomie ludzkim i gospodarczym oraz pomogło zniwelować – przynajmniej do pewnego stopnia – różnice rozwojowe między państwami zachodnimi a byłymi krajami socjalistycznymi.
Nie wyobrażam sobie Polski czy Słowacji poza Unią. Członkostwo we Wspólnocie poza wspomnianymi udogodnieniami, które szczególnie dla młodszego pokolenia są oczywistością, wzmocniło oba państwa politycznie i gospodarczo. Bez członkostwa w UE bylibyśmy na peryferiach Europy, dużo słabsi i mniej bezpieczni, szczególnie w obecnej sytuacji.
Czuję się Polką i Europejką. Uważam, że Europa jest najlepszym miejscem do życia, dlatego trzymam kciuki za Unię, abyśmy sprostali nadchodzącym wyzwaniom i dalej mogli się cieszyć pokojem i dobrobytem.
Łukasz Cupał, Galanta
Przyjęcie Polski do Unii Europejskiej przyjąłem jako suchy fakt z godną dwudziestodwulatka obojętnością. Miałem wtedy lepsze rzeczy do roboty. Jako siedmiolatek wykazywałem się chyba większym czuciem społeczno-politycznym, bo podniosłe emocje związane z upadkiem muru berlińskiego lub grozę zamieszek na placu Niebiańskiego Spokoju pamiętam dość dobrze. Udział naszego kraju w UE pozwolił na wejście do układu Schengen.
Otwarcie granic między członkami UE, Szwajcarią, Lichtensteinem, Norwegią i Islandią uważam za najcenniejsze osiągnięcie polityki europejskiej, które powinniśmy z całej siły pielęgnować. Czas płynął nieubłaganie, a rzeczywistość wyznaczała swoje tory.
Dziś rozumiem, jak wielka była idea, która przyświecała architektom Wspólnoty Europejskiej w powojennej Europie, i jak bardzo Unia koroduje w ryglach zmieniającego się świata i rękach wątpliwej jakości elit politycznych. Zdaję sobie sprawę, jak wielkie korzyści, ale też wyzwania i niebezpieczeństwa przyniosło Polsce wstąpienie do UE.
Polityka jest przyprawą w kotle rzeczywistości, wpływa na smak i zapach potrawy. Może być pikantna, gorzka lub cierpka, ale jeżeli będzie bez smaku albo zwyczajnie niesmaczna, nie uda się zachować wspólnotowego dorobku w takim kształcie, w jakim go zamyślano.
Tatiana Drimaj Recka, Banská Štiavnica
Pierwszy maja 2004 r. świętowałam… w pracy, w legendarnej czekoladowni, mieszczącej się przy ul. Michalskiej w Bratysławie, gdzie byłam jednocześnie kelnerką i menadżerką
Byłam już po jednych studiach magisterskich w Trnawie i w trakcie kolejnych na Uniwersytecie Komeńskiego w Bratysławie. Tak łączyłam dzienne studia magisterskie z pracą.
Co roku starałam się też znaleźć pracę za granicą, ale był to duży problem dla studentki ze Słowacji, której kraj nie należał do UE. Z powodu rządów Vladimíra Mečiara w latach dziewięćdziesiątych Słowacja długo była uważana za „czarną dziurę na mapie Europy” (tak określiła Słowację Madeleine Albright, USA).
Mam wielu znajomych, którzy od roku 1993 wyjeżdżali za pracą do Austrii. Bliskość Wiednia zawsze kusiła możliwościami, ale pracownicy z byłej Czechosłowacji oraz krajów byłego Związku Radzieckiego przez wiele lat traktowani byli jako pracownicy drugiej kategorii. Nie mieli szansy na stanowiska inne niż w gastronomii, hotelarstwie lub jako taksówkarze. Jednak po wstąpieniu Słowacji do UE zaczęło się to zmieniać.
Miałam i ciągle mam duże oczekiwania związane z UE. Wierzę, że Unia jest dla nas wszystkich – Europejczyków – gwarancją pewności i bezpieczeństwa, równości wobec prawa oraz możliwości pracy gdziekolwiek na terenie krajów do niej należących.
Dla mnie największym wydarzeniem po roku 2005 były studia i praca w Polsce, w przepięknym Poznaniu. Od tej pory traktuję Polskę jak swoją drugą ojczyznę.
Marek Sobek, Bratysława
Nie pamiętam, co robiłem 1 maja 2004 r. – pewnie byłem gdzieś na majówce.
Wejście Słowacji do UE przyjąłem jako fakt oczywisty w kontekście tak krótkiej jej państwowości.
Unia spełniła oczekiwania, na które czekało wielu obywateli państw z tzw. bloku wschodniego; możliwość podróżowania, kształcenia się, prowadzenia działalności gospodarczej itd.
Życie poza Unią? Nie zastanawiałem się, ale chyba nie, tutaj jest mi dobrze. Więc zostaję i niczego nie będę tracił.
Ewa Nanek, Viničné
Wiosnę 2004 r. pamiętam całkiem dobrze, ponieważ był to dla mnie czas, który bardzo wpłynął na kolejne dwie dekady mojego życia. To był ostatni rok moich studiów hungarystycznych, który spędzałam na stypendium w Budapeszcie.
W dniu 1 maja odwiedzili mnie znajomi z Polski i tak w międzynarodowym gronie polsko-węgierskim świętowaliśmy na ulicach Budapesztu nasze wspólne wejście do Unii Europejskiej. Wydaje mi się, że w tamtym momencie nie mieliśmy żadnych konkretnych oczekiwań, po prostu cieszyliśmy się chwilą i nie zastanawialiśmy się, jak ten dzień wpłynie na naszą przyszłość.
Już po miesiącu okazało się, że dla mnie miało to ogromne znaczenie i wpłynęło na wiele wydarzeń w kolejnych latach. Na początek ułatwiło mi to decyzję o pozostaniu na Węgrzech. Bez konieczności załatwiania pozwolenia i innych formalności mogłam od razu rozpocząć pracę i zamieszkać w Budapeszcie. Pięć lat później równie łatwo spakowałam cały swój dobytek i przeniosłam się na Słowację, gdzie mieszkam do dziś.
Dla mnie Unia Europejska to symbol wolności i możliwości. Wolność wyboru, gdzie i jak długo chcę mieszkać i pracować, wolność podróżowania, wolność poglądów. To również bezpieczeństwo i stabilność. I tego wszystkiego nie chciałabym stracić.
MZO