Odrobina słońca – Bemowe frazy

 CZUŁYM UCHEM 

Święta, święta i… po ptokach. Styczeń mroźny, słoneczny, jeszcze może cieszyć. Potem przychodzi luty i jakby od razu na starcie rok dostaje zadyszki. Dni niby ciut dłuższe, ale ciemne, ponure i przygnębiające. Nijakie. Z wyra ciężko wstać. W głowie jak mantra błagalne: byle do wiosny…, byle do wiosny…, byle do wiosny…! A wiosna daleko. I jeszcze w marcu śniegiem sypnie, zupełnie już bez sensu. Czuć chroniczny jego brak. Sensu brak i nadziei brak na wiosny nadejście. A przecież ona przyjdzie. Wiesz to, bo zawsze przychodziła. Czasem na krótko, ale zawsze. Czy teraz Ci lepiej? Nie? To może Bemowe frazy pomogą?

To jeden z tych radosnych albumów w polskiej fonografii. Podobne flow można znaleźć na debiutanckiej płycie Zbigniewa Wodeckiego, o której już pisałem, ale tu jest bardziej egzotycznie. Pełno samby, bossa novy, jazzu i soulu. Latynoskie rytmy to zdecydowanie nie moja bajka, ale zespołowi Bemibem udała się ta zupa wyśmienicie dzięki jazzowemu, improwizatorskiemu feelingowi, soulowym frazom i gdzieniegdzie rockowemu pazurowi. No, może pazurkowi.

Pewne niedoskonałości dodają płycie autentyczności, słychać, że materiał był rejestrowany dość beztrosko, żywiołowo i czoło czułego ucha może się momentami zmarszczyć, słysząc niektóre wokale panów Aleksandra Bema i Mariusza Mroczkowskiego. Jest to jednak zapis tamtych czasów. Z drugiej strony trudno odmówić zespołowi warsztatu instrumentalnego i aranżacyjnego.

To również jedna z tych płyt, która powinna być elementarzem dla wszystkich adeptów gry na gitarze basowej, ponieważ Paweł Dąbrowski trzyma groove w garści, jak mało kto. Jest też jej głos. Głos Ewy Bem! Jego unikatowa barwa i fraza, które raz usłyszane zapadają w pamięć na zawsze, uszlachetnia krążek.

A wisienką na torcie jest Tomasz Jaśkiewicz na gitarze. Tak (!), ten sam Tomasz Jaśkiewicz, którego znamy ze współpracy z Czesławem Niemenem na największych jego płytach. Zawsze podkreślam, że to jeden z najwybitniejszych gitarzystów na polskiej scenie i również ten najbardziej niedoceniony.

Album rozpoczyna Podaruj mi trochę słońca, największy przebój grupy. Inspirowany mocno dokonaniami zespołu Santany utwór, mógłby spokojnie znaleźć się w jego repertuarze i być grany na stadionach całego świata. Fenomenalna aranżacja, jazzujący vibe, no i ten bas! Utwór, który kompletnie się nie zestarzał, być może nawet czeka na swoją drugą młodość.

Po takim wstępie tytułowe Bemowe frazy pozwalają trochę ochłonąć. Nie bójmy się wiosny to z pozoru typowa bossa nova, która mniej więcej w połowie przeradza się we wpadający w ucho bigbitowy manifest. Dlaczego nas tam nie ma odkrywa przed nami warsztat wokalny Ewy Bem. Kolorowe lato to kolejny udany mariaż bossa novy i bigbitu, tym razem z jazzowym smaczkiem.

Rockowy Nigdy w życiu nie jest tak kojarzy się z musicalem Hair lub jakąkolwiek inną rock operą. Dość kostropata Podróż bez dziewczyny, choć przyjemna, jest najsłabszym momentem na albumie. Na szczęście w Już ci nigdy nie przyrzeknę album wraca do wcześniejszego poziomu.

Pulsujący Wędrowiec i Pegaz buzuje wręcz klimatem. Przedostatni na płycie Zawsze mamy siebie znów ma w sobie ten musicalowy sznyt. To piosenka, którą główni bohaterowie w atmosferze happy endu żegnają się z nami. Potem następują napisy końcowe, a w tle leci instrumentalna Jajecznica, która definitywnie kończy ten jedyny w dorobku grupy album, który stał się jednym z najjaśniejszych momentów w rodzimej fonografii.

Dlatego apeluję! Sięgnijcie od czasu do czasu po tę płytę, bo naprawdę warto. Ja wiem, że okładka nie zachęca, jest brzydka jak noc, ale przecież nie szata zdobi… winyl.

Łukasz Cupał

MP 2/2024