Magia świąt? Widziałam ją tydzień przed Bożym Narodzeniem na własne oczy. Podczas uroczystej wigilii w Klubie Małego Polaka.
Jak najlepiej opowiedzieć dzieciom o polskich tradycjach? Pokazując je. Dlatego właśnie ostatnie grudniowe zajęcia Klubiku były zupełnie wyjątkowe. Rozpoczęły się wprawdzie na dywanie naszym zwyczajowym wierszowanym powitaniem, ale potem toczyły się przy odświętnie zastawionym stole, na którym pełno było słodkich i słonych przysmaków. To była nasza Klubikowa wigilia.
Czy potraw było dwanaście? Nie wiem na pewno, ale nie zabrakło nawet ryby. A pod obrusem dzieci własnoręcznie schowały sianko. Dodatkowe nakrycie też się znalazło, mimo że w spotkaniu uczestniczyło aż trzydzieści osób. Tego dnia Klubikowa wspólnota była otwarta na każdego, dołączyli więc do nas rodzice i dziadkowie Klubowiczów, młodsze i starsze rodzeństwo, a nawet kuzyni. I wspólnie podzieliliśmy się opłatkiem.
Nasza skromna salka wyglądała iście po królewsku. Stoły przykryte były obrusami, wzdłuż okien migotały kolorowe światełka, a w niemal każdym zakamarku można było znaleźć jakąś świąteczną dekorację, zawieszoną tam przez najmłodszych. Honorowe miejsce należało oczywiście do przepięknie udekorowanej choinki, ale również stajenka z figurkami stworzonymi do dziecięcych rączek cieszyła się sporym zainteresowaniem.
Podczas spotkania przy akompaniamencie gitary śpiewaliśmy wspólnie kolędy, a dzieci wykonały dla rodziców utwór „Świeć, gwiazdeczko mała, świeć”, który przygotowują na styczniowy koncert kolęd polskich i słowackich. Dla najmłodszych znalazły się również prezenty, a wręczył je sam Święty Mikołaj.
Ten moment był zresztą szczególny, bo Mikołaj przyszedł do wszystkich – zarówno uczniów Szkoły Polskiej, mających w tym czasie warsztaty bożonarodzeniowe, jak i Klubowiczów – i przez chwilę świętowaliśmy wszyscy razem.
Wróćmy jednak do tej magii, którą widziałam na własne oczy. W którym momencie dała o sobie znać? W czym się przejawiła? Najpiękniej było ją widać w sile wspólnoty polonijnej, którą tworzymy wokół Szkoły Polskiej i Klubu Małego Polaka.
Była w zaangażowaniu rodziców, bez których tak piękna wigilia nie mogłaby się odbyć i dla których nie było zadań niemożliwych, była w uśmiechach szczęśliwych dzieci, wieszających ozdoby i oblizujących wąsy z czekolady, była w gwarze rozmów, które nie ustawały, mimo że oficjalna godzina zakończenia naszych zajęć minęła.
Na samo wspomnienie tych wydarzeń serce rośnie. Bo niezależnie od tego, czy mówimy w domu po polsku, czy po słowacku, gotujemy polskie czy słowackie potrawy wigilijne, w Klubie Małego Polaka chcemy być razem i pielęgnować nawet ten najmniejszy okruszek polskości, który w nas drzemie.
Natalia Konicz-Hamada
Zdjęcia: Natalia Konicz-Hamada