Juraj Rizman: „Bratnie narody to nie banał“

 PIĘKNA TRYDZIESTOLATKA 

W ostatnim odcinku poświęconym trzydziestoleciu samodzielnej Słowacji, publikujemy rozmowę z Jurajem Rizmanem z organizacji Post Bellum, zajmującej się dokumentowaniem historii osób żyjących w kluczowych momentach XX w.

Jak wspominasz Czechosłowację? Masz jakiś konkretny obraz, który zapamiętałeś z tamtych czasów?

Obraz Czechosłowacji, który noszę w pamięci, opiera się na dwóch filarach. Pierwszy to wartości, na których to państwo zbudowali jego założyciele T.G. Masaryk i M.R. Štefánik. Obaj podkreślali ideę prawa narodów do samostanowienia, idee wolności i demokracji, ale poszli też dalej i podkreślali kwestię etyki i moralności w polityce i budowaniu państwa.

Choć kraj borykał się z wieloma problemami, Pierwsza Republika (1918-1938) była wyspą demokracji i schronieniem dla uciskanych i prześladowanych z szerszego regionu. Uważam to za bardzo inspirujące, także dzisiaj. Nie musimy być idealni, ale zawsze powinniśmy mieć na uwadze zasady i cel wyższy.  Drugi filar ma dla mnie bardzo osobisty wymiar – moja mama jest Czeszką, a ojciec Słowakiem.

Moi przodkowie walczyli o utworzenie i wolność Czechosłowacji. Wychowałem się w duchu Masaryka, z naciskiem na wartości, które wyznawali i wpajali naszemu narodowi „ojcowie założyciele”. Znaczna część mojej rodziny mieszka nadal w Czechach, śledzę wydarzenia i kulturę tego kraju.

 

Czy jako dziecko lub nastolatek zdawałeś sobie sprawę, że mieszkasz w kraju składającym się z Czech i Słowacji?

Dostrzegaliśmy, że nasza ojczyzna składa się z dwóch narodów i dwóch republik. Urodziłem się po federalizacji Czechosłowacji, więc od najmłodszych lat dowiadywaliśmy się, czym jest federacja, co nas łączy i jakie są różnice między instytucjami i organizacjami. Rozmawialiśmy o bratnich narodach i dla wielu z nas to nie był banał.

 

Zdarzało się, że odbierano Cię za granicą jako Czecha? Jak wyjaśniałeś swoją tożsamość?

Przedstawienie się gdzieś za granicą, że jest się z Czechosłowacji, często było utożsamiane z Pragą. Po rewolucji w 1989 r. kojarzono nas z Václavem Havlem. Czymś, co charakteryzowało Słowację, były Tatry.  Wtedy nie poruszaliśmy zbyt wielu kwestii tożsamości narodowej. Pytanie o nią pojawiło się dopiero ok. 1992-1993 r. i wiązało się z faktem, że za granicą zaczęto zwracać większą uwagę na ruch nacjonalistyczny i polityków otwierających temat samodzielnej Słowacji.

 

Jak zareagowałeś na podział Czechosłowacji?  

Postrzegałem go przez pryzmat moich dziadków i ich bolesnych wspomnień rozpadu Czechosłowacji tuż przed II wojną światową, wiążącego się z wypędzeniem Czechów, demontażem demokracji, niejasną sytuacją gospodarczą i polityczną, brakiem bezpieczeństwa pod koniec lat 30. XX wieku. Pamiętam, jak to opisywali dziadkowie, znajdując punkty zbieżne z tym, co działo się na początku lat 90. Panował wtedy jakiś stan nerwowości, który wiązał się z rozpadem wspólnego państwa.

 

Co to dla Ciebie znaczyło?  

Wyjazdy do rodziny były już wyjazdami zagranicznymi. Szybko zrozumieliśmy, że trzeba walczyć o charakter państwa. To była jedna z pierwszych rzeczy, w które zaangażowałem się obywatelsko. Walka z autokratycznymi zapędami ówczesnego premiera Vladimíra Mečiara i jego działaniami, stawiającymi Słowację poza grupą krajów, które weszły na ścieżkę integracji z UE i NATO. Słowacja stanęła na rozdrożu.

Pisano o nas jako o czarnej dziurze Europy. Porównywano nas do Białorusi. A jednak się nam udało! Społeczeństwo obywatelskie i prodemokratyczne siły polityczne ostatecznie pokonały populizm i autokrację. Była to niezwykle cenna lekcja, której skutki trwają do dziś.

 

Co z tej lekcji wyniosłeś?

Że walka o wartości ma sens i można ją wygrać, nawet jeśli na pierwszy rzut oka może wydawać się to czymś nieosiągalnym.

 

Czego się wtedy obawiałeś i czy to się spełniło?  

Obawiałem się, że po utworzeniu niepodległej Słowacji stracimy rozmach. Dzięki bardziej intelektualnym Czechom i kontaktom czeskich elit zawsze mieliśmy europejski kontekst i odpowiednią perspektywę postrzegania świata. Obawiałem się, że my, Słowacy, skupimy się na naszych małych problemach i stracimy ten szerszy wymiar. Bywały momenty, że tak się działo. Ale na szczęście mechanizmy korygujące jak dotąd zawsze zadziałały.

 

Łatwiej jest być Słowakiem w niepodległej Słowacji niż w Czechosłowacji? 

Z pewnością. U schyłku państwowości czechosłowackiej znaczna część Czechów miała poczucie, że dokłada z własnej kieszeni do Słowaków. Z kolei znaczna część Słowaków miała poczucie, że dopłaca do Pragi. Przerzucano się wtedy różnymi kwotami, spekulowano na temat stosunków Czechów i Słowaków. Wspominając tamten klimat, dziś widzę, że łatwiej jest być Słowakiem na Słowacji.

 

Rozdzielenie Czechosłowacji zapewne przyniosło pozytywy i negatywy. Jakie?

Z historycznego punktu widzenia podział ten pomógł Słowakom. Dawniej mogliśmy obarczać winą za nasze niepowodzenia Budapeszt, Wiedeń, Pragę. We własnym państwie mogliśmy dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za siebie. To niezwykle ważna lekcja.

 

W jakim stopniu Słowacja i Czechy nadal na siebie wpływają?

Bardzo dużym. I nie są to puste słowa, że są to dwa niezwykle bliskie sobie narody, społeczeństwa i kultury. Łączą nas więzi rodzinne, politycznie. Setki razy udowadniano, że razem możemy osiągnąć więcej – zarówno na poziomie regionalnym, jak i europejskim. Bardzo bym chciał, żeby ta przyjaźń, wymiana, wzajemna przynależność i współpraca trwały długo.

 

Jakie są Twoje kontakty z Czechami?  

Bardzo intensywne. Codziennie śledzę wydarzenia polityczne, społeczne i kulturalne w Czechach. Co tydzień komunikuję się ze środowiskiem czeskim. Pracuję nad wspólnymi projektami z naszymi czeskimi przyjaciółmi. W ciągu ostatniego miesiąca byłam w Pradze dwa razy – zarówno prywatnie, jak i służbowo.

 

Nawet teraz, gdy się łączymy, jesteś w Pradze, prawda?

Tak. Pracuję dla organizacji Post Bellum, która dziś przyznaje Nagrody Pamięci Narodu w układzie czesko-słowackim. Cieszę się więc na wspaniały wieczór czesko-słowacki, podczas którego zostaną docenione ważne osobistości z obu naszych krajów.

Czy łatwiej jest badać historię w ramach działań Post Bellum tylko na Słowacji? A może gdyby istniała jeszcze Czechosłowacja, o słowackich bohaterach mówiłoby się więcej, bo w całej Czechosłowacji?  

Post Bellum działa na terenie Czech i Słowacji. Koordynujemy prace i uzupełniamy się. Zajmujemy się przede wszystkim historią XX w., ale dzięki wyzwaniom, którymi  były utworzenie państwa, walka z faszyzmem, a później komunizmem, przeszliśmy tę drogę wspólnie z Czechami. Nie wiem, jak Post Bellum sprawdziłoby się w ramach federacji. Nie chcę spekulować, co by było, gdyby. Cieszę się, że działamy jako dwie organizacje w dwóch krajach i że współpracujemy ze sobą.

 

Co osiągnąłeś dzięki temu, że mieszkasz na Słowacji, czego nie udałoby się osiągnąć w Czechosłowacji?  

Jestem partnerem prezydentki Republiki Słowackiej. To by się nie zdarzyło w Czechosłowacji, ponieważ Słowacja nie miała urzędu prezydenta.

 

Twoje 30 lat w niepodległej Słowacji to kciuk w górę czy w dół?

Zdecydowanie kciuk w górę. Wszystkie moje sukcesy osobiste i zawodowe osiągnąłem na Słowacji. Mam tutaj syna, mamę, partnerkę, ale też większość moich przyjaciół. Tutaj uczestniczyłem w kluczowych walkach o demokrację, tutaj dokonaliśmy zmian legislacyjnych w dziedzinie ochrony środowiska, tutaj wygraliśmy przełomowe kampanie w społeczeństwie obywatelskim.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcie: archiwum JR

MP 12/2023