Rusza inwestycja usprawniająca kolejowy dojazd z Polski na Słowację, na którą czekaliśmy całe 30 lat. Mowa o linii kolejowej Podłęże – Piekiełko, która zapowiadana była już w latach 90., a później była wielokrotnie odkładana.
Celem projektu ma być znaczące skrócenie czasu przejazdu koleją z Krakowa (a także Warszawy, Łodzi, Trójmiasta) do Zakopanego oraz przejścia granicznego ze Słowacją Muszyna – Plaveč. Całość ma się zakończyć dopiero ok. 2030 r., ale z pierwszych etapów tej inwestycji pasażerowie będą mogli skorzystać już za dwa, trzy lata.
Na czym polega przełomowy charakter linii Podłęże – Piekiełko? Otóż byłaby to pierwsza od ponad 100 lat zupełnie nowa linia kolejowa w tej części Europy. Rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że zarówno Polska, jak i Słowacja operują na sieci kolejowej, zbudowanej jeszcze w czasach Austro-Węgier, nie przystającej do współczesnych realiów.
Wyznaczone w czasach Galicji i Górnych Węgier linie są od tego czasu modernizowane lub likwidowane, ale praktycznie nie powstają nowe. Polska od 1989 r. zrobiła olbrzymi skok cywilizacyjny – zbudowała setki kilometrów autostrad i dróg ekspresowych, a równocześnie… linie kolejowe raczej likwidowała, budując jedynie ok. 50 km nowych.
Wśród nich – Pomorską Kolej Metropolitarną w rejonie Gdańska i Gdyni, kilka łącznic oraz linie kolejowe na lotniska. Na Słowacji proces likwidacji linii kolejowych nie był aż tak drastyczny, ale również tu nie zbudowano niczego nowego, a jedynie modernizowano to, co jest – zupełnie inaczej, niż z infrastrukturą dla kierowców.
Tymczasem budowniczowie kolei w Austro-Węgrzech z przyczyn politycznych nie przywiązywali wagi do połączeń północ-południe (łączących Galicję z obecną Słowacją, wówczas Górnymi Węgrami), a budowane wówczas koleje w Karpatach wiodą krętymi dolinami, w których pociągi wloką się dziś niemiłosiernie. Polsko-ukraińska Galicja i dzisiejsza Słowacja oraz Zakarpacie znajdowały się bowiem w różnych częściach austro-węgierskiej monarchii. Szczytem absurdu, wynikającym z niedoskonałości ówczesnych technologii, była linia Kraków – Zakopane.
Samochodem te 110 km pokonujemy w półtorej godziny, a jeszcze w 2017 r. pociąg wlókł się tędy aż 4 godziny, jadąc okrężną trasą długości 142 km. Trwająca od 2017 r. modernizacja skróciła ten czas z czterech godzin do trzech, ale to wciąż zbyt dużo.
Receptą ma być właśnie linia Podłęże – Piekiełko, wyznaczona prostszą drogą, o nowoczesnej technologii. Pociągi nie będą się wlec dolinami i łukami w tempie 60 km/h, ale pojadą po nowoczesnych estakadach i tunelach z prędkością 120-160 km/h. Podróż z Krakowa do Zakopanego będzie trwać 1,5 godziny zamiast obecnych 3, a z Krakowa do granicy słowackiej w Muszynie 2 godziny zamiast obecnych 4.
Na razie rusza pierwszy etap tej inwestycji, czyli modernizacja linii kolejowej Chabówka – Nowy Sącz. Niedawno podpisano pierwsze umowy już nie na prace przygotowawcze, ale budowlane. Następnym krokiem powinna być realizacja drugiego etapu, czyli budowa właściwej linii Podłęże-Piekiełko. Ta część projektu ma już za sobą etap dokumentacji i zezwoleń, a aktualnie finalizowana jest kwestia finansowania i rozpisania przetargów.
To jest już pewnik – przetargi rozpisano, linia powstanie. Więcej niepokoju budzi drugi etap, czyli zasadnicza budowa linii między Podłężem a Piekiełkiem. Prace przygotowawcze już zrealizowano, ale prac budowlane mają być finansowanie z Krajowego Planu Odbudowy, a ten, jak wiemy, nadal nie jest zatwierdzony.
Równocześnie dobiega też końca gehenna niezmotoryzowanych pasażerów, podróżujących starą Zakopianką kolejową, która jest modernizowana od 2017 r. Wlecze się to niemiłosiernie. Co roku prace są wstrzymywane na sezony turystyczne – tak letni, jak i zimowy – by na kilka miesięcy w roku puścić pociągi, po czym linię znów się częściowo zamyka. W grudniu 2023 r. prace mają się finalnie zakończyć, a pasażerowie nareszcie odetchną z ulgą.
Jakub Łoginow
Zdjęcie: Jakub Łoginow