ROZMOWY Z NINĄ
Zbliża się święto zakochanych, a ja nadal nie mam swojego Walentego. Tak sobie myślę, że to chyba nie jest jakaś wielka katastrofa, ponieważ wielu ludzi jeszcze czeka na miłość swojego życia, a są już o wiele starsi ode mnie. Podobno na to, co dobre, czeka się długo.
Co to za „druga połowa“?
Rodzice też trochę na siebie czekali, ale teraz są już razem dłużej, niż byli osobno. To znaczy, że większość swojego życia spędzili wspólnie.
Nie mam pojęcia, jakie to jest uczucie, ale mama ciągle powtarza, że najważniejsze, żeby być samym sobą i nie czekać, aż się znajdzie ta „druga połowa” .
Ona chyba wie, o czym mówi. Ja nie bardzo rozumiem, kto jest połową, a kto jest cały? Jedno wiem: ja jestem cała!
No i żyję sobie tak powolutku na swojej „wyspie”, na której czasami świeci słońce, czasami pada deszcz. Bo wiecie, takie jest życie.
Tęcza na niebie
Jak przyjdzie atak i zacznie mnie bardzo boleć głowa, a potem nie śpię całą noc, to trudno mi dostrzec tęczę na niebie. Mama i tata nawet pozwalają mi się gniewać w takich sytuacjach, bo kto by się nie gniewał! Jak się tak porządnie pozłoszczę i pożalę mamie, to jest mi od razu lżej na duszy. Potem łatwiej jest dostrzec tę tęczę oczami wyobraźni.
A u Was to jak wygląda? Podobnie jak u mnie?
Dziwaczka?
No, ale wracając do tego Walentego, to w sumie fajne święto! Bo miłości na świecie nigdy nie jest za dużo! Celebrowanie miłości nikomu nie zaszkodzi. A jak człowiek widzi wszędzie czerwone serduszka, to aż chce kochać innych! Ale podobno niektórzy ludzie dystansują się od tego święta, bo jest amerykańskie. Ja nie wiem, co to tak do końca znaczy, jednak moim zdaniem, jak stoi za nim dobra intencja, to jest to dobre święto. Ale wiecie, ja być może się tak do końca nie znam, bo mam swój własny świat i czasami nie rozumiem tego realnego świata.
No cóż, tak już mam, taka ze mnie dziwaczka. Ale dobrze mi z tym.
Nina
zdjęcia: Ewa Sipos