WYWIAD MIESIĄCA
95 lat działania koszyckiej rozgłośni, tworzenie audycji dla mniejszości narodowych, w tym także polskiej to tylko niektóre z tematów poruszonych podczas rozmowy z Kristiną Mojžišovą, redaktor naczelną Redakcji Nadawania Programów Mniejszości Narodowych Radia „Patria”, Studio Koszyce.
Skąd pomysł na taką kombinację zawodową: radio i mniejszości narodowe?
Zaczynałam pracę w 1996 r. jako dziennikarka w dzienniku SME. Zajmowałam się różnymi tematami w regionalnym dodatku SME na Východe. Ponieważ wtedy byłam najmłodszą redaktorką i jedyną kobietą, zostały mi tematy, których nikt nie chciał poruszać, czyli te, dotyczące mniejszości.
Sporo uwagi poświęciłam mniejszościom żydowskiej, węgierskiej, ale i polskiej – wtedy bardzo aktywnie tu działał prezes Klubu Polskiego w Koszycach Tadeusz Błoński. Potem do redakcji dołączyła historyczka doktor Jurová, która zajmowała się Romami i zaraziła mnie ich tematem. Zajęłyśmy się pisaniem o migracji Romów.
W 1996 r. jeszcze nie mówiło się o tym zbyt wiele. Temat mnie wciągnął do tego stopnia, że zyskałam przezwisko „cygańska dziennikarka“. W 2001 r. zakładałam Romską Agencję Prasową, która dzięki wsparciu ambasady amerykańskiej i różnych organizacji działała 15 lat. Moim zadaniem było wychować romskich dziennikarzy. Nie było to łatwe, ponieważ była to praca całoroczna, a pieniądze za nią często docierały dopiero w listopadzie.
Po jakimś czasie czułam się tym bardzo wyczerpana, więc się wycofałam, ale – widocznie Bóg chciał inaczej – dostałam propozycję ze Słowackiego Radia, by stanąć na czele redakcji Nadawania Programów Mniejszości Narodowych.
Czyli dostała Pani pod opiekę nie jedną, ale więcej mniejszości?
Tak, zaczęłam się zajmować Romami, Rusianami (Łemkami), Ukraińcami, Polakami, Czechami i Niemcami.
To sześć mniejszości, ale przecież na Słowacji jest uznanych 13. Co z pozostałymi?
Sześcioma zajmujemy się w Koszycach, pozostałymi rozgłośnia bratysławska. Ja taki podział zastałam, kiedy dołączyłam do zespołu radiowców, ale prawdopodobnie wypływa to z uwarunkowań historycznych.
Sześć mniejszości to nie jedna, więc weszła Pani na jeszcze wyższy stopień trudności!
Jestem wdzięczna za to wyzwanie. Zrozumiałam, że każda z mniejszości ma inne problemy, innymi radościami chce się dzielić.
Dla Pani to misja?
Tak, zdaję sobie sprawę, że wspólnie budujemy most, dzięki któremu my możemy poznać mniejszości, ale i mniejszości mogą poznać siebie.
Takiej pracy nie da się robić bez specjalnego rodzaju uczucia, jakim się darzy mniejszości?
Myślę, że ma Pani rację. Gdy trafiłam do redakcji osiem lat temu, nie panowała tu najlepsza atmosfera, audycje traciły swoich słuchaczy, były oderwane od rzeczywistości. Było to zatem duże wyzwanie. Trzeba było zmienić sposób myślenia o mniejszościach.
A jakie myślenie panowało?
Do dziś spotykam się z poglądem, że człowiek rodzi się jako część mniejszości i tej przynależności nie da się wymazać, a tymczasem nasza konstytucja mówi, że to sprawa wyboru – każdy z nas sam decyduje, kim się czuje. Tożsamości nie da się komuś wcisnąć, choć niektórzy by to chcieli zrobić.
W przypadku przedstawicieli niektórych mniejszości sam ich wygląd świadczy o tym, kim powinni być, ale przecież nie muszą się czuć jako mniejszość! Okazało się, że weszłam do bagnistego środowiska, dlatego podjęłam dodatkowe studia – doktorskie z politologii na Wydziale Filozoficznym – co pozwoliło mi lepiej rozumieć, co to jest tożsamość.
Skoro tożsamość to kwestia wyboru, czuje się Pani częścią jakiejś mniejszości?
Prawie 25 lat zajmuję się mniejszością romską, byłam uważana za jej część, mam tam wspaniałych przyjaciół i kiedy jest mi ciężko, zwracam się o wsparcie do moich romskich przyjaciół. Wiem o tej mniejszości więcej niż o Słowakach.
Czuje się Pani jej częścią?
Tak, oczywiście. I to nie tylko tej mniejszości, ale także łemkowskiej, ponieważ mój dziadek miał łemkowskie korzenie. Choć żył na terenach, gdzie kultura łemkowska nie była pielęgnowana, ale mam w pamięci ortodoksyjne ceremonie cerkiewne, na których rozbrzmiewał język starosłowiański. Jest mi on bliski. Długie lata sądziłam, że przeprowadzę się do Czech. Tak się nie stało, ale mój syn tam mieszka, więc z Czechami też jestem powiązana.
Mam też bliskie relacje z Polakami, zachwycam się Waszym językiem i kocham dowcipy w tym języku. W ogóle uważam Was za dowcipnych ludzi. Z języków mniejszości, którymi się opiekuję, niemiecki znam najsłabiej, opanowałam go częściowo.
Jakie stawia sobie Pani cele?
Żeby mniejszości nie były traktowane jako coś egzotycznego, jak folklor, ale jako pełnoprawna część społeczeństwa. Tak się stanie wtedy, kiedy mniejszości tak będą widzieć siebie. Bo przynależność do mniejszości to bonus, coś dodatkowego. A tymczasem większość społeczeństwa wysyła mniejszości do kącika – niech sobie pośpiewają, potańczą, bo to wszystko, co mają do zaoferowania.
Obserwuje już Pani zmiany na lepsze po ośmiu latach pracy?
Tak, widzę to. Dawniej audycje mniejszościowe były czymś z tego kącika, dziś udział w nich to już prestiż. Te audycje kształtują opinie, bo opowiadają o sprawach ważnych dla mniejszości, o tym, czym one żyją. Nasi redaktorzy nie siedzą tylko za biurkiem, ale pracują w terenie.
Mówimy o regionalnym rozwoju, o historii, ale także o ruchu turystycznym, o problemach codziennych.
Trzeba mniejszości chronić?
Zdecydowanie tak.
A jak to wytłumaczyć tym, którzy tego nie rozumieją, których obecność mniejszości – czy to narodowych, czy seksualnych, czy jakichkolwiek innych – drażni?
Społeczeństwo jest rozpieszczone. Jest konsumpcyjne. Wyobrażaliśmy sobie, że gdy staniemy się częścią większych grup, unii, stowarzyszeń będzie nam lepiej. Coraz lepiej. Ale gdzieś są granice. Kryzysy ekonomiczne stały się papierkiem lakmusowym.
Zanim przyszedł pierwszy kryzys ekonomiczny w 2008 r., miałam wrażenie, że mniejszości mają duże wsparcie w społeczeństwie i że z roku na rok ono rośnie. To cieszyło. I tak na przykład w 2001 r., kiedy wydaliśmy pierwszą informację prasową, że Romowie świętują Międzynarodowy Dzień Romów, reakcją wielu był śmiech. Kiedy tę samą informację podawaliśmy rok, dwa, trzy lata później – zaczęło się ten dzień celebrować.
Dziś to jest część programu telewizyjnego i nikt tego święta nie lekceważy. Takich przykładów jest więcej, bo systematyczna praca przynosi efekty. Ale w momencie, kiedy ludzie zaczynają tracić grunt pod nogami, dochodzi do rozdrażnienia, a ono potem przeradza się w nienawiść. Ludzie niechętnie się dzielą komfortem, dobrami materialnymi.
W takich sytuacjach działa prosty mechanizm: jeśli ja mam teraz czegoś mniej, to nie dlatego, że na przykład zasoby Ziemi się wyczerpały, ale dlatego, że ktoś zawinił. Winowajców szukają wśród tych, którzy dotykają ich wartości. Ale jakie są te wartości? Mam wrażenie, że ich lista się zawęża. Co stało się np. z potrzebą współpracy?
Byliśmy przecież otwarci na świat, a teraz coraz więcej społeczeństw się zamyka, zawęża tylko do własnego poletka, bo wyobraża sobie, że w ten sposób ochroni własny majątek, wygodne życie. Nie ochroni. W mediach społecznościowych tworzą więc swoje bańki zgody: jak się ze mną zgadzasz, możesz być moim przyjacielem, jak się nie zgadzasz to przestajesz nim być. Zamiast pozytywnej energii wysyłają negatywną. No i powstają nowe mniejszości, wyrzucone poza nawias, skupiające tych, którzy są inni. A mniejszości są dobrym celem ataku i obwiniania za niepowodzenia.
Dobrze, że jeszcze w normalnych czasach powstała legislatywa, która wytyczyła zobowiązania, co trzeba robić na rzecz mniejszości.
Myśli Pani, że teraz żyjemy w nienormalnych czasach?
W coraz bardziej ograniczonych, zawężonych, co jest spowodowane obojętnym podejściem człowieka do Ziemi, do eksploatacji surowców. A kiedy ludzie nie dostają tyle, ile by chcieli, wtedy do głosu dochodzą dyktatorzy polityczni, którym się wydaje, że mogą dyktować warunki, jak mamy żyć.
Tak jest w przypadku agresji rosyjskiej na Ukrainę, gdzie agresor mówi: chcę twojego terytorium, a jak mi go nie dasz, to zrobię to lub tamto! Co to jest?! A potem powstają teorie spiskowe, które obwiniają liberalizm. Przecież liberalizm prowadzi do tego, że człowiek może wyrazić swój pogląd, że może komunikować się z innymi, że społeczeństwo może współpracować, być otwarte, tworzyć wspólne wartości.
Zapomnieliśmy, że wartości tworzy się we współpracy, poprzez komunikację. A tymczasem zmierzamy w kierunku odwrotnym, by każdy schował sobie coś z tych wartości do kieszeni lub do sejfu. By pozamykać się w domach i korzystać z tego, co było dobrem dla wszystkich. Takie „wygrane“, takie „zwycięstwa“ to coś ułudnego. Co w ten sposób można wygrać? Jakie to zwycięstwo? Nad czym? Komunikacja w ten sposób zostaje przerwana.
Co Panią nauczyły mniejszości?
Nauczyły mnie przede wszystkim słuchać drugiego człowieka. Nauczyły mnie, że cokolwiek widzę i interpretuję, może zupełnie inaczej wyglądać z innego punktu widzenia. Nie trzeba osądzać innych, ich postaw, zanim z nimi nie porozmawiamy, nie damy możliwości wypowiedzenia się na dany temat, przekonania do swojego zdania. Uczę się w ten sposób tolerancji, pokory i szacunku względem wartości, które mniejszości wnoszą do społeczeństwa. Bo wnoszą. Trzeba o tym mówić.
Koszyckie radio obchodzi w tym roku jubileusz 95-lecia istnienia. Z tej okazji projekt muzyczny Klubu Polskiego pod tytułem „Tu i tam“ otworzył całą serię koncertów prezentowanych w koszyckiej Dużej Sali Radia, a potem udostępnianych w różnych mediach. Dla nas to olbrzymi zaszczyt. Jaka jest historia tej rozgłośni radiowej?
95 lat temu zaczęto systematycznie nadawać z radia w Koszycach, a już rok później rozpoczęło się nadawanie audycji narodowościowych. Wynikało to z tego, że Czechosłowacja powstała na bazie monarchii austro-węgierskiej i żyło tu wiele mniejszości. Spora część mieszkańców nie znała języka państwowego, czyli słowackiego.
Trzeba być świadomym tego, że funkcjonowało tu sporo szkół węgierskich i nie wszyscy odbierali powstanie Czechosłowacji jako efekt demokracji. To społeczeństwo potrzebowało jakiegoś narzędzia, by docierać z informacjami do ludzi, a radio powstało jak na zamówienie. W 1928 r. rozpoczęto nadawanie audycji w języku węgierskim, ich głównym celem było wyjaśnianie, co się na tych terenach dzieje.
Cztery lata później, niejako z wdzięczności dla łemkowskiej mniejszości, która była w Ameryce bardzo liczna, aktywna i zaangażowana w proces powstania Czechosłowacji, rozpoczęło się nadawanie programów rusińskich (łemkowskich). Jeśli nie bierzemy pod uwagę niemieckich audycji, które powstawały w Bratysławie, a które pozostawały pod wpływem hitlerowskich Niemiec, kolejne audycje narodowościowe zaczęły powstawać dopiero po listopadzie 1989 r. Niemieckie zostały wznowione 6 grudnia 1992 r. w Koszycach.
W 1992 r. rozpoczęło się nadawanie audycji dla mniejszości romskiej, a w 1999 r. dla polskiej i czeskiej. Pierwszą redaktorką Magazynu Polskiego była dobrze znana słowackim i polskim słuchaczom Urszula Szabadosová. W tej wyliczance nie wspominałam ukraińskich programów, bo ten język był wykorzystywany w ramach rusińskiego (łemkowskiego) nadawania programów.
Kiedy po II wojnie światowej Czechosłowacja stała się częścią bloku wschodniego, dochodziło do ideologicznych manipulacji, w wyniku których audycje rusińskie znikły, a mniejszość ta została wymazana ze spisu mniejszości. Zdecydowano wtedy, że Rusini (Łemkowie) to część narodu ukraińskiego.
Po wojnie działało więc nadawanie programów ukraińskich, rusińskie pojawiły się ponownie w eterze po listopadzie 1989 r., po sporych utarczkach z ukraińską mniejszością. Teraz mamy programy dla jednych i dla drugich. A po wybuchu wojny na Ukrainie przygotowujemy też audycje dla uchodźców.
Rozmawiamy w przededniu świąt Bożego Narodzenia. Spędza je Pani według zwyczajów czy korzystając z przepisów mniejszości, z którymi ma Pani kontakt?
Spędzałam niektóre święta czy Sylwestra u moich romskich przyjaciół, w romskiej osadzie, ale i w innych miejscach. W dzieciństwie, w naszej multikulturowej rodzinie, wyrastałam w obrzędach katolickich i prawosławnych, obchodziliśmy więc Boże Narodzenie dwa razy.
A teraz cenię sobie czas wolny, który mogę wykorzystać na spotkania z bliskimi, podróże czy czytanie książek. Nie stawiam tak bardzo na to, by dotrzymywać wszystkich tradycji. W moim domu pojawiają się dania według przepisów węgierskich, rusińskich i słowackich.
Małgorzata Wojcieszyńska, Koszyce
Magazyn Polski nadawany jest raz w miesiącu, w trzecią sobotę miesiąca, na falach Słowackiego Radia – Radia Regina, od półtora roku prowadzi go Małgorzata Wojcieszyńska. Kolejny odcinek – świąteczny – będzie można usłyszeć 23 grudnia o godzinie 19.00.