Odwirowane i odtańczone dziadostwo i syf

 CZUŁYM UCHEM 

Rok 1985 był ważny. Swoją premierę miała pierwsza część Powrotu do przyszłości Zemeckisa, USA for Africa nagrała We Are The World, obył się Live Aid z ikonicznym setem Queen, a Michaił Gorbaczow stanął na czele KC KPZR i rozpoczął pierestrojkę. Od razu wszyscy go polubili.

U nas pojawił się O-bi, O-ba. Koniec cywilizacji, wyszedł album Dzień, w którym pękło niebo Dżemu, a Depeche Mode zagrał swój pierwszy koncert w Polsce. Sejm podał do wiadomości, że 30% społeczeństwa polskiego żyje w obszarach ekologicznego zagrożenia, stan wód jest alarmujący oraz że wzrasta emisja gazów do atmosfery. Pod koniec roku ogłoszono podwyżkę cen papierosów i zapałek, co prawdopodobnie bezpośrednio wpłynęło na zwiększoną aktywność rockowych kontestatorów w roku następnym, który był jeszcze lepszy.

W tym czasie Irek Dudek miał już 34 lata, bogate doświadczenie muzyczne, między innymi zdobywane w SBB, Breakout i Apokalipsie, swój Rawa Blues Festiwal i ogólne uznanie muzycznego światka. Brakowało mu jedynie komercyjnej kropki nad i. Inspirację czerpie z Zachodu, gdzie przewala się fala retro swingu. Powołuje do życia kapelę.

Być może, aby nadać jej bardziej surowy, peerelowsko-rock’n’rollowy sznyt – siermiężna rzeczywistość wymaga przecież odpowiednich środków wyrazu – w jej skład wchodzi dwóch bluesmanów, dwóch jazzmanów i dwóch punkrockowców. Tak powstaje Shakin‘ Dudi. Piosenki są krótkie, przebojowe i z jajem.

Trzydziestosześciominutowa karuzela odwirowująca całe dziadostwo i syf ówczesnej epoki. Płyta przewrotnie zostaje nazwana Złotą Płytą, ale już wkrótce pokrywa się platyną. Jak kraj długi i szeroki Shakin’ Dudi króluje, dziadostwo i syf są pozamiatane. Podoba się starym, podoba się młodym i podoba się mnie, choć tak mało mam wtedy latek. A Ziuta była moją pierwszą femme fatale!

Och, Ziuta!

Za zawsze udane kompozycje odpowiedzialny jest Ireneusz Dudek. Za poezje Dariusz Dusza, świetny gitarzysta, ale przede wszystkim człowiek, który ma na sumieniu te bezdusznie prawdziwe wersy: „Au sza la la mam dwie lewe ręce/Au sza la la nie mam pieniędzy/Au sza la la nie mam ochoty/Au sza la la wziąć się do roboty/ Zamiast pracować ja wolę leniuchować“.

Śpiewane w rytm szalonego boogie bardzo łatwo mogły stać się życiowym mottem. Oprócz nich składu dopełniają Krzysztof Głuch, Jan Błędowski, Andrzej Rusek, Marek Surzyn. Biorąc pod uwagę kaliber tych panów, nie trzeba się dziwić, że płyta została nagrana na setkę, co zawsze jest godne odnotowania.

Jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Złota Płyta w ogóle się nie zestarzała. Dobrze, brzmieniowo to już nie są te standardy, ale ma to swój urok, przywołuje klimat tamtych czasów. Teksty Darka Duszy są uniwersalne, a melodie Irka Dudka nieśmiertelne. Prohibicja, pornografia, femme fatale i stany lękowe. Wszystko jest. To wszystko jest nawet bardziej.

Jest rok 2022. Mamy Internet. Świat miotany jest kryzysem. Dwuletnia pandemia zmieniła zasady działania współczesnych ludzi. System ekonomiczny upada. Globalna polityka ulega przebiegunowaniu, rozstrzępieniu lub defragmentacji, tak do końca jeszcze nie wiadomo czemu ulega, ale wiemy już, że może boleć. Konflikt staje się codziennością, a widmo globalnej katastrofy klimatycznej beztrosko dynda nad naszymi głowami. Świat trzęsie się w posadach i w posadach trzęsą się nasze małe światy.

Powoli i niechętnie zdajemy sobie sprawę, że – tu cytując klasyka – już nigdy nie będzie takiego lata. Nieśmiało odpalam Złotą Płytę z nadzieją, że poradzi sobie w makroskali i tak jak kiedyś odwiruje i odtańczy całe dziadostwo i syf, i zamiecie je pod dywan, i będzie pozamiatane. Amen.

Łukasz Cupał

MP 10/2022