Katarzyna Sołek: „Na współpracę z Polonią cieszę się najbardziej“

 WYWIAD MIESIĄCA 

Od września nowym konsulem RP na Słowacji jest Katarzyna Sołek, która wcześniej pracowała w Konsulacie Generalnym RP we Lwowie, a także jako konsul generalny w Odessie. O tym, dlaczego kolejnym miejscem jej pracy stała się Słowacja, jakie cele sobie stawia i jak nas postrzega, rozmawiałyśmy kilka dni po jej przyjeździe do Bratysławy.

 

Dlaczego obrała Pani kierunek Słowacja?

Sześć lat spędziłam na Ukrainie, a Słowacja była krajem najbliższym moim zainteresowaniom i najbliższym językowo.

 

Pochodzi Pani z Rzeszowa, południa Polski, które graniczy z Ukrainą i Słowacją. Miała Pani już wcześniej jakieś kontakty ze Słowacją?

Oczywiście. Już jako dziecko podróżowałam z rodzicami samochodem przez Słowację, która była pierwszym krajem tranzytowym w drodze na południe Europy. Wielokrotnie się zatrzymywaliśmy, żeby ją pozwiedzać. To naturalne, że lepiej znam wschodnią Słowację niż zachodnią, dlatego przyjazd do Bratysławy to dla mnie zupełnie nowy rozdział. Jestem urzeczona tym miastem, ludźmi, starówką. Bardzo mi się tu podoba!

 

Czyli wpisuje Pani Bratysławę na listę swoich ulubionych miejsc na Słowacji. Które jeszcze  miasta znalazły się na tej liście?

Koszyce i Bardejów, które znam, choćby z racji niewielkiej odległości od polskiej granicy.

 

Zna Pani język słowacki?

Rozpoczęłam naukę słowackiego, jeszcze będąc w Polsce, ale nie ukrywam, że wciąż jestem na etapie początkowym. Wkrótce rozpocznę intensywny kurs słowackiego tu, w Bratysławie, bo bardzo mi zależy, by móc swobodnie rozmawiać właśnie w tym języku. Mam nadzieję, że moja znajomość języka ukraińskiego okaże się pomocna w opanowaniu słowackiego.

 

Studiowała Pani ukrainoznawstwo, więc rzec by można, że Ukraina to wybrana przez Panią druga ojczyzna. Czy Słowacja też może pretendować do tego miana?

Przed ukrainoznawstwem skończyłam stosunki międzynarodowe na specjalizacji kraje Europy Środkowowschodniej, więc Słowacja jak najbardziej leży w kręgu moich zainteresowań. Dzięki pracy w Urzędzie Marszałkowskim w Rzeszowie, jak i pracy w konsulatach we Lwowie i Odessie to jednak Ukraina wiedzie prym w moich doświadczeniach zawodowych.

Ale pracując w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Podkarpackiego, miałam kontakty także z partnerami ze Słowacji z regionów partnerskich dla województwa podkarpackiego, czyli z województwami koszyckim i preszowskim.

Ukraina wpisała się głęboko w Pani serce, była Pani tam także w momencie, kiedy kraj ten został zaatakowany przez Rosję. Jak Pani wspomina to doświadczenie? Celowo o to pytam, bowiem w ferworze codzienności czasami  zapominamy o wojnie w Ukrainie, a przecież nie powinniśmy.

Polska na arenie międzynarodowej cały czas przypomina o tej wojnie. Doświadczenie tych ostatnich miesięcy jest nielekkie. Nie wierzyliśmy, że do konfliktu może dojść na taką skalę. Daty 24 lutego nikt z nas nie zapomni do końca życia.

 

Kierowała Pani wtedy Konsulatem Generalnym RP w Odessie, który trzeba było ewakuować. Jak to Pani przeżyła?

Ewakuacja konsulatu była pewnego rodzaju zadaniem do wykonania, ale to wydarzenie miało kilka innych warstw, bowiem kończyło pewne etapy tak w moim życiu zawodowym, jak i prywatnym. Miejsce to było miejscem mojej pracy, ale też życia i kontaktów międzyludzkich. W Ukrainie zostali nasi partnerzy, z którymi współpracowaliśmy przez dłuższy czas, przedstawiciele organizacji polonijnych, księża, siostry zakonne. Oczywiście staramy się utrzymywać kontakty z nimi, dzięki czemu wiemy, co tam się dzieje.

 

Z pewnością zadośćuczynieniem byłaby dla Pani możliwość powrotu. Marzy się Pani taki scenariusz?

Ja z pewnością tam wrócę. Nie wiem, jak poukładają się moje losy zawodowe, ale na pewno po zakończeniu wojny pojadę do Odessy. To piękne miejsce ze wspaniałymi ludźmi, więc mam nadzieję, że wkrótce będę mogła odwiedzić Odessę.

 

Część z Pani znajomych z Odessy uciekła przed wojną do Polski?

Tak. Osoby, które zdecydowały się na wyjazd, są w Polsce i są aktywne. Poukładały sobie życie na nowo. Przynajmniej na jakiś czas. Niektórzy jednak zostali w Ukrainie. Niedawno odbyłam spotkanie z działaczami i nauczycielami szkół sobotnio-niedzielnych, by porozmawiać z nimi o tym, co udało się im zrealizować, o ich problemach i planach na dalszą działalność.

 

I jakie wnioski po takich rozmowach?

Ci, którzy tam zostali, przyzwyczaili się. Sytuacja wymusiła na nich przewartościowanie dotychczasowej działalności i zorganizowanie jej na nowo. Nie wszyscy mogli czy chcieli wyjechać. Duża część została ze względu na starszych rodziców czy dziadków. Część z nich stara się w warunkach wojennych funkcjonować na tyle, na ile to jest możliwie. Praca duszpasterska cały czas się odbywa, księża i siostry tam zostali. Część projektów polonijnych, jak na przykład nauczanie języka polskiego, jest realizowana.

Ile miała tam Pani pod opieką konsularną osób polskiego pochodzenia?

To trudne pytanie. W odeskim okręgu konsularnym, według naszych szacunków, do wybuchu wojny mogło być  kilkadziesiąt tysięcy osób polskiego pochodzenia. O tym świadczy chociażby liczba Kart Polaka – każdego roku wydawaliśmy ich kilkaset. Od dłuższego czasu można było obserwować migrację z Ukrainy do Polski. Część osób wyjechała na studia, do pracy. Na miejscu jest spora grupa, która uczy się polskiego, chodzi do kościoła, angażuje się w życie kulturalne.

 

Wróćmy na Słowację. Jakie cele i priorytety wyznaczyła Pani sobie w związku ze swoją działalnością konsula RP w RS?

Na współpracę z Polonią cieszę się najbardziej, bo to według mnie najciekawszy element pracy konsularnej. Zarówno w konsulacie we Lwowie, jak i w Odessie duży nacisk kładłam na projekty polonijne i współpracę z polską mniejszością. To bardzo ciekawe zadania, dające możliwość prawdziwego kontaktu z ludźmi mieszkającymi i pracującymi w kraju, w którym urzęduje konsul. No a różnorodność projektów polonijnych – od edukacyjnych po kulturalne – jest zwykle fascynująca.

 

Które z takich polonijnych projektów są Pani najbliższe?

Dla mnie inspirująca i dająca dużo satysfakcji była zawsze praca z młodzieżą, dlatego cieszy mnie obecność Szkoły Polskiej w Bratysławie. Wzięłam już udział w rozpoczęciu roku szkolnego w tej placówce.

 

Równolegle z lekcjami w Szkole Polskiej odbywają się zajęcia Klubu Małego Polaka, które organizuje Klub Polski. Jak postrzega Pani tego rodzaju inicjatywy?

Sama mam 5-letniego syna i chciałabym, by i on uczestniczył w zajęciach Klubu Małego Polaka. On już nie może się doczekać, kiedy będzie mógł w soboty spotykać się z rówieśnikami. Ponieważ ja tu dopiero się urządzam, jestem na etapie poszukiwania mieszkania, więc syna sprowadzę dopiero, jak już wszystko będzie przygotowane. Mam nadzieję, że nastąpi to już niedługo i że dołączy do Klubu Małego Polaka.

 

Jest Pani ciekawa słowackiej Polonii? Czego się Pani spodziewa po współpracy z nami?

Spodziewam się, że będzie to bardzo przyjemna współpraca zarówno dla mnie, jak i dla Państwa. Jestem tego pewna. Oczywiście, miałam okazję zapoznać się z informacją na temat tego, jak słowacka Polonia funkcjonuje i jakie projekty realizuje. Mój poprzednik bardzo dokładnie opisał mi, co zostało zrealizowane, a co jeszcze przed nami. To bardzo wartościowe projekty i chciałabym, żeby były kontynuowane. Proszę się nie spodziewać, że mój przyjazd przyniesie jakąś rewolucję w tej sferze współpracy.

 

Wspominała Pani edukację jako jeden z obszarów współpracy z Polonią. Czy jest coś jeszcze szczególnie Pani bliskie?

W moim obszarze zainteresowań jest edukacja historyczna, a ponieważ przed nami miesiąc listopad, więc na pewno wybiorę się na groby Polaków tu poległych i pochowanych na terenie Słowacji. Byłoby wspaniałe, gdyby w tym odwiedzaniu polskich miejsc pamięci mogli mi towarzyszyć najmłodsi przedstawiciele Polonii.

Dokąd się Pani wybiera w pierwszą podróż na Słowacji?

Październik to z pewnością będzie czas odwiedzania grobów, ale wcześniej chciałabym pojechać w teren i spotkać się z przedstawicielami Polonii, by porozmawiać i przygotować się do przyszłorocznych projektów. Chciałabym usłyszeć, jakie mają Państwo pomysły i co moglibyśmy wspólnie zaplanować.

 

Jak Pani ocenia nasze czasopismo?

Zapoznałam się już z ostatnim numerem „Monitora Polonijnego“.  To wspaniałe medium. A to, że na Słowacji jest wydawane czasopismo poświęcone Polakom, którzy tu żyją, to bardzo ważna inicjatywa, istotna dla tych, którzy żyją wśród swoich słowackich sąsiadów, pochodzą z mieszanych rodzin, którzy dzięki temu pismu mają  kontakt z językiem polskim, co jest bardzo ważne. Media polonijne oprócz funkcji informacyjnej, pełnią także inną ważną funkcję – integracyjną. Wasz miesięcznik to także promocja polskiej kultury.

 

Czas pandemii ograniczył spotkania polonijne, z pewnością wielu z nas ucieszyłaby informacja, czy w tym roku ambasada planuje spotkanie opłatkowe, które co roku organizowano tradycyjnie z myślą o tutejszej Polonii.

Mam nadzieję, że takie spotkanie się odbędzie. Czas świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku to czas poświęcany rodzinie, a my – jako Polacy – tworzymy tu wielką polonijną rodzinę. Wszystkim nam brakowało wspólnych spotkań, więc mam nadzieję, że nadrobimy te zaległości.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 10/2022