Śladami średniowiecznej Bratysławy

z polskim przewodnikiem

 Z NASZEGO PODWÓRKA 

Ostatnie dwa lata mocno dały się nam wszystkim we znaki. Brakowało nam międzyludzkich kontaktów – czy to w kręgu rodziny i przyjaciół, czy w gronie znajomych z Klubu Polskiego. Niestety, jedna z ulubionych akcji Klubu Polskiego w Bratysławie – zwiedzanie słowackiej stolicy z polskim przewodnikiem – musiała czekać w zawieszeniu na lepsze czasy.

Trudno opisać moją radość, gdy okazało się, że tuż po świętach Wielkiej Nocy mogę zabrać się zapałem się za opracowywanie planu kolejnej wycieczki. Ustalenie terminu na majowy weekend nie było problemem.

Nad tematem zwiedzania zastanawiałem się dłużej – ciekawych miejsc do pokazania w Bratysławie nie brakuje, ale ja chciałem jednak wynagrodzić długi okres czekania naprawdę niezwykłą trasą. Zdecydowałem się opowiedzieć o Bratysławie średniowiecznej. Na przekór przewodnikom i broszurom, podkreślającym głównie barokowe piękno Bratysławy, chciałem pokazać to miasto, jakim było w czasach rycerskich turniejów.

Ucieszyłem się, gdy 22 maja na miejscu zbiórki rozpoznałem znajome twarze, od lat związane z Klubem Polskim. Pojawiły się również nowe osoby – Polacy i Słowacy, których przyciągnęła nie tylko ciekawość historii, ale również chęć… podszlifowania języka polskiego. Nie było innego wyjścia, trzeba było podjąć wyzwanie i pokazać, że o Bratysławie można również opowiedzieć z polskiej perspektywy. 😉

Na początku przypomniałem naszym gościom podstawowe wiadomości o średniowieczu. Nie zawsze pamiętamy, że ta niezwykle bogata – gdy chodzi o kulturę i historię – epoka, trwała bez mała tysiąc lat. Pierwszym przystankiem naszej wycieczki był oczywiście bratysławski zamek.

Dzisiaj pyszni się piękną barokową formą, ale w jego otoczeniu można znaleźć ślady dawniejszych czasów. Wystarczy wspomnieć narożną basztę lub pozostałości fosy okalającej kiedyś jego mury. Dodatkowym przyczynkiem do opowieści o średniowieczu był stojący przed głównym wejściem pomnik Świętopełka, wielkiego słowiańskiego władcy z czasów Państwa Wielkomorawskiego.

W zamkowym parku stoi również rzeźba innej historycznej postaci, w której żyłach płynęła błękitna krew. Chodzi o św. Elżbietę, córkę węgierskiego króla Andrzeja II, która miała rzekomo spędzić dzieciństwo na tutejszym zamku. Życie tej szlachetnej księżniczki, która poświęciła się chorym i potrzebującym, pokazuje, jak trudno się żyło w epoce średniowiecza.

Po chwili niczym średniowieczni rycerze marzący o zdobyciu zamku natrafiliśmy na przeszkodę w postaci zamkniętej bramy. Nie zmartwił nas jednak strategiczny odwrót w innym kierunku i nadłożenie drogi, bowiem ten przymusowy spacer stał się doskonałą okazją do rozmów i bliższego poznania się. A to przecież również jeden z celów akcji Klubu Polskiego.

Nasza trasa biegła następnie śladami dawnych fortyfikacji i bram, strzegących wjazdu do dawnego Preszporka. Dwie linie potężnych murów, biegnących wzdłuż dawnej fosy, zachowały się w całej okazałości. To właśnie na tle wysokich fortyfikacji postanowiliśmy zrobić sobie pamiątkową fotografię.

Potem poszliśmy do katedra św. Marcina, która ma gotyckie pochodzenie. Dawny kościół śródmiejski był włączony w obręb fortyfikacji, a kościelna wieża wbrew zwyczajom pełniła funkcję baszty. Dalej zmierzaliśmy w kierunku serca średniowiecznego miasta, abym mógł opowiedzieć o jego najdawniejszych początkach.

Nie mam jednak na myśli rynku, bowiem osada, z której rozwinęło się późniejsze miasto, wzięła swój początek od skrzyżowania dzisiejszych ulic: Panskej oraz Venturskej, gdzie krzyżowały się dawne szlaki handlowe. Spustoszenia, których dokonali Tatarzy, zmusiły władcę do sprowadzenia nowych osadników z niemieckich ziem. Znanym zwyczajem wyznaczyli oni nowe centrum przyszłego miasta –  dzisiaj to rynek Starego Miasta. Oczywiście chwilę później odwiedziliśmy i to miejsce.

Zegar na ratuszu wskazywał, że do końca naszej wycieczki została niespełna godzina, a  zostało jeszcze tyle miejsc do pokazania! Opowiedziałem o historii pobliskiego kościoła i klasztoru franciszkanów. Kontynuując zwiedzanie zatrzymaliśmy się również na placu Aksamitnej Rewolucji przed stara halą targową, gdzie można podziwiać prowizorycznie zabezpieczone pozostałości dawnego kościoła św. Wawrzyńca i kapliczki św. Jakuba.

Przy okazji opowiedziałem o dawnym zwyczaju średniowiecznej Bratysławie, kiedy to młodzi czeladnicy, wyruszający w świat po naukę zawodu, wbijali gwoździe w ustawiony przed miejską bramą pień drzewa. Ta znana również w Wiedniu tradycja zwana Stock im Eisen została niestety zapomniana w dzisiejszej stolicy Słowacji, ale oryginalny pień przechowywany jest  do dziś w miejskim muzeum – szkoda, że w mało eksponowanym miejscu.

Zgodnie z niepisaną tradycją naszą wycieczkę zakończyliśmy w jednym z naddunajskich lokali. Cudowna pogoda sprzyjała dalszym rozmowom, a te – prowadzone po polsku i słowacku – nie dotyczyły tylko historii… Wszyscy zgodnie orzekli, że w najbliższym czasie trzeba się znów spotkać. Kto wie, być może będzie to kolejny spacer śladami historii? W każdym razie ja już zabieram się do obmyślania następnej trasy.

Dziękuję wszystkim uczestnikom za wspólne spotkanie i sympatycznie spędzony czas. Mam nadzieję, że Wam również się podobało. Już teraz zapraszam na kolejny spacer po słowackiej stolicy.

Arkadiusz Kugler

Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 6/2022