Tegorocznego tłustego czwartku nie osłodził mi najpyszniejszy pączek. Dzień ten był pełen goryczy i już na zawsze zostanie zapamiętany jako początek wojny. Podobnie jak większość ludzi byłam poruszona, zła, smutna, a z napływającymi informacjami o możliwym zagrożeniu również państw sąsiednich czułam niepewność i strach.
Nagle zaczęłam uzmysławiać sobie rzeczy, na które nie zwracałam uwagi w czasie pokoju, a które tak łatwo można stracić. Gdy z kubkiem kawy spoglądałam na budzące się w promieniach słońca i wypełnione poranną ciszą miasteczko, w którym mieszkam, rozmyślałam, iż kilkaset kilometrów dalej ludzie minione noce zamiast w łóżku spędzili w zimnych schronach i na stacjach metra, a nad ich głowami słychać było wystrzały i wybuchy.
Przypomniały mi się wszystkie opowieści mojej babci, która opowiadała o spędzonych w schronie dniach i nocach, które niczym nie różniły się od tych w dzisiejszej Ukrainie, choć minęło już ponad 80 lat. I kiedy świat myślał, że po II wojnie światowej pokój będzie najważniejszą wartością ludzkości, okazało się, że zawsze znajdzie się zaślepiona żądzą władzy osoba, dyktator czy szaleniec, przez którego historia się powtarza.
Codziennie śledzę sytuację na Ukrainie, oczekując informacji o zakończeniu konfliktu zbrojnego, ale w zamian przychodzą tylko te o ostrzeliwaniu korytarzy humanitarnych, zabijaniu cywili, bombach zrzuconych na przedszkole, a nawet szpital położniczy. W pamięci utkwi mi już chyba na zawsze obraz 11-letniego chłopca, który z małym plecakiem, reklamówką i wypisanym na ręku numerem telefonu sam przekroczył granicę słowacką.
Wybory i decyzje podejmowane w czasie wojny są ogromnie trudne. Tysiące Ukraińców, uciekając, zostawia nie tylko cały dorobek swojego życia, ale także bliskich, którzy uciekać nie mogą, oraz ojców i mężów, którzy zostają, by walczyć o wolność swojego kraju.
Jedyną pozytywną rzeczą w tym trudnym dla Ukrainy i Europy czasie jest niesamowita pomoc, którą niosą sobie ludzie – dobrzy ludzie. Byłam dumna, gdy nasi rodacy zaoferowali swoim sąsiadom pomoc. Na granicy z Ukrainą po polskiej stronie niemal natychmiast pojawiły się punkty z ciepłą żywnością, napojami i kocami oraz punkty medyczne dla uciekinierów.
Ponieważ wśród nich są głownie kobiety i dzieci, które przekraczają granicę jedynie z jedną lub dwoma torbami, szybko pojawiły się zbiórki rzeczy pierwszej potrzeby od odzieży po pieluchy i wózki dziecięce. Polacy z różnych zakątków Polski, nawet tych najodleglejszych, przyjeżdżają na granicę, by przywieźć rzeczy, jedzenie oraz zaoferować wsparcie i transport.
W mediach społecznościowych zaroiło się od różnorodnych ofert pomocy, zwłaszcza propozycji zakwaterowania. Jako Polacy kolejny raz udowodniamy, że choć podzieleni przez ostatnie lata potrafimy się zjednoczyć, pomagać i być solidarni. Mój niemiecki znajomy napisał mi któregoś dnia: „W tych dniach możesz być jeszcze bardziej dumna z bycia Polką. Jestem zaskoczony i cieszę się, widząc to, co robią Polacy“.
Również nasi rodacy, którzy mieszkają na Słowacji natychmiast włączyli się w pomoc. Dokonują wpłat, darują rzeczy, oferują zakwaterowanie. Sposobów pomocy jest wiele. Liczy się każda. Każda też zostawia ślad, bo pomagając, budujemy lepszy świat, którego tak bardzo nam dziś trzeba. Myślę, że nadchodzące święta wielkanocne będą inne niż dotychczas, bardziej refleksyjne, z wojną w tle, niepewnością o jutro z tyłu głowy i myślami, co dalej. Bądźmy życzliwi dla siebie w tych trudnych czasach, otwarci na innych, a przede wszystkim bądźmy człowiekowi człowiekiem.
Szukam świata
w którym jedna jaskółka
czyni wiosnę
gdzie szewc
chodzi w butach
gdzie jak cię widzą
to dzień dobry
szukam świata
w którym
człowiek człowiekowi człowiekiem.
/Jarosław Borszewicz/
Magdalena Zawistowska-Olszewska