Oberek, jazz i litania…

czyli o największym zaskoczeniu muzycznym 2021 roku

 CZUŁYM UCHEM 

Malownicza polana w Beskidzie Niskim, na niej drewniana chatka. Przydrożne krzyże, kapliczki i prawosławna cerkiew dopełniają pejzażu. Natura ledwie dotknięta ludzką ręką jeszcze na zasadzie symbiozy. Nikt nikomu tu nie wchodzi w drogę, nikt nikogo tu nie krzywdzi.

Całkowitą ciszę dziurawi jedynie śpiew ptaków, cykanie świerszczy, jazgot saksofonu, gitary i łomot bębnów. Wszystko się zgadza. Pierwotny trans oberka w nowym, jazzowym tłumaczeniu. Przesycona erotyzmem litania do Matki Boskiej Loretańskiej – jest trans! Tu się dzieje muzyka, tradycja, literatura – tu też jest trans! Tutaj rozgrywają się ludzkie losy – i to jest trans! Tu się dzieje wieczna improwizacja narodzin, życia, śmierci – to wszystko jest transem!

Rozumieli to nasi dziadowie. To bezpowrotnie utracona spuścizna naszej ludowości. Jeszcze nie tak dawno na polskich wsiach spotkać można było muzykantów potrafiących grać przez wiele godzin transowe oberki. Byli postrzegani jako typy spod ciemnej gwiazdy, siejący zgorszenie słudzy szatana, a jednak bez nich nie mogło się odbyć żadne wesele ani żadna większa uroczystość.

Zdarzało się, że pod wpływem ich muzyki ludzie doznawali odmiennych stanów świadomości. Dosłownie na ostatnią chwilę uchwycone i zarejestrowane przez nielicznych zapaleńców skrawki i strzępy naszych źródeł, pozwalają na ponowne odczytanie i zinterpretowanie tego zjawiska. Dzięki im za to!

Jest czerwiec 2020 roku. Mikołaj Trzaska – saksofon, Piotr Bukowski – gitara oraz Hubert Zemler pojawiają się u Andrzeja Stasiuka w Wołowcu. Zamykają się w letniej, drewnianej chacie. Po kilku dniach dysponują materiałem na wyjątkowy album zatytułowany Opla Stasiuk Trzaska.

Brzmi to surrealistycznie. Jeden z najpoczytniejszych współczesnych pisarzy zaprasza do swojej chaty na końcu świata muzyków jazzowych, w celu nagrania improwizowanej płyty, opartej na motywie oberka z równie improwizowanym tekstem na motywach litanii do Matki Boskiej Loretańskiej.

Dziwne? Ale wszystko się tu zgadza. Zgadza się muzyka, zgadza się brzmienie, zgadza się surowy głos Stasiuka w roli szamana. Zgadzają się okoliczności przyrody, szczekający w tle pies, strzelające w ognisku drwa, oberek zgadza się z litanią, litania zgadza się z jazzem, jazz z oberkiem. Sielanka.

Już pierwszy utwór definiuje płytę: będzie ostro, będzie zadyma, będzie pierwotnie. Niepokojąco brzmiąca gitara rozgrywająca ludowy motyw, w którą nagle wdzierają się bębny, dzikie okrzyki i barbarzyński saksofon. Robi się bardzo pogańsko. Krótki przerywnik..

Kolejny utwór to z pozoru chaotyczna improwizacja saksofonu oparta o plemienny perkusyjny groove. W momencie jednak, gdy pojawia się gitara, wszystko przeistacza się w piękną chwytającą za serce harmonię. Potem nieśpieszna mantra i opowieść o okrutnym dziadku podobnym do papieża.

Następuje ludowy motyw. Stasiuk sapie, Stasiuk dyszy, Stasiuk śmieje się jak wariat, bo tańczy i w tańcu się zapomina, a muzyka nabiera tempa. Na koniec mocna w przekazie litania do Matki Boskiej Wszystkich Mężczyzn.

Czekałem na tę płytę wiele lat, ale nie potrafiłem sobie wyobrazić, kto mógłby taki album nagrać. Wprawdzie stawiałem na przedstawiciela sceny yassowej, ale nigdy nie pomyślałem o Trzasce. Nigdy bym też nie pomyślał o Stasiuku. To największe zaskoczenie 2021 roku.

Płyta powinna spodobać się fanom Nicka Cave’a albo zespołu Dirty Three. Nie potrafię jednak znaleźć adekwatnego polskiego odpowiednika. Takiego grania mi brakowało. To album piękny, surowy, prawdziwy, mocny i drapieżny, którego nigdy nie udało by się nagrać w tradycyjnym studiu. Polecam z całego serca!

Łukasz Cupal

MP 2/2022