BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
Wielkimi krokami zbliża się czas urlopów. Może w tym roku nie do końca jeszcze w pełni swobodnych, ale nie ma co narzekać – wszak planować i rozmyślać o wolnych dniach lubi chyba każdy. Ważną chwilą podczas pakowania walizek jest dla mnie dobór wakacyjnej lektury.
Musi być odpowiednio dopasowana – nie za ciężka (fizycznie i tematycznie), nie za męcząca, ale też nie płytka. Ma wciągać i dostarczać rozrywki, gdyby pogoda kaprysiła lub towarzystwo nie dopisywało. Szukałam, szukałam i znalazłam – kryminał Macieja Paterczyka „Czarny Bałtyk”. Chociaż tytuł kojarzy się z wakacjami, nie jest to opowieść o urokach plażowania, oj nie…
Muszę powiedzieć, że zdecydowałam się kupić tę książkę, ponieważ lubię historie alternatywne, czyli pisane na zasadzie „co by było, gdyby…” Oto Polska kilka lat po zakończeniu wojny. Inny rozkład sił spowodował, że nie zostaliśmy pokonani. Okolice Kołobrzegu stanowią teraz przeniesione ze wschodu województwo stanisławowskie, do którego zewsząd ściąga ludność żydowska, co budzi miejscowe napięcie.
Pośród tego zamieszania w mrocznym hotelu nad brzegiem morza ginie w zaskakujący sposób młoda dziewczyna. Do wyjaśnienia morderstwa zostaje skierowana dość oryginalna para funkcjonariuszy prawa: młody polski policjant i jego nowa, żydowska asystentka. Walcząc z uprzedzeniami i wzajemną podejrzliwością, krok po kroku usiłują rozwiązać kryminalną zagadkę.
Nie jest im łatwo nie tylko ze względów zawodowych czy osobistych, Kołobrzeg jest miastem niebezpiecznym, do którego po wojnie ściągnęli nie tylko ludzie chcący zacząć życie od nowa, ale także bezwzględni biznesmeni, bogacze, dla których nie ma rzeczy niemożliwych.
„Czarny Bałtyk” ma swój specyficzny klimat. Mroczny budynek wielkiego hotelu, dodatkowo podzielony na części – polską i żydowską – kryje wiele zakamarków i wydaje się żyć własnym życiem. Przemierzanie wraz z bohaterami jego długich korytarzy przypomina nieco scenariusze rodem z horrorów, a fakt, iż niedaleko hotelu stoi latarnia morska, w której niegdyś dokonała się rodzinna tragedia, jeszcze podkręca niesamowitą atmosferę. Policjanci wydają się poruszać po omacku, tropy się plączą, a zabitych przybywa, dodatkowo wszystko wskazuje na to, iż lada moment w mieście dojdzie do politycznego przewrotu.
Chociaż fabuła powieści momentami nadmiernie się gmatwa, w końcu wszystko znajduje swoje wyjaśnienie. Rozplątują się również wątki z przeszłości, a ich przypieczętowaniem jest smutny los, jaki dosięga budynek hotelu na ostatniej karcie kryminału. Gdy już zamknęłam książkę, przyszła mi do głowy jeszcze jedna refleksja – niezależnie od uwarunkowań politycznych i rzeczywistości, w której przychodzi żyć, ludzie zawsze pozostaną tylko ludźmi – namiętności i pragnienia, których nie da się w porę opanować, na ogół prowadzą do nieszczęśliwych zakończeń, bez wskazania zwycięzców.
Powieść Macieja Paterczyka naprawdę dostarcza wrażeń i sprawia, że nadmorskie realia przestają mieć wymiar jedynie turystyczny. Naszkicowanie zupełnie innego powojennego świata jest ciekawym zabiegiem fabularnym, dzięki czemu miłośnicy historii mogą snuć wizje, oparte na propozycji autora, wyobrażając sobie, jak mogłaby wyglądać Polska dzisiaj, gdyby machina wojenna przetoczyła się przez nasze ziemie w trochę inny sposób. Mnie na przykład zachęciła do sprawdzenia, czy w historii Kołobrzegu faktycznie był tak spektakularny budynek hotelowy, który mógłby stać się inspiracją dla pochodzącego z Pomorza pisarza. I co się okazało – nie tylko był, ale stoi nadal, służąc społeczności na nowych zasadach…
Agata Bednarczyk