Od kilku miesięcy podróżowanie po Europie i świecie jest bardzo utrudnione za sprawą wprowadzonych obostrzeń pandemicznych, zamkniętych granic, odwołanych lotów i nieczynnych hoteli. W marcu na Słowacji wprowadzono zakaz wyjazdów zagranicznych w celach turystycznych; nie można też było wyjeżdżać poza granice powiatu.
Przed nami maj, najbardziej wiosenny, kolorowy i pachnący miesiąc roku. To czas, gdy przyroda eksploduje barwami i soczystą zielenią, a my zaczynamy planować majówkę, bo majówka to synonim pełni wiosny, wspaniałego odpoczynku i przedsmaku wakacji.
Wszystko wskazuje na to, że Słowacja oraz inne kraje europejskie poluzują trochę restrykcje związane z COVID-19, a zatem i podróżowanie będzie coraz łatwiejsze i dostępniejsze. Czas lockdownu dał nam okazję zatęsknić za wyprawami, powspominać wcześniejsze wojaże i pomarzyć o kolejnych. Bo jest jakiś magiczny magnetyzm w podróżach.
Gdy raz się połknie bakcyla, trudno przestać. Ja kocham podróżować od zawsze. Wychowałam się na telewizyjnym programie podróżniczym „Pieprz i wanilia”, prowadzonym przez najbardziej znaną polską parę podróżników, Tony Halika i Elżbietę Dzikowską. Zaczytywałam się też w książkach Alfreda Szklarskiego, zwłaszcza w cyklu powieści o Tomku Wilmowskim.
W podróżach najbardziej mnie pociąga odkrywanie nowych miejsc i historii z nimi związanych. Są one dla mnie okazją do zaspokojenia ciekawości świata i nabycia nowych doświadczeń. Każdy poznawany kraj smakuję poprzez jego potrawy i trunki. Dzięki podróżom poznaję inne kultury i życie tamtejszych ludzi, a poza tym mogę odpocząć od codzienności, zapomnieć o kłopotach, przewartościować wiele spraw i spojrzeć na nie z innej perspektywy.
Kilka lat temu po powrocie z Kambodży uświadomiłam sobie, że nasze problemy, na rozwiązanie których tracimy niepotrzebnie czas, mają się nijak do tych, z którymi borykają się ludzie biednych krajów azjatyckich. Powrót z wojaży do własnego domu pozwala docenić i czerpać radość z tego, co się ma i czego na co dzień nie docenia, goniąc wciąż za nowym i lepszym. Podróże to swoista inwestycja w siebie.
Kiedyś przeczytałam, że podróże to jedyna rzecz, na którą wydajemy pieniądze, a stajemy się bogatsi. Nie bez przyczyny mówi się, iż podróże kształcą, a wyniesiony z nich olbrzymi bagaż doświadczeń pozostaje z nami na zawsze. Zostają z nami też cudowne wspomnienia na całe życie.
Polski publicysta, cesarz reportażu Ryszard Kapuściński pisał: „Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca”.
Ostatnio jakaś wzmianka w TV o Peru wywołała we mnie wspomnienia z wizyty w najbardziej tajemniczym mieście świata, Machu Picchu, które odwiedziliśmy z mężem 14 lat temu. Była to nasza pierwsza wspólna wyprawa, która de facto przekształciła się w podroż przez życie. Siedzieliśmy na kanapie i wspominaliśmy smak peruwiańskiego pisco i ceviche, pierwsze w życiu trzęsienie ziemi, a także noc poprzedzającą naszą wyprawę do ruin miasta Inków, kiedy mąż dostał nagle bardzo wysokiej gorączki.
Wspominaliśmy także smak cygar w Hawanie i moją salsę z Kubańczykiem, kibuc i dziewczyny z karabinami w Izraelu, imprezę na dachu w mieście, które nigdy nie zasypia, czyli w Tel Awiwie, przygodę z kluczami w Chile, jazdę superszybkimi shinkansenami w Japonii, podroż 100 km pociągiem za złotówkę w Tajlandii, wyprawę na słoniach na Sri Lance, złodzieja w Meksyku, który pomógł nam dostać się do naszego auta czy niezapomnianą noc w superluksusowym hotelu Bellagio w Las Vegas.
W jednym z wywiadów Elżbieta Dzikowska stwierdziła: „Życie bez podróży jest jak potrawa bez soli”. Doprawmy więc nasze życie, niech nie zabraknie w nim podroży, tych małych i tych dużych.
Magdalena Zawistowska-Olszewska