BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
„Już wszystko dobrze” – to słowa często słyszane przez bohaterkę powieści Jakuba Małeckiego pt. „Rdza”. Tośka wiele w życiu przeżyła, części z tych wydarzeń mogłoby wcale nie być, ale rodzimy się w jakiejś epoce i jesteśmy zmuszeni przyjąć to, co przynosi codzienność. Tośce życie przyniosło dzieciństwo naznaczone wojną, nieszczęśliwą miłość i macierzyństwo pełne trosk. Kobietę mocno to doświadczyło. Na szczęście swojego wnuka – Szymka – starała się wychować inaczej, zwłaszcza w sytuacji, kiedy z babci weekendowej stała się nagle babcią-opiekunką.
„Rdza” to niezwykła opowieść o zwykłym życiu gdzieś w literackich Chojnach. Rozciągnięta czasowo, obejmuje trzy pokolenia bohaterów – wojenne doświadczenia Tośki, młodość jej córki Elizy oraz dzieciństwo i dorastanie osieroconego wnuka Szymka. Autor konsekwentnie, choć małymi plamkami, maluje ich emocje, wybory, doświadczenia.
Na pozór może się więc wydawać, że to opowieść jakich wiele, taka „książka o życiu”, w której nie wydarza się nic spektakularnego, a postaci przemijają, gdy tylko ją zamkniemy. Ale nie. W obserwacji, jak bohaterowie zmagają się z często dramatycznymi doświadczeniami, jak mimo wszystko powstają, starając się pogodzić własne pragnienia ze złośliwościami losu – jest ogromna ciekawość drugiego człowieka. Wraz z rozwojem fabuły można mieć wrażenie, że Tośka, Szymek, Budzik czy Eliza to ludzie, których gdzieś już kiedyś spotkaliśmy, rozmawialiśmy z nimi, nasze ścieżki się przecięły.
Czasami życie mocno przyciska. Kiedy w czasie wojny w Chojnach spaliła się stodoła, a w niej przypadkowi, niewinni uciekinierzy, skutki tego wypadku odczuwane są nie tylko w sferze psychologicznej bohaterów, ale mają również wymiar międzypokoleniowy. A gdy nagle i bezsensownie tracą życie rodzice Szymka, beznadzieja staje się jeszcze bardziej dotkliwa, ogarnia jeszcze więcej osób.
Tytułowa rdza okrywa wszystko to, co kiedyś tętniło życiem. Nie ma na nią rady, sprawy dawniej najważniejsze dosięga stagnacja, a bohaterowie najchętniej uciekliby od rzeczywistości w jakieś lepsze strony. Tylko gdzie one są i dlaczego tak trudno ruszyć z miejsca?
Chociaż wydarzenia w powieści są naznaczone sporą dawką pesymizmu, na końcu zwycięża jednak zdrowy rozsądek. Człowiek, choć nieco zardzewiały, potrafi zebrać się w sobie i w decydującym momencie ruszyć z kopyta – zwłaszcza, gdy stawką jest życie.
I w ten sposób smętny klimat szarej codzienności zyskuje właściwy kolor – kobieta po trudnym macierzyństwie może odzyskać sens życia, opiekując się wnukiem, rozczarowany przyjaźnią mężczyzna ucieknie jak najdalej się da (czyli nie tak znów daleko), ale zdesperowany rzuci wszystko, by uratować dawnego przyjaciela. A staremu już bratu Tośki – Michałowi – uda się spełnić marzenie i wybrać do Berlina.
Uważa się, że literatura skandynawska osiągnęła mistrzostwo w snuciu historii pozornie o niczym. Ich największym walorem jest jednak takie przedstawienie ludzkich emocji, że ciarki chodzą po plecach. Muszę przyznać, że Jakub Małecki ma chyba jakiś skandynawski gen, bo „Rdza” posiada ten specyficzny klimat, to coś, co uwodzi czytelnika i wciąga go w wir akcji głębiej i głębiej. Odpowiedź na pytanie, dlaczego zginęli rodzice Szymka, znajduje się na końcu, a wszelkie spekulacje na ten temat nie odzwierciedlają scenariusza, który przygotowało samo życie.
I z bohaterami, i z czytelnikami jest tak samo – czasami chodzimy jak w zegarku, częściej jednak rdzewiejemy na raz obranych pozycjach. Na szczęście jesteśmy mechanizmami, które mogą się same naprawić. Wystarczy naprawdę mocno chcieć.
Agata Bednarczyk