RETROHITY
„Chleb podrożał, ale lokomotywy staniały” – w czasach minionego ustroju to było jedno z ironicznych haseł, dotyczących rozwoju polskiej gospodarki, absurd który lud pospolity wyśmiewał. A my właśnie chcemy nawiązać do tego hasła, ponieważ w tym odcinku „Retrohitów” mowa będzie o… lokomotywach.
Przemysł maszynowy w minionych dekadach był jednym z wyznaczników rozwoju krajowej gospodarki, a że ten polski po II wojnie światowej podnosił się mozolnie, w związku z tym powojenną myśl techniczną oparto na kupnie różnych zagranicznych licencji technicznych.
Tak też było w przypadku zakupionej licencji na angielskie lokomotywy elektryczne. Jednak ze względu na opóźnienia związane z wdrażaniem licencji należało problem lokomotyw rozwiązać jak najszybciej. Zrobiono to, kupując nowe lokomotyw elektryczne z Czechosłowacji.
W Polsce przez przypadek
W 1961 roku PKP zamówiło z bieżącej produkcji zakładów Škoda Pilzno 30 sztuk uniwersalnych lokomotyw elektrycznych z serii EU05. Były to nowoczesne lokomotywy, oparte na licencji szwajcarskiej, które od początku aż do końca swojej służby wyjeżdżały z warszawskich lokomotywowni (na początku z Odolan, później z Olszynki Grochowskiej).
Wyjątkowa lokomotywa
To, co z początku było powodem ironii odzwierciedlającej stan gospodarki, okazało się w końcu rozwiązaniem, przynoszącym korzyści przez długie lata.
Dobre właściwości trakcyjne, niezawodność i łatwa konstrukcja sprawiły, że elektrowozy te bardzo szybko polubili kolejarze. Natychmiast pojawiły się na najważniejszych kolejowych trasach krajowych i międzynarodowych. Sami maszyniści mówili, że prowadzenie tych lokomotyw było niejako wyróżnieniem – tylko dla kolejarskich elit.
W 1968 roku po pomyślnych badaniach i jazdach próbnych podjęto decyzję o modernizacji tych lokomotyw, co zapoczątkowało nową epokę w dziejach polskich kolei.
Od 1966 roku przez kolejnych 8 lat elektrowozy z Pilzna jeździły do czeskiej Pragi, prowadząc ekspres „Hutnik“. W tamtych czasach brak wymiany lokomotywy na granicy było bardzo odważnym przejawem „przyjaźni czechosłowacko-polskiej”. Przez kolejnych pełnych 30 lat lokomotywy takie można było widywać w Polsce codziennie na czele najbardziej prestiżowych pociągów krajowych i międzynarodowych.
Jeździły one do wszystkich stacji przygranicznych, przewożąc całe rzesze Polaków. Prowadziły takie znane pociągi międzynarodowe, jak „Polonia”, „Batory”, „Chopin”, „Praha” czy „Silesia”. Wszystkie te składy wyjeżdżały z Warszawy, by na południu przekroczyć granicę kraju.
Pomarańczowy ekspres
Lokomotywy sprowadzone z Czechosłowacji były pomalowane na kolor seledynowooliwkowy, jednak w 1972 poddano je modernizacji, dzięki czemu osiągały prędkość maksymalną 160 km/h, i przemalowano na pomarańczowo. Zwykły podróżny po kolorze mógł poznać, że pociąg będzie prowadziła lokomotywa ekspresowa.
Już w 1973 roku ekspresy jeździły na odcinku z Warszawy do Poznania z prędkością 130 km/h, 11 lat później do Katowic i Krakowa pędziły już z prędkością 140 km/h. Najważniejszy moment w historii tych lokomotyw w Polsce nastąpił 25 września 1988 roku, kiedy to ekspresy „Krakus” i „Górnik” do Krakowa i Katowic zaczęły jeździć z prędkością 160 km/h.
Lokomotywa świadkiem historii
W czasie strajku w warszawskim Ursusie, który wybuchł 25 czerwca 1976 roku, tłumy strajkujących zablokowały główną linię kolejową w kierunku Warszawy, co spowodowało, że ciągnięty przez lokomotywę EP05-22 ekspres „Opolanin” stał się uczestnikiem zamieszek. Lokomotywa owa istnieje do dziś i znajduje się pod opieką Instytutu Pamięci Narodowej.
Jednak nic nie trwa wiecznie. Już w 1988 roku zaczęto wycofywać z ruchu pierwsze lokomotywy z serii EP05. Do dziś przetrwały tylko 3, o numerach 016, 022 i 023.
W marcu mija 60 lat od chwili pojawienia się na polskich torach czechosłowackich lokomotyw EU/EP05, które znamiennym i zasłużonym sposobem przyczyniły się do rozwoju polskiego kolejnictwa.
Andrej Ivanič