MIĘDZI NAMI DZIECIAKAMI
„Hu hu ha, hu hu ha, nasza zima zła!…”. Jeśli jest wśród was ktoś, kto nie zna wiersza Marii Konopnickiej, z którego pochodzi ten cytat, lub piosenki, która powstała do jego słów, niech koniecznie spyta o nie rodziców lub dziadków – gwarantuję, że w odpowiedzi usłyszy charakterystyczną melodię i zobaczy uśmiech na twarzy pytanego.
Bo słowa te nieodzownie przywodzą na myśl mroźną zimę. Tę, która szczypie w nos i maluje czerwone róże na policzkach. Tę, która zmusza nas do zaprzyjaźnienia się z co najmniej czterema warstwami ubrań i odkurzenia futrzanej czapki, leżącej gdzieś na dnie szafy. Ale też tę, która przynosi mnóstwo radości i zabawy.
Luty to wprawdzie miesiąc, w którym dzień coraz bardziej dogania noc pod względem długości, ale do wiosny i wiosennych, wyższych temperatur jeszcze daleko. A skoro zima ciągle trzyma, to trzeba z tego skorzystać, nawet jeśli minus na termometrze bardziej przeraża niż cieszy. Z zimnem można sobie poradzić, nie tylko zakładając ciepłe ubranie, ale przede wszystkim za pomocą dobrego humoru, który gwarantuje uczestnictwo w rodzinnej bitwie na śnieżki, rzeźbienie orłów na śniegu, lepienie bałwana (albo niszczenie – w zależności od tego, czy interesuje nas bardziej tworzenie, czy też destrukcja – jak to jest w przypadku mojego najmłodszego syna), obserwowanie skutej lodem rzeki, ślizganie się po zamarzniętych kałużach lub po prostu spacerowanie po pokrytej szronem i zesztywniałej trawie, przyjemnie trzaskającej pod stopami.
Wprawdzie wymienione powyżej sposoby na rozgrzanie się w zimie pomagają bardziej „od środka” i – niestety – nie gwarantują, że z zimna nie zesztywnieją nam w palce, ale i na to jest sposób. Bo na zziębnięte dłonie nie ma nic lepszego niż kubek gorącego kakao z piankami marshmallow, wypitego zaraz po powrocie do domu. I zima już nie jest taka zła, prawda?
Natalia Konicz-Hamada
Zdjęcie: Archiwum rodzinne