Igor „Ozo“ Guttler – człowiek wielu imion

 WYWIAD MIESIĄCA 

Igor „Ozo“ Guttler to perkusista znanego na Słowacji zespołu Korben Dallas, który nagrał 5 płyt i zdobył wiele nagród muzycznych. Człowiek wielu imion Ozo – ze względu na fasynacje Ozzym Osbournem – znany był też jako Macheta, humorysta z Radia Expres. W tymże radio szefował też wiadomościom, dziś w nim jest PR managerem.

Przez polską rodzinę nazywany jest „Chlebek z masłem“. Ozo łączy dwa światy: słowacki i polski – jego mama jest Polką, co Ozo podkreśla w każdym wywiadzie. Udało nam się z nim spotkać i porozmawiać o tych dwóch światach, inspiracjach muzycznych i psikusach, które płatał.

 

Pamiętasz, jak się poznaliśmy?

Przez Facebook, prawda?

 

Tak. Kilka lat temu napisałeś do mnie w reakcji na mój artykuł w SME, dotyczący nagonki na polskie artykuły spożywcze na Słowacji. Wtedy poinformowałeś mnie, że masz polskie pochodzenie. Nadal boli Cię, jeśli ktoś pokazuje Polskę w krzywym zwierciadle?  

Tak. Z uwagą obserwuję wydarzenia w Polsce. Co do artykułów spożywczych pamiętam jeszcze z dzieciństwa niepowtarzalny smak polskich kiełbas i serów! Takich smaków nie spotyka się na Słowacji. Gdyby Słowacy wiedzieli, co im podsuwają słowaccy importerzy, i porównali to z tym, co jedzą Polacy w Polsce, toby krzyczeli ze złości na swoich zaopatrzeniowców.

 

Twoje polskie pochodzenie zawdzięczasz mamie. Jak doszło do tego, że zamieszkała na Słowacji?

Mama pochodzi z Łysej Góry, małej wioski koło Brzeska, 60 km od Krakowa. Kiedy skończyła szkołę pedagogiczną, przeniosła się do Niedzicy na polsko-słowackie pogranicze, gdzie podjęła pracę w szkole. Wtedy poznała pewnego Słowaka, w którym się zakochała, wyszła za niego za mąż i przeniosła do Spišskiej Starej Vsi.

Były lata 60. Na świat przyszedł mój brat. Niestety, mąż tragicznie zmarł. Młoda wdowa nie chciała wracać do Polski. Trzy lata później w Popradzie poznała mojego ojca. Potem przeprowadzili się do Bańskiej Bystrzycy, gdzie mama pracowała jako przedszkolanka i gdzie urodziłem się ja.

 

Jak się ma obecnie?

Ma 76 lat, jest aktywną emerytką, mieszka w Bańskiej Bystrzycy.

 

Od ponad 20 lat mieszkasz w Bratysławie i tu robisz karierę. Nigdy Cię nie ciągnęło do Polski?

Kiedy miałem 22 lata i byłem w Gdańsku, zacząłem się zastanawiać nad przeprowadzką do Trójmiasta, gdzie wtedy były stosunkowo niskie ceny mieszkań, ale wyjechałem do Bratysławy. Jednak z sentymentu do Polski zdarzało mi się wiele razy spontanicznie wyruszać do tego kraju; już od 16 roku życia jeździłem tam samodzielnie.

 

Jesteś znanym humorystą, który zasłynął z zabawnych autorskich audycji radiowych. Co było Ci potrzebne, oprócz poczucia humoru, by osiągnąć sukces?

Talent na pewno – bez niego ani rusz. Ale ja byłem inny, inaczej odbierałem świat i już od dzieciństwa wszystkich zabawiałem w przedszkolu czy w szkole. Wiesz, to jest takie fajne, kiedy możesz kogoś rozśmieszyć! No i ten talent wykorzystałem, kiedy zatrudniłem się w radiu Lumen.

To też zabawne, że właśnie w katolickim radiu Lumen mogłeś prowadzić program rozrywkowy.

Tak, rzeczywiście. Potem zatrudniłem się w radiu Expres, gdzie stworzyłem fikcyjną postać  Machety i dzwoniłem do różnych instytucji z różnymi kuriozalnymi prośbami czy propozycjami. Co ciekawe, Macheta to nazwisko mojego kuzyna z Krakowa.

 

Kuzyn o tym wie?

Wie. Cała polska rodzina śmiała się z tego. Ale kiedyś się dowiedziałem, że znany słowacki aktor – pan Karol Machata – myślał, że to jego nazwisko było dla mnie inspiracją. Nie, nie, na to bym sobie nie pozwolił.

 

I ten „Twój“ Macheta dodzwonił się nawet do Białego Domu! Zdarzało Ci się też wykręcić numer Polakom?

Tak, jak dobrze pamiętam, chyba trzy części były związane z polską tematyką. W jednej  zadzwoniłem do polskich celników w Chyżnem i łamanym polskim prosiłem ich o kontakt do pewnej kobiety, która stała przy drodze i czekała na kierowców tirów. W tej rozmowie telefonicznej twierdziłem, że się w niej zakochałem i że uzyskałem zgodę mojego ojca na ślub.

 

Gdzie się uczyłeś języka polskiego?

Jak jeździłem do Polski na wakacje. Ale nie potrafię pisać po polsku, gramatyka też wydaje mi się trudna.

 

W domu mówiliście po polsku?

Mama mówiła po polsku do mojego starszego brata, ale on podobno z tego powodu płakał, więc przy drugim synu już nawet nie próbowała eksperymentów językowych.

 

Zdarzają Ci się wpadki językowe?

Specjalnie je robię.

 

Na przykład?

Nie mogę ich opisać, wynikają z humoru sytuacyjnego. Często są to też prowokacje.

Kto się częściej potrafi pogniewać z powodu żartów – Polacy czy Słowacy?

Polacy i Węgrzy są bardziej wrażliwi, ale moi znajomi i rodzina znają mnie i wiedzą, że robię sobie żarty niemalże na każdym kroku, nawet z tego, co dla nich święte.

 

Swego czasu w porannym programie radia Expres dosyć często robiono sobie żarty z języka polskiego. To Twoja sprawka?

Nie, to nie ja za tym stałem.

 

Śmiejesz się z Polaków, robisz sobie żarty z języka polskiego?

Mnie się to nie wydaje śmieszne. Myślałem wiele razy, z czego to wynika, że ludzie się śmieją z takich rzeczy, i doszedłem do wniosku, że to efekt nieznajomości sąsiada. Bardzo żałuję, że lepiej znamy odległe nam kultury, a tak mało wiemy o bliskim sąsiedzie. To podobnie jak w blokach mieszkalnych, gdzie mieszkamy obok siebie, w ogóle nic o sobie nie wiedząc. Często o kimś z innego miasta wiemy więcej niż o tym, z którym dzielimy ścianę. Szkoda, że tak jest.

 

Widziałbyś siebie w roli ambasadora tego, co polskie?

Próbowałem być ambasadorem polskiej muzyki. Dzieliłem się na Facebooku czy w radiu muzyką naszych sąsiadów, ale nie było zainteresowania. Co ciekawe, w czasach socjalizmu było inaczej, znaliśmy polskich artystów, na przykład Marylę Rodowicz. A teraz? Słowacy nie potrafią wymienić nazwisk ani nazw zespołów zza miedzy.

 

A Ty jako muzyk masz swoje inspiracje w Polsce?

25 lat temu zakochałem się w Kasi Kowalskiej. Wtedy tu nic podobnego nie słyszałem. Właściwie do dziś nie ma tu artysty tego kalibru. Dzięki niej odkryłem Republikę. Szczególnie zachwyciłem się utworem „Moja krew“! Poza tym lubię

Varius Manx, Edytę Bartosiewicz, Marię Peszek. Zawsze twierdziłem, że polskie piosenkarki są doskonałe od strony tekstowej, ponieważ nie mają problemu z mówieniem o prawdziwych uczuciach, o miłości, rozczarowaniach. A na Słowacji, kiedy śpiewają o pogodzie, głębi w tym nie ma.

 

Muzycy z Korben Dallas też zachwycają się polską twórczością?

Tak, kiedyś nawet zrobiliśmy cover utworu „Telefony“ Republiki!

 

Ty też piszesz teksty?

Tak, na każdym albumie Korben Dallas znajduje się przynajmniej jedna moja piosenka.

Jesteś gwiazdą?

Gdzie?

 

Tu, na Słowacji. Dajecie 40 – 50 koncertów rocznie, a to już świadczy o popularności!

Nie, nie uważam, że jesteśmy gwiazdami, bo my nie robimy muzyki dla mas. Koncerty, owszem, mamy wyprzedane, ale o gwiazdorstwie nie ma mowy. Być znanym to nie mój cel. Jedynie Juraj (Benetin – przyp. od red.) jako frontman jest znany. On ma trudniej.

 

W czym?

Po pierwsze pozycja frontmana jest już trudna, po drugie to śpiewający gitarzysta, a po trzecie ludzie rozpoznają go na ulicy.

 

Z tego, co wiem, wszyscy członkowie Waszego zespołu wykonują inną pracę zawodową. Z muzyki nie można wyżyć na Słowacji?

Dałoby się, ale nie kariera muzyczna jest u nas na pierwszym miejscu. Nasze priorytety to rodzina, praca i na trzecim miejscu hobby, czyli muzyka. Wyżylibyśmy z niej, ale musielibyśmy mieć więcej koncertów.

 

Występowaliście już w Polsce?

Raz, w Krakowie.

 

Jak was przyjęli krakowianie?

Dobrze, ale to były nasze początki, więc to się nie liczy.

 

Ty zapowiadałeś występ po polsku?

Tak.

 

Miałeś tremę?

Nie.

 

Ty nie miewasz tremy?

Miewam. Z tremą u mnie jest jak z wejściem do zimnej wody: albo się 20 minut przedtem boisz, myślisz o tym, rozważasz, albo wchodzisz do tej wody i już. Tak, jak mawiała moja polska babcia, jak trza jechać, to trza. I tyle!

 

Każdy występ dla Ciebie to wejście do przysłowiowej zimnej wody?

Tak.

 

To dobre porównanie, czytelne dla tych, którzy się hartują. Jesteś morsem?

Jestem w początkowej fazie morsowania; zacząłem w tym roku. Każdego dnia w domu biorę zimny prysznic, pływam też w Jeziorze Vajnorskim. To jest genialne! Chcę też popływać w Dunaju.

 

Co Cię motywuje?

Powtarzam sobie, że chłód jest moim przyjacielem. To działa i naprawdę jest fenomenalne!

 

Kąpałeś się w Bałtyku?

Tak.

 

W ramach hartowania?

Nie, byłem tam latem, pogoda była wspaniała, było 38 stopni. Ale Bałtyk to morze dzikie, energetyczne z prawdziwymi falami, z charakterem!

 

Wróćmy do muzyki, napisałeś już jakiś polski utwór?

Współpracujemy z czeską kapelą Tara Fuki, której członkinie są polskiego pochodzenia. I jedna z nich – Dorotka Barová – w ubiegłym roku zaproponowała mi, żebym napisał dla niej polskie teksty, ale jeszcze nie znalazłem czasu na to.

 

Jak to działa? Wy, którzy macie polskie korzenie, wyłapujecie się, wyczuwacie coś charakterystycznego, co Was łączy?

Tak, czasami rozpoznajemy się po akcencie. Zazwyczaj zagadam do takiego człowieka, by sprawdzić, czy dobrze wyczułem swojego.

Znasz więcej Słowaków polskiego pochodzenia?

Prawdę mówiąc, chyba dwóch mam wśród znajomych na Facebooku, ale nie są aktywni. Poza tym znamy się z Moniką Zázrivcovą (jej mama Beata Wsetrych-Zázrivcová jest Polką – przyp. od red.), z którą razem pracowaliśmy w radio.

 

Klub Polski planuje przygotować przed przyszłorocznym spisem ludności kampanię i zaprosić do niej również znanych ludzi. Zgodziłbyś się wziąć w tym projekcie udział?

Na pewno tak. Chcę też pomóc w łamaniu stereotypów, bo bardzo mnie denerwuje powierzchowność, z jaką podchodzimy do siebie po jednej i drugiej stronie Tatr. Ile razy słyszałem, że wy, Pepiki, czy wy, przemytnicy, przekupy, co wszystko jesteście w stanie sprzedać, nawet sól drogową jako jadalną!

 

Kim się czujesz? Słowakiem czy Polakiem?

W połowie Polakiem, w połowie Słowakiem. Zauważam różnice między Polakami a Słowakami. Nie chcę generalizować, ale te różnice wynikają choćby z uwarunkowań historycznych tych dwóch narodów. Nie jestem ani historykiem, ani socjologiem, ale widzę, że Polacy są bardziej waleczni. Na przykład wydaje mi się, że protesty kobiet, które teraz mają miejsce w Polsce, nie miałby szansy na Słowacji. W ogóle fascynują mnie i zawsze fascynowały Polki, bez względu na wiek, bo zawsze mają w sobie szyk i elegancję na poziomie francuskim.

 

Jakie masz wspomnienia związane z polską rodziną?

Moja polska rodzina już od dzieciństwa mnie odbierała jako rodzinnego błazna, bo zawsze coś wymyślałem, psociłem, a wujek mnie nazywał „Chlebek z masłem“, bo to było moje ulubione jedzenie.

 

My w Polsce w dzieciństwie marzyliśmy o produktach z Czechosłowacji, na przykład o artykułach szkolnych czy tenisówkach. Ty marzyłeś o czymś z Polski?

Tak, moim niespełnionym marzeniem była motorynka Romet 50. I o magnetofonie Unitra, który kupiliśmy, będąc w Polsce w 1984 roku. Wracając do domu schowaliśmy go pod siedzenie w naszej Ładzie. Jednak z tego przemytu nic nie wyszło, bo mama była tak zestresowana, że na granicy sama zgłosiła, że wieziemy magnetofon i zapłaciła cło.

 

Talent muzyczny i poczucie humoru odziedziczyłeś po polskich przodkach?

Wspominany wujek jest reżyserem amatorem, który zebrał kilka nagród za swoje prace, ale również słowacka rodzina ma zacięcie artystyczne – ojciec śpiewał i grał na harmonijce.

Małgorzata Wojcieszyńska
zdjęcia: Stano Stehlik

MP 12/2020