Jaka to LITERA?

 ELEMENTARZ POLSKO-SŁOWACKIEJ RORZINY 

Lato wprawdzie dobiega już końca, ale może jeszcze jakaś zawieruszona na poczcie pocztówka z wakacji od słowackich przyjaciół pokonuje drogę, by dotrzeć do naszych rąk. Gdy jej podróż szczęśliwie się zakończy w naszej skrzynce na listy, możemy poczuć ekscytację – w końcu widoczek piękny, znaczek ciekawy, a wiadomość od bliskich na pewno skrywa mnóstwo ciekawostek, ale i… konsternację, gdyż niekiedy wcale nie tak łatwo nam te interesujące anegdoty o wakacyjnych przygodach naszych przyjaciół odczytać.

Być może w tym miejscu zaśmiejecie się i zapytacie, co też autorka sobie wymyśliła, przecież do odczytania treści pocztówki nie potrzeba wcale wykształcenia wyższego, ba, nawet pełne podstawowe nie jest konieczne. I to oczywiście prawda, jednak gdy w grę wchodzi słowackie pismo odręczne, sprawa poważnie się komplikuje.

Pamiętam, jak kilka lat temu otrzymałam pierwszą taką pocztówkę – właściwie nie ja, a moja nieczytająca wtedy jeszcze córka. Wysłała ją z dalekiej Ameryki szwagierka, matka chrzestna mojej pierworodnej. Zanim mała mogła nacieszyć się kolorowymi obrazkami zwierzątek, znajdującymi się na tylnej stronie, chciałam zapoznać ją z treścią. A tu niespodzianka – ponieważ mimo wielkich starań nie mogłam sobie poradzić z rozszyfrowaniem niektórych słów. Wtedy jeszcze zrzucałam winę na swoją niedoskonałą znajomość języka słowackiego i pokornie wyglądałam ratunku u męża.

W końcu jednak odkryłam prawdziwą przyczynę swoich trudności. Kamień spadł mi z serca. Okazało się bowiem, że Słowacy niektóre litery zapisują odręcznie w zupełnie inny sposób niż Polacy (np. t czy r), a jakby tego było mało, wszystkie litery piszą bez odrywania ręki i pochyło! Pamiętam z podstawówki, że i u nas, pisząc ręcznie, poprawnie jest łączyć litery, ale pomiędzy polskimi i słowackimi zasadami pisma odręcznego widać jednak wyraźną różnicę; Polacy tak naprawdę nie łączą liter aż-tak-bardzo. Niby to wszystko drobiazgi, ale gdy w skrzynce znajduję kolejną przesyłkę od przyjaciół, zaadresowaną słowacką ręką, urastają one do rangi nie lada problemu! Pozostaje mi tylko cieszyć się, że nie otrzymuję listów od mojego męża, bo przy jego piśmie, stanowiącym raczej zaprzeczenie kaligrafii, moglibyśmy mieć spory problem z porozumieniem.

W dobie komputerów i Internetu przedstawiony problem może wydawać się błahy, w końcu kilka pocztówek z wakacji i życzeń świątecznych jesteśmy w stanie jakoś odczytać! Ale nie piszę o tym wszystkim bez powodu. Gdy mamy dzieci, uczęszczające do szkół, umiejętność odczytania słowackiego pisma odręcznego może się okazać nie tylko przydatna, ale wręcz niezbędna. Towarzyszenie naszym polsko-słowackim dzieciom na drodze edukacji i umiejętne ich wspieranie obejmuje bowiem także naukę pisania.

Oczywiście nie musimy sami stosować tych wszystkich wdzięcznych zawijasów i pętelek, w które obfituje słowackie pismo odręczne, ale dobrze mieć o nim choćby jako takie pojęcie, a przede wszystkim uświadomić sobie, że i w takich drobiazgach występuje między naszymi kulturami różnica. Po co? Może dla porządku, może dla wiedzy, a może dla bardziej świadomego kształtowania dwunarodowej międzykulturowej tożsamości.

Podobnych zagadnień jest oczywiście więcej, mogą też one rodzić różne pytania. Nie znam na nie wszystkie odpowiedzi, ale ciągle jest we mnie ciekawość i potrzeba ich stopniowego odkrywania w tej naszej polsko-słowackiej rzeczywistości rodzinnej.

Póki co skończyłam z córką pierwszą klasę słowackiej podstawówki i poznałam odręczny słowacki zapis alfabetu. Nareszcie!

Natalia Konicz-Hamada
Zdjęcie: autorka

MP 9/2020