Smaczki i smaki

 ELEMENTARZ POLSKO-SŁOWACKIEJ RORZINY 

Włoska knajpka, pub z czeskim piwem, sushi, kuchnia arabska. Randka za randką, niezliczona liczba rozmów i pocałunków, nieustanne odkrywanie nowych smaków i próbowanie orientalnych potraw. Aż wreszcie nadchodzi ten moment! Nasz ukochany obcokrajowiec to ten jedyny, nasz związek wchodzi na zupełnie nowy poziom i w końcu lądujemy razem w… kuchni. A tam w związku dwunarodowym może nas czekać naprawdę sporo zaskoczeń.

Bądźmy ze sobą szczerzy – droga do stwierdzenia, że potrawy serwowane przez naszego partnera, wychowanego na zupełnie innej kuchni, są smaczne jak u mamy, może być dość wyboista. Jakby nie patrzeć, w związku dwunarodowym różnice w smakach opierają się jednak na czymś więcej niż tylko zastosowaniu różnego zestawu przypraw.

Na szczęście kuchnia słowacka i kuchnia polska mają punkty wspólne, jesteśmy też raczej zgodni w naszej części świata co do tego, że najważniejszym posiłkiem dnia jest obiad, odpada więc konieczność szukania kompromisu w tej kwestii, która mogłaby okazać się sporna w związku z uwielbiającym kolacje na ciepło Włochem.

Niewątpliwie łączą nas ziemniaki, zboża, kapusta czy rośliny strączkowe. Tyle, że te połączenia mogą się czasem okazać naprawdę mgliste. Przykłady? Bardzo proszę! Gdzie się jada kasze na Słowacji? W której części Polski zajadają się na co dzień zupą fasolową na mleku? W którym słowackim domu serwuje się śliwki w occie? Jaka polska mama podaje swoim dzieciom gotowane ziemniaki z makaronem?

Jeśli ktoś z was wciąż jeszcze pozostał nieprzekonany, to co powiecie na odwieczną walkę kopru z pietruszką lub na dania, które powinny być słodkie, a są słone bądź odwrotnie? Mój słowacki mąż nigdy nie zrozumie podawanej do obiadu sałaty ze śmietaną na słodko, ja z kolei nie przełknę placka ziemniaczanego na ostro zamiast z cukrem. Niezwykle trudno jest mi też poradzić sobie z tęsknotą za porządną bałtycką rybką w kraju, w którym nie ma żadnego morza. Jeszcze trudniej powstrzymać się przed wybieraniem kminku z chleba, który marnuje się w słowackim pieczywie zamiast dodawać smaku polskiemu gołąbkowi.

Mogłabym tak wymieniać godzinami.

Skoro jednak w tytule niniejszej rubryki znajduje się słowo „elementarz”, warto byłoby wyciągnąć z tych przykładów jakąś lekcję. Najbardziej podstawowa byłaby oczywiście lekcja gotowania (którą serdecznie wszystkim polecam!), ale pójdźmy jednak trochę dalej. Łączenie kuchni dwóch różnych krajów to wspaniała okazja do odkrywania nowych smaków i poszerzania horyzontów kulinarnych, co chyba jest oczywiste. Stwarza nam to szansę rozwoju, może nadać nowy, zdrowszy kierunek naszym nawykom żywieniowym, a jeśli należymy do osób szczególnie dobrze odnajdujących się w kuchni – może pobudzić naszą kreatywność.

Ponadto poznawanie zwyczajów żywieniowych danego regionu poszerza naszą wiedzę na jego temat, stanowiąc niezłą lekcję historii, jeśli zadamy sobie trud zrozumienia, dlaczego w danym miejscu sięgano po takie produkty, a nie inne. Przede wszystkim jednak to też możliwość pogłębienia swojego związku i doskonalenia się w sztuce tolerancji, otwartości, kompromisu. Tworzenie wspólnej kuchni, wypracowywanie rozwiązań satysfakcjonujących obie strony i zadowalających podniebienia zarówno polskiej, jak i słowackiej części rodziny może być szansą do jeszcze większego zbliżenia i umocnienia podwalin naszej polsko-słowackiej relacji. A każda taka cegiełka budująca fundamenty dwunarodowego związku jest niezwykle ważna.

Na koniec zdradzę wam tajemnicę – mój mąż robi świetny rosół. Nie taki jak u mamy. Lepszy!

Natalia Konicz-Hamada

MP 7-8/2020