Przed tegorocznymi świętami wielkanocnymi zadawaliśmy sobie pytania, jakie one będą. Jak je przeżyjemy? Dla wielu z nas były inne niż zwykle, spędzone z daleka od rodziny. Czy gorsze? Niekoniecznie, ale na pewno z koronawirusem w tle.
Kiedy granice są zamknięte
Wiadomo, że z powodu zamkniętych granic, wielu naszych rodaków musiało zmienić plany i pozostać na Słowacji – z prostej przyczyny, by nie narażać siebie (i bliskich w Polsce) na przymusową 14-dniową kwarantannę, a potem na kolejną – już po powrocie na Słowację.
Do rozmowy o tegorocznych świętach zaprosiliśmy najpierw polskie pary mieszkające na Słowacji, bo właśnie one najczęściej wyjeżdżają na święta do Polski. Potem do tego grona dołączyliśmy jeszcze dwie Polki, także z rodzin polsko-słowackich: jedna z nich ze względu na pandemię była zmuszona przedłużyć swój urlop na Cyprze, druga spędziła święta na Słowacji ze swoją słowacką rodziną i mamą, która nie zdążyła w marcu wrócić do Polski.
Nie na polskim, ale na słowackim pustkowiu
Magdalena Zawistowska-Olszewska planowała razem z mężem i synkiem wyjazd do Polski. Podobnie jak w zeszłym roku ich celem podróży miało być piękne i spokojne miejsce na pustkowiu. Ze względu na pandemię zostali w domu, w Pezinku. I chociaż nie były to ich pierwsze święta wielkanocne na Słowacji (te spędzili 9 lat temu z rodziną z Polski), to były pierwsze, które spędzili w trzyosobowym gronie we własnym mieszkaniu.
Wspólnie przygotowywali dekoracje, wypieki, dania oraz malowali pisanki. Magda przygotowała dla synka jajka-niespodzianki, które pochowała po całym mieszkaniu. „Pogoda była cudna, więc codziennie po obiedzie braliśmy koc, koszyk pełen pyszności i szliśmy do lasu lub do winnic“ – opisuje Magda. Oprócz tego dużo czasu spędzali, rozmawiając przez różne aplikacje z rodziną i znajomymi.
„Przemeblowane“ święta
Natalia Konicz-Hamada wraz z mężem Słowakiem i trójką dzieci planowali tegoroczne święta na Słowacji, zgodnie z ich rodzinnym zwyczajem, że raz spędzają je z jej rodzicami na Wybrzeżu, a raz z teściami w województwie trenczyńskim. Tym razem jednak po raz pierwszy z uwagi na koronawirusa spędzili Wielkanoc w swoim rodzinnym gronie, poszerzonym o mamę Natalii, w bratysławskim mieszkaniu.
Ze względu na odwołane loty i zamknięte granice mama bowiem musiała zostać na Słowacji. I tak oto po 41 latach małżeństwa rodzice Natalii zostali rozdzieleni – tata spędził święta na Wybrzeżu, mama w Bratysławie. „Na szczęście po sąsiedzku mieszkają mój brat, babcia i siostra taty z mężem, więc tata nie spędził świąt sam“ – zdradza nasza rozmówczyni.
Bratysławskie święta Natalii zostały zaplanowane zgodnie ze słowackimi i polskimi zwyczajami. Cała jej rodzina wspólnie oglądała uroczystości Triduum Paschalnego, nadawanego przez polską telewizję z polskiego kościoła. „Ponieważ wymiar duchowy świąt jest dla nas bardzo ważny, przygotowaliśmy rodzinną świecę modlitewną, która towarzyszyła nam podczas wspólnych modlitw, szczególnie w Wielkim Tygodniu“ – opisuje nasza bohaterka. Starannie przygotowane święta zakłóciła jednak choroba męża Natalii.
Objawy były tak niepokojące, że do Niedzieli Wielkanocnej włącznie przebywał on sam w zamkniętym pokoju, widując się z rodziną za pośrednictwem łączy internetowych. Na szczęście choroba szybko minęła i resztę świąt mogli spędzić razem. „To były rzeczywiście bardzo stresujące dni, musieliśmy przemeblować dom, pozamieniać się łóżkami i pokojami, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a my zdobyliśmy nowe doświadczenie“ – wspomina Natalia.
Zgodnie z oczekiwaniami
Ewelina Zbyszyńska wraz z mężem nie pierwszy raz planowali pozostanie na święta w Bratysławie, gdyż chcieli je spędzić tylko we dwoje. „Tak jak i poprzednio bardzo nas to zrelaksowało; były wspólne spacery z psem nad Małym Dunajem, opróżnianie lodówki czy poranna kawa na balkonie“ – opisuje Ewelina.
Jedynie w lany poniedziałek zamiast tradycyjnego wypadu do kina, było kino domowe. „Jedynym plusem obecnej sytuacji jest czas, którego mamy więcej dla siebie, i wyciszenie, którego każdy z nas potrzebuje, szczególnie teraz, kiedy pandemia opanowała świat“ – ocenia nasza rozmówczyni i dodaje, że po złożeniu życzeń najbliższym wyłączyła Internet i telefon.
Nikt nie lubi być ograniczany
Agnieszka Drzewiecka z mężem i małym synkiem mieli wyjechać do Polski, by hucznie świętować 40. urodziny męża. Te przypadły właśnie na okres świąteczny. „Miała to być pamiętna chwila dla jubilata, bo przecież takie urodziny obchodzi się tylko raz w życiu! Tymczasem musieliśmy zostać w Bratysławie“ – opisuje Agnieszka. Już kiedyś spędzali tu święta, ale jak podkreśla nasza rozmówczyni, była to ich decyzja. Tym razem o pozostaniu na Słowacji zdecydowała za nich sytuacja, która pokrzyżowała ich długo czynione plany.
Agnieszka nie ukrywa, że oboje z mężem byli zawiedzeni, ale postanowili, że mimo wszystko postarają się spędzić ten okres przyjemnie. W tym celu przygotowali atrakcje dla dwuletniego synka, ulubione klocki, które przyniósł mu w tym roku zajączek, a dla siebie dawno zapomniane gry planszowe. „Każdy z nas, według mnie, przechodzi ciężkie chwile z różnych powodów i nie oszukujmy się, nikt z nas nie lubi być odgórnie ograniczany. Ale musimy to jakoś przetrwać dla dobra wszystkich“ – konstatuje Agnieszka.
Świąteczna przeprowadzka
Bogna Zając z Pieszczan wybrała się 6 marca z partnerem i córeczkami na trzytygodniowy urlop na Cypr. Z uwagi na rozprzestrzeniający się wirus i zamknięte granice urlop ten musieli przedłużyć. Tam ich zastały święta. Nie byli na to przygotowani, również finansowo. „Mimo że ceny wynajmu poszły w dół, to i tak musieliśmy się przecież liczyć z kosztami, których przed wyjazdem nie planowaliśmy“ – opisuje Bogna i dodaje, że właśnie dlatego w Wielką Sobotę po raz kolejny się przeprowadzali, tym razem do lokum, za które mieli mniej płacić.
Dla zachowania świątecznej atmosfery Bogna przygotowała czekoladowe jajka-niespodzianki, których jej córeczki szukały w ogrodzie. Niestety, zabrakło im czasu na wspólne malowanie pisanek. „Po przeprowadzce i rozpakowaniu się, wszyscy opadliśmy z sił; nie było więc pięknie zdobionych jajek, a na śniadanie wielkanocne zrobiłam jajecznicę“ – opisuje Bogna i dodaje, że za bardzo nie było tam czuć atmosfery Wielkanocy, ponieważ tamtejsi mieszkańcy w większości są wyznania greckokatolickiego, co oznacza, że obchodzą ją w innym terminie. Świąteczna atmosfera płynęła więc do nich tylko z Polski i ze Słowacji, kiedy łączyli się z rodziną przez Internet.
Jak widać, pandemia uczy elastyczności i umiejętności cieszenia się drobiazgami. To zapewne cenna lekcja, którą na Wielkanoc przygotowało nam życie.
red.