Duet idealny

 ELEMENTARZ POLSKO-SŁOWACKIEJ RORZINY 

Gdy we wspólnym domu spotka się polska i słowacka tradycja, przed związkiem dwunarodowym staje nie lada wyzwanie. Jak sprawić, by kanon rodzinnych zwyczajów nie spuchł od ich nadmiaru, ale nęcił swą obfitością? Co zrobić, by poszczególne tradycje nie walczyły między sobą o palmę pierwszeństwa, ale stworzyły idealną harmonię? I – w świetle nadchodzącej Wielkanocy całkiem praktycznie – jak pogodzić słowacką kolację wielkanocną z polskim wielkanocnym śniadaniem?

Od kiedy tworzę rodzinę dwunarodową, nie opuszcza mnie przekonanie, że nasz stół rodzinny (przynajmniej w wymiarze symbolicznym) jest jakby szerszy, a wszystkie obchodzone przez nas święta bogatsze. Stół, przy którym zasiądzie polsko-słowacka rodzina, musi przecież pomieścić polskie i słowackie potrawy, a w świątecznym czasie powinny się  zmieścić  polskie i słowackie obrzędy i zwyczaje. Oczywiście nie zawsze wszystko i wszyscy w jednym czasie – i chyba to właśnie jest nasz klucz do sukcesu.

Mamy z mężem liczną rodzinę zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Staramy się spędzać święta na zmianę – raz na północ od wspólnej granicy, a raz na południe. Ponieważ najczęściej świętujemy w domach naszych rodziców, siłą rzeczy dominują tradycje, które są w nich pielęgnowane od lat.

Ale od kiedy naszą rodzinną mozaikę wzbogaciliśmy my sami jako małżeństwo dwunarodowe, a potem nasze dwunarodowe dzieci, nic u nas nie jest już takie jak przedtem i tylko po polsku czy tylko po słowacku. Ramy wyłącznie jednej tradycji są dla nas zwyczajnie zbyt ciasne i mamy to szczęście, że nasi bliscy dostrzegają to, rozumieją i wychodzą potrzebom naszej rodziny naprzeciw.

Dotykam tu zresztą kolejnej niezwykle istotnej kwestii – wsparcie rodziny i przyjaciół w budowaniu dwunarodowego domu jest bardzo ważne i wiele rzeczy zwyczajnie ułatwia. Akceptacja ze strony naszych najbliższych chroni przed poczuciem wyobcowania, niedopasowania do żadnej kultury i brakiem przynależności.

Pomaga się odnaleźć w sytuacji łączenia kultur i wypracować spójny zbiór zasad i zwyczajów, który będzie dla nas najlepszą płaszczyzną do rozwijania związku. Natomiast samo odnalezienie właściwej dla nas drogi do pogodzenia obu naszych światów to szansa, by również nasze dzieci nie doświadczyły poczucia obcości, ale wyrastały w przekonaniu, że dwunarodowa rzeczywistość to coś niesłychanie naturalnego i oczywistego.

Warto, żebyśmy my sami tak na to patrzyli, choć przecież ze swojego dzieciństwa wiemy, jak wygląda świat wyłącznie polski. Jednak wchodząc w związek z obcokrajowcem, otworzyliśmy się na więcej i warto to bogactwo przekazywać dalej. W naszym życiu, niczym w inwencji dwugłosowej mistrza polifonii Bacha, jest przestrzeń dla dwóch równoważnych tematów, które mogą współistnieć i które wybrzmiewają na przemian, wzajemnie dialogując.

Gdy nadamy naszej rodzinnej narracji właśnie taką perspektywę, odpowiedzi na zadane przeze mnie we wstępie pytania stają się nagle niezwykle proste. Najważniejsze okazuje się stworzenie przestrzeni do równoważnego zaistnienia tradycji obydwu naszych krajów, a nie kwestia, który zwyczaj podczas danych świąt będzie w naszym domu dominował, bo to zagadnienie niezwykle indywidualne i zależne od wielu czynników. Tworząc rodzinę dwunarodową, mamy coś, czego nie mają inni. Warto dać okazję temu zaistnieć i wybrzmieć. Połączone w naszych domach tradycje Polski i Słowacji mają bowiem szansę rozwinąć nie tylko nas, ale też całe nasze otoczenie.

Natalia Konicz-Hamada
Zdjęcia: autorka

MP 4/2020