Krystyna Janda nagrodzona na festiwalu w Sundance

Słodki koniec dnia…

 KINO OKO 

Robert Redford stworzył największy amerykański festiwal kina niezależnego. I właśnie na nim w ubiegłym roku nagrodzono Krystynę Jandę za rolę Marii  Linde w filmie Jacka Borcucha „Słodki koniec dnia”. Borcuch na tym festiwalu pojawił się  już po raz trzeci. Wcześniej prezentował „Nieulotne” i „Wszystko, co kocham”.

Film „Słodki koniec dnia” to swoista  zagadka, podsuwana przez reżysera o świecie gorzkim, wbrew tytułowi filmu. Rozpada się rodzina, pozornie dobrze ułożona, i zagrożona jest demokracja, a wszystko to dzieje się przy aktywnym udziale głównej bohaterki filmu Marii Linde, którą niekonwencjonalnie gra Krystyna Janda.

Na włoskiej prowincji, w etruskim mieście Volterra mieszka od czasu stanu wojennego w Polsce Maria Linde –  poetka, Żydówka z pochodzenia, laureatka Nagrody Nobla, osoba obdarzona uznaniem, uchodząca za autorytet moralny nie tylko w kręgach włoskich. Jednak do czasu. Dość niespodziewanie i jak to zwykle bywa przypadkowo Maria wiąże się  z młodym imigrantem, przystojnym Nazeerem. To zaburza oczywiście jej dotąd spokojny, uporządkowany związek z mężem (w tej roli Antonio Catania) i z córką, którą gra Kasia Smutniak.

Dojrzała, 60-letnia kobieta w nowym emocjonalnym związku ze znacznie młodszym Egipcjaninem stara się szukać nowego szczęścia. Ale co rusz docierają do niej dziwne sygnały, np. o zagrożeniu ekonomicznym w Europie i konieczności podjęcia decyzji o zlikwidowaniu lokat i kupowaniu złota. Znika też po wyjściu z domu na spacer wnuczka, która być może została porwana. Podejrzenia padają na obcych, na imigrantów. To rodzi napięcie. Zbliża się tragedia rodzinna.

Do cichego i właściwie sennego miasteczka dociera też wiadomość o wyjątkowo tragicznym zamachu terrorystycznym w Rzymie. Maria, jako osoba obdarzona społecznym zaufaniem, przeciwstawia się nagonce na imigrantów i wygłasza niepopularne zdania o terroryzmie. Twierdzi, że poświęcenie własnego życia jest wyrazem  wielkiego zaangażowania. I pyta, co gnuśny i bogaty Zachód robi naprawdę, by uchronić świat przed terrorem.

Oddaje w akcie protestu Nagrodę Nobla, co wywołuje reperkusje w Europie. Jej ostre i bezkompromisowe wystąpienie publiczne niesie fatalne skutki. Jest oskarżona o niepoprawność polityczną i sprzeniewierzenie się wartościom uznawanym w Europie.  A w chwilę później przyjaciel i kochanek – przystojny Nazeer – traci dorobek życia: nieznani sprawcy podpalają jego tawernę.

Marię (Krystynę Jandę) coraz bardziej osacza narastający niepokój. Długo żyła w ładzie i spokoju Toskanii. Jednak po tragedii w Rzymie staje się osobą bardzo odważną, inną. Krystyna Janda potrafi te napięcia wygenerować w filmie. A rzekomy przyjaciel Marii, tak naprawdę pożądający jej względów komisarz policji, niby ją ostrzega, a w rzeczywistości chce ją zmusić do wszelkiej uległości – także fizycznej. W rezultacie Maria niczym współczesna czarownica zostaje osaczona na rynku spokojnego, uśpionego i obojętnego włoskiego miasteczka.

Jacek Borcuch na podstawie scenariusza pisanego razem ze Szczepanem Twardochem, pisarzem znanym i uznanym, realizuje swoisty melodramat, w którym stawia zasadnicze pytania, dotyczące dzisiejszego świata. Zastanawia się nad granicami tzw. poprawności politycznej, pyta, czy wygłaszanie szczerych, własnych opinii przez uznaną artystkę jest w obojętnym de facto świecie do zaakceptowania.

Krystyna Janda prezentuje w tym filmie wiele odcieni: od kochającej babci po żywiołową kochankę, od nostalgicznej i zagubionej nieco poetki po aktywną bojowniczkę ważnych społecznych i politycznych racji.

Zrealizowany poza Polską film Borcucha ma uniwersalny charakter. Warto obejrzeć tę opowieść, której bohaterka nie boi się najtrudniejszych pytań, w tym takich, które burzą rzekomy spokój. Kiedy dzieło prowokuje nowymi manifestami, odwołuje się do niepokornych, rani – trzeba na nie zwrócić uwagę. Nawet jeśli ma się zastrzeżenia, co do odwagi takiej kreacji.

Alina Kietrys

MP 2/2020