Gdy 31 grudnia 2010 roku mój słowacki chłopak poprosił mnie o rękę, nie wiedziałam, co mnie czeka. Motylki w brzuchu, gwiazdki z nieba i piękne słówka sprawiły, że bez zastanowienia odpowiedziałam „tak!”. A potem? A potem zaczęła się niezła harówka.
Po 9 latach dalej harujemy na nasz związek jak woły, dalej twierdzę, że małżeństwo z cudzoziemcem to żaden cud miód malina, ale… niczego bym nie zmieniła, a z każdym dniem nasza ciężka praca przynosi lepsze i smaczniejsze owoce. I przejaskrawiam wszystko tylko troszeczkę.
W telegraficznym skrócie nasza rodzina prezentuje się następująco: ja Polka, on Słowak, plus troje polsko-słowackich dzieci, które powołaliśmy na ten świat, czyli jedna córka i dwóch synów. Na koncie mamy 10 lat znajomości, w tym 8 małżeństwa, 7 rodzicielstwa, 6 spędzonych na Słowacji i 2 w Polsce. Dla jednego dużo, dla drugiego mało. My ciągle mamy apetyt na więcej.
Droga, którą wspólnie przemierzamy, jest dość wyboista. Pełno na niej zakrętów, ślepych zaułków, a przede wszystkim rozdroży. To właśnie te rozdroża stanowią dla nas największe wyzwanie. Nie mieliśmy w swoim otoczeniu innych małżeństw dwunarodowych, nie dostaliśmy żadnych wskazówek, jak pogodzić dwie kultury i dwa języki, który kierunek warto wybrać. Mapę sporządzamy właściwie sami, stawiając krok po kroku, decydując się, którą z rozstajnych dróg w danym momencie wybrać.
Póki co nasz małżeński kompas działa w miarę sprawnie. Nie wylądowaliśmy jeszcze na manowcach, choć pewnie parę razy było blisko, a w kilku miejscach przy naszej drodze postawiliśmy już całkiem skuteczne, choć pewnie nieco koślawe drogowskazy.
Ta nasza wspólna trasa wygląda zatem naprawdę nieźle, nawet jeśli na niektórych odcinkach trafiło się kilka pułapek. Gdy dołączyły do nas dzieci, możliwych kierunków zrobiło się jakby więcej, decyzji niezbędnych do podjęcia też. Jak będziemy łączyć nasze kultury, jak będziemy tworzyć z nich wspólną całość, możliwą do ogarnięcia przez nasze pociechy? Jak wychowamy dzieci w dwujęzyczności?
Co zrobimy z edukacją polską i słowacką na etapie szkoły? Jak będziemy dbać o relacje z polską i słowacką rodziną? Te i inne pytania sypią się na nas nieustannie. Stawiamy im czoła z mniejszym (ja) lub większym (mój mąż) entuzjazmem, ale mamy świadomość, że nie ma odwrotu. A skoro nie da się niczego cofnąć, to nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przeć do przodu.
Ten zbiór wypracowanych przez nas drogowskazów/odpowiedzi nadaje stopniowo ramy naszemu dwunarodowemu życiu. Nie stanowi gwarancji nieustannej szczęśliwości, ale daje poczucie bezpieczeństwa, wnosi w nasze życie tak bardzo potrzebny spokój. I ułatwia kolejne kroki, które – jakby nie patrzeć – ciągle trzeba robić.
Dziś, drodzy Czytelnicy, chciałabym Was zaprosić do zapoznania się ze swoistym elementarzem naszej rodziny, którego poszczególne hasła obejmują wyzwania, dylematy, a czasem trudności, przed którymi staje rodzina dwunarodowa. Wielu z Was z własnego doświadczenia wie, że sytuacje, którym musimy stawiać czoła, są często inne niż te, które spotykają rodziny jednorodne.
W kolejnych numerach niniejszego pisma wybierzcie się zatem wraz z nami w podróż po meandrach polsko-słowackiego życia rodzinnego. Być może dla niektórych będzie to wędrówka sentymentalna po dawno wydeptanych ścieżkach, dla innych odkrycie wyzwań, które dopiero przed nimi, a dla jeszcze innych wgląd w trasę równoległą, którą się odrzuciło na rzecz ciekawszej drogi. Spotkajmy się jednak na tych łamach i przyjrzyjmy wspólnie doświadczeniu, które – tworząc rodziny mieszane – mimo wszystko dzielimy.
Natalia Konicz-Hamada