Od kilku lat naprawdę dużo się mówi o zniszczeniu naszej planety. Toniemy w plastikowych śmieciach, trujemy się konserwowanym jedzeniem, dusimy od spalin i wyziewów kominowych. Jeszcze dekadę temu zanieczyszczenie środowiska nie emocjonowało przeciętnego Polaka w takim stopniu jak dziś.
Ten problem z jednej strony jest oczywisty, widoczny gołym okiem, z drugiej zaś wydaje się, że nie do końca rozumiemy, jak poważne i długofalowe skutki ma nasza niefrasobliwa ingerencja w środowisko naturalne. Mimo to w podejściu do tej sprawy również się dzielimy – gorliwi entuzjaści ekologii przeciwko tym, którzy nie zamierzają zmienić ani jednego ze swoich przyzwyczajeń.
Listopad to miesiąc, w którym sezon grzewczy panuje już na ogół na całego. Mimo wielu nagłaśnianych akcji informacyjnych, komunikatów o karach za zanieczyszczanie powietrza, kto chce palić w piecu niedozwolonymi odpadami, ten pali i już. Wystarczy pójść na spacer późnym popołudniem – dymią wsie, dymią podmiejskie osiedla, dymią nawet miasta – choć wydawać by się mogło, że w ciepło zaopatruje je miejska sieć.
Potrzeba było lat intensywnej kampanii antysmogowej, by uświadomić ludziom, że brzydki zapach, wydobywający się z kominowym dymem, to trucizna, realne zagrożenie, a nie kaprys wrażliwego nosa. Teraz powoli uczymy się tego, że naprawdę można zwrócić uwagę sąsiadowi, gdy zanieczyszcza okolicę. Czasami wręcz słyszy się o patrolach osiedlowych, które przechadzając się po wyznaczonych strefach mobilizują mieszkańców do ogrzewania swoich posesji dobrej jakości opałem.
Sytuacja jest naprawdę poważna. Medycyna, choć rozwija się w dynamicznym tempie, z trudem nadąża z diagnozowaniem coraz to nowych problemów zdrowotnych. W ostatnich tygodniach polskie media opłynęła informacja, iż mikrocząstki plastiku wnikają do naszych ciał wraz z powietrzem i osadzają się w narządach wewnętrznych.
Plastikowych odpadów jest tak dużo, że nikt nie jest w stanie zapanować nad procesem rozpadu tego tworzywa, które sukcesywnie rozkłada się w środowisku, emitując właśnie owe mikrocząstki. Zanieczyszczenia związane z emisją szkodliwych pyłów są groźne dla dzieci, astmatyków i osób starszych. Niby o tym wiemy, ale mam wrażenie, że nie bardzo chcemy zrozumieć, iż sprawa dotyczy również naszych płuc.
W końcu nadejdzie moment, gdy pierwszy śnieg przykryje zalegające w lasach śmieci, lód skuje brudne rzeczki, a my pomyślimy, jak pięknie jest wokół! To będzie jednak tylko pozór, prawda jest bowiem taka, że zanieczyszczenie naszego małego i wielkiego świata postępuje w zastraszającym tempie. Niedawno zbuntowali się młodzi ludzie, maszerując w Młodzieżowym Strajku Klimatycznym. Hasła, które nieśli protestujący, oznajmiały wyraźnie – przyszłe pokolenia są w najtrudniejszej sytuacji, ich świat nie będzie w stanie oczyścić się z nadmiaru plastiku, chemikaliów i trujących pyłów. A przecież to nasze dzieci, wnuki, siostrzenice i bratankowie.
Życzymy im jak najlepiej, więc niech z tymi życzeniami popłynie choćby drobna zmiana nawyków – kilka foliowych toreb mniej, woda z kranu zamiast tuzinów małych butelek, rezygnacja z plastikowych słomek. Może w końcu też na dobre zmienimy samochód na autobusu miejski czy tramwaj, a gdy pogoda pozwoli, skorzystamy z roweru. To nie tylko dobre dla środowiska, ale też zdrowsze dla nas, pomaga bowiem w gromadzeniu hormonów szczęścia, które jesienią i zimą są bezcenne. Moda na eko to szansa dla nas wszystkich, oby trwała i rozwijała się w najlepsze. Przyszłe pokolenia będą nam za nią wdzięczne.
Pomyślmy o tym, gdy w listopadowy wieczór wybierzemy się na spacer.
Agata Bednarczyk