Trzy kwadranse romantycznej podróży

Tango – gatunek, który najlepiej chyba brzmi w aranżacji smyczkowej. Przed oczyma jako żywo staje mi scena z filmu „Zapach kobiety”, gdy Al Pacino prosi do tańca młodziutką Gabrielle Anwar. Ta kilkuminutowa scena tańca staje się manifestem życia. Bo tango jest właśnie jak życie. To argentyński, kulturalny fenomen, który oswoił sobie cały świat.

Również w Polsce i na Słowacji tango stało się inspiracją dla kolejnych pokoleń kompozytorów oraz poetów i z tej właśnie spuścizny czerpał Laudaricio Quartet, który nagrał płytę, wydaną przez Klub Polski.

Płyta trenczyńskiego kwartetu smyczkowego Laugaricio Quartet pod tytułem „To ostatnia niedziela” została wydana w tak zwanym Eco Digipacku, czyli w tekturce, w ładnej oprawie graficznej, utrzymanej w tonacji czarno-czerwonej.

Do płyty dołączona jest książeczka z tekstami utworów, ilustracjami dzieci Marka Berkygo i zdjęciami artystów. Sam kwartet został założony w 2008 roku, a obecnie tworzą go Marek Berkypierwsze skrzypce, Slavo Glosdrugie skrzypce, Robert Kováčwiolonczela oraz Leoš Staněkaltówka.

A co zespół ma wspólnego z Polską? Szef zespołu Marek Berky pełni funkcję prezesa Klubu Polskiego na Słowacji, a sama płyta powstała z pomocą Funduszu wsparcia kultury mniejszości narodowych na Słowacji. Panowie swoim wydawnictwem postanowili dorzucić integracyjną cegiełkę w relacji obu krajów.

Do projektu zaprosili gości – artystów, muzyków i wokalistów, Słowaków oraz Polaków mieszkających na Słowacji. Gdy dodamy do tego fakt, iż zawarte na płycie utwory również mają mieszane pochodzenie, będziemy mieli już nakreślony fundament całego projektu.

Płytę otwiera utwór tytułowy „To ostatnia niedziela” autorstwa Jerzego Petersburskiego i Zenona Friedwalda. O tym przedwojennym szlagierze napisano i powiedziano już wszystko. Spopularyzowany przez mistrza Mieczysława Fogga utwór doczekał się wielu późniejszych interpretacji.

Już pierwsze takty piosenki zdradzają, że będziemy mieli do czynienia z bardzo tradycyjnymi i urzekającymi aranżacjami. Na płycie utwór wykonuje Łukasz Cupał, którego rockową barwę głosu mieli Państwo okazję słyszeć na ubiegłorocznej płycie Klubu Polskiego. Zaproszenie go do tego projektu było więc nawet dla mnie zaskoczeniem. Łukasz jednak sprostał wyzwaniu.

Śpiewa czule, stonowanie i bez niepotrzebnych fajerwerków. W głosie słychać rezygnację, bo to przecież tango samobójców. Bardzo pomysłowe jest zakończenie piosenki – odgłos głuchego telefonu podkreśla dramat tkwiący w piosence. Mnie, jako Węgierce, przywodzi na myśl utwór „Szomorú vasárnap”, spopularyzowany na świecie przez Billie Holiday pod tytułem „Gloomy Sunday”, który ma podobną sławę.

Oprócz Łukasza Cupała skład zespołu w tym utworze dopełniają grający na fortepianie Janko Morávek, Marco Pillo na gitarze oraz Stano Stehlik na flecie. Panowie doskonale wprowadzają nas w nastrój całej płyty.

Kolejny utwórma charakter instrumentalny. To „Krásne je v Tatrách“ autorstwa Dušana Pálka, uznawanego za jednego z pionierów tanga na Słowacji. Na płycie znajduje się jeszcze jeden utwór tego kompozytora, a mianowicie „Prečo sa máme rozísť”, który zaśpiewał Filip Jaro, skądinąd bardzo ciekawy gość projektu.

Jaro jest specjalistą w dziedzinie interpretacji przedwojennych szlagierów. Doskonały warsztat i wyjątkowa barwa głosu działają jak wehikuł czasu. Wystarczy zamknąć oczy i słuchać, aby znaleźć się w świecie naszych dziadków i babć. Jaro wykonuje na płycie jeszcze szlagier „Miluška moja” autorstwa Ali Baláža (polskim słuchaczom znana jest być może wersja w wykonaniu hrabiego Henryka Roztworowskiego) oraz „Jak nekonečne krásna”, który skomponował Gejza Dusík, obok Dušana Pálka najważniejszy popularyzator tanga na Słowacji.

Bardziej współczesnym akcentem płyty jest piosenka „Z kim będzie Ci tak źle jak ze mną” autorstwa duetu Orlow/Młynarski. Utwór, oryginalnie zaśpiewany przez Kalinę Jędrusik, przypomniała nam bardzo dobrze znana w kręgach polonijnych na Słowacji Ewa Sipos, która śpiewa go tak, jakby powstał on właśnie dla niej. Interpretacja, jak i wykonanie piosenki jeszcze długo brzmią w uszach.

Czas, aby wspomnieć o dwóch perełkach na płycie z tangami. Bo skoro tango stało się regułą dla tego wydawnictwa, musi istnieć odstępstwo od niej, aby reguła mogła zaistnieć. Tym odstępstwem jest piosenka „Dyskutango” autorstwa Stana Stehlika i Małgorzaty Wojcieszyńskiej, która wbrew tytułowi tangiem jednak nie jest, ale została napisana specjalnie na tą płytę. W utworze tym pojawiło się najwięcej gości.

Skład dopełniają grający na fortepianie, akordeonie i perkusji multiinstrumentalista, aktor i wokalista w jednej osobie Viliam Šándor, mistrz czterech strun Juraj Griglakgitara basowa, a całość uzupełnia dwuosobowa sekcja dęta w składzie Marián Jaslovskýklarnet, syntezator dęty EWI, oraz kompozytor utworu Stano Stehlik na flecie.

Partie wokalne wykonują Tomek Olszewski i Ewa Sipos. Jest to utwór bardzo krakowski, w mgnieniu oka przenoszący słuchaczy w najlepsze czasy „Piwnicy pod baranami” i tylko jednego jest szkoda, że tak szybko się kończy. To jedna z tych piosenek, które mogłyby trwać dłużej, dużo dłużej. Nie pozostaje więc nic innego, jak zapętlić ten utwór i słuchać go w kółko.

Drugą perełką i zarówno eksperymentem, o którym wspominałam wcześniej, jest piosenka „A ja taka čarna“, ślicznie zaśpiewana przez Barborę Berkyovą. Jest to tradycyjna piosenka ludowa, która jednak oryginalnie posiada metrum ¾, nie mające z tangiem nic wspólnego.

Tu jest okazja do przedstawienia aktora drugiego planu, który zaaranżował wszystkie utwory na kwartet smyczkowy i sprawił, że piosenka „A ja taka čarna“ przestała być walczykiem i stała się tangiem, a niewtajemniczonym powiem, że to nie lada wyzwanie. Tym człowiekiem jest Adrian Harvan – kompozytor, dyrygent i instrumentalista.

Sam Laugaricio Quartet możemy jeszcze usłyszeć w sześciu instrumentalnych interpretacjach znanych utworów: „Pamiętasz była jesień”, „Już Nigdy”, „Ciemna dziś noc”, „Skôr než odídeš”, „Chryzantemy złociste” i „Pamiętam twoje oczy”. Wszystkie utwory dobitnie świadczą o tym, że mamy do czynienia z rzemieślnikami z prawdziwego zdarzenia.

Ale sam warsztat to nie wszystko, szczególnie w formacjach kameralnych, gdzie ogromną rolę odgrywa chemia między instrumentalistami. I ta chemia jest łatwo wyczuwalna. Czuć z nagrań, że muzycy grają z pełnym zaangażowaniem, że cieszy ich każda nuta wydobyta z instrumentu i wspólnie uplecione harmonie. Piękne aranżacje i szacunek do kompozycji powodują, że płyty słucha się bardzo przyjemnie, a efekt końcowy wychodzi naprzeciw oczekiwaniom słuchacza.

Warto podkreślić również aspekt realizatorski wydawnictwa. Płyta została bardzo ładnie zarejestrowana i zmiksowana przez Mira Valoviča. Partie kwartetu nagrane na tak zwaną setkę są bardzo żywe. Słychać w nich napięcie, drobne artefakty, wszystko to, co świadczy o tym, że muzyka jest żywa i wibruje życiem, słychać w niej człowieka. Pozostałe partie dogrywane zapewne w późniejszych etapach realizacji nie psują tego wrażenia, podnosząc jedynie wartość artystyczną poszczególnych kompozycji.

Co tytułem zakończenia można powiedzieć jeszcze o tej płycie? Jest zgrabną inicjatywą kulturalną na polu stosunków polsko-słowackich. To również płyta, która może nas zainspirować do poszukiwań muzycznych i nie tylko. Do odkrywania na nowo zapomnianych już czasem twórców i dzielenia się tymi odkryciami z innymi.

Przede wszystkim jednak to ponad trzy kwadranse romantycznej podróży do rzeczy, dla których już czasem nie ma miejsca w naszym współczesnym życiu. Serdecznie wszystkich zachęcam do tego, aby podarowali sobie te trzy kwadranse.

Andrea Cupał Barica

MP 5/2019