Przez Pomorze na Śląsk

 ROZSIANI PO POLSCE 

Swoją przygodę z Polską rozpocząłem w 2014 r., na początku trzeciego roku studiów w Bańskiej Bystrzycy. Jako student kierunku stosunki międzynarodowe, szykujący się na wymianę studencką, chciałem się trochę zapoznać z innymi kulturami i poprawić swoje umiejętności komunikacyjne oraz językowe. Zapisałem się więc jako wolontariusz do studenckiego stowarzyszenia, zajmującego się pomocą dla studentów zagranicznych na Słowacji. W ten sposób zostałem opiekunem dwóch studentów zagranicznych – z Francji i Polski.

Zacząłem się bardziej integrować ze studentami zagranicznymi. Zaraz po rozpoczęciu roku akademickiego poznałem mojego podopiecznego oraz jego współlokatora Michała z Polski i jego koleżankę Barbarę. Oboje pochodzili ze Szczecina, miasta, które w tamtym czasie było dla mnie abstrakcyjnym, dalekim portem na północy Polski, o którym nie wiedziałem praktycznie nic.

Moja wiedza na temat Polski ograniczała się wówczas do podstaw: do pewnego stopnia rozumiałem po polsku, ale z pisaniem było gorzej. No i ani trochę nie mówiłem po polsku!  Tak naprawdę, oprócz zakupów, na które jeździliśmy w dzieciństwie z mojej rodzinnej Čadcy do Cieszyna, nie miałem z Polską żadnej styczności.

Trudne początki

Jak to bywa, wspólne imprezy, wycieczki i spędzanie wolnego czasu z nowym towarzystwem, pozwoliły mi nawiązać nowe przyjaźnie i nie tylko. Po paru miesiącach znajomości z Barbarą nasza znajomość przerodziła się w związek. Na początku porozumiewaliśmy się w języku angielskim, jednak wkrótce postanowiłem, że nauczę się polskiego. Znajomość języka polskiego postrzegam jako niesamowity atut na rynku pracy.

Początki były trudne, szczególnie w piśmie. Liczba błędów, które robiłem, pisząc, była ogromna, a rozróżnianie sz, cz od ś, ć wydawało się niemożliwe. Oczywiście zdarzały się także śmieszne sytuacje. Na początku nie do końca znałem znaczenia wszystkich słów, więc zdarzyła mi się wpadka, gdy pomyliłem „właśnie” z „prawie” i powiedziałem Barbarze komplement: „Prawie wyglądasz ładnie”. Na szczęście, przyjęła to z uśmiechem. Udało mi się opanować język polski na poziomie komunikacyjnym w miarę szybko.

 

Co dalej?

Wymiana studencka kończyła się pod koniec stycznia i musieliśmy z Basią podjąć decyzję, co dalej z nami. Zdecydowaliśmy się na związek na odległość. Chociaż na jakiś czas. Oboje musieliśmy skończyć swoje studia. Przez kolejne pół roku się odwiedzaliśmy. Udało mi się zobaczyć ten daleki Szczecin, po drodze odwiedziłem też Katowice, nie wiedząc jeszcze, iż kiedyś w tym mieście będę mieszkał.

Latem 2015 roku, po skończeniu studiów licencjackich, spędziliśmy wspaniałych pięć tygodni w Szczecinie i na Pomorzu Zachodnim. To bardzo urokliwe rejony, do których i dziś uwielbiam wracać między innymi po to, by zjeść pyszną rybę prosto z Bałtyku lub wyśmienite tradycyjne dania kuchni polskiej, na które zawsze się cieszę, gdy jedziemy w odwiedziny do rodziny Basi.

 

Francja czy Polska?

W tamtym czasie byłem zdecydowany, by nadchodzące dwa lata studiów magisterskich wykorzystać w maksymalnie możliwym stopniu i odbyć jak najwięcej wymian zagranicznych. Po jednym semestrze Erasmusa we Francji zastanawiałem się, co dalej.

Barbara w międzyczasie przeprowadziła się ze Szczecina do Katowic, częściowo z przyczyn zawodowych, częściowo z przyczyn prywatnych. A ja szukałem możliwości, jak połączyć moje zamiłowanie do Francji z mieszkającą w Polsce dziewczyną. I znalazłem.

 

Katowice – dzień pierwszy

Na początku 2016 r. znalazłem się w Katowicach, gdzie przyjechałem prosto z Francji. Z autobusu wysiadłem przy starym dworcu. Czekałem na Basię, która miała mnie stąd odebrać. Nie przychodziła. Okazało się, że ona czekała na mnie na nowym dworcu. Uśmiech na mojej twarzy wywołał napis „Prasa” nad wejściem do saloniku prasowego.

Po godzinie czekania i wzajemnych poszukiwań udało nam się odnaleźć. Wsiedliśmy do autobusu, którym podróż do domu trwała ok. 20 minut. Było już ciemno, jechaliśmy ulicami Katowic, a ja byłem podekscytowany wielkością miasta, w którym miałem zamieszkać. Później dopiero się okazało, że Katowice nie są aż tak duże, jak mi się na początku wydawało.

 

Zmieniająca się czarna perła

Jednocześnie rozpocząłem staż administracyjny w Alliance Française oraz wymianę studencką w ramach programu CEEPUS. Byłem zadowolony z rozwiązania, pozwalającego mi połączyć pracę, studia i życie prywatne. Wkrótce spotkałem innych ekspatów w Polsce, dzięki którym zacząłem spotykać także Polaków. W Katowicach i okolicy przeżyliśmy niesamowity koniec zimy, wiosnę i lato.

Na początku to miasto nie bardzo mi się podobało. Mówiono o nim jako o stolicy węgla, gdzie wszystko jest szare i ponure. Zimą być może tak było, lecz latem jest to bardzo przyjazne miasto z licznymi imprezami kulturalnymi i ciekawymi miejscami. Ale to zacząłem doceniać dopiero po paru latach życia w tym mieście. Katowice bardzo się zmieniają – widoczne jest tu przejście od węglowej przeszłości do zielonej, ekologicznej przyszłości.

Skok do Warszawy

Latem, po ukończeniu pierwszego roku studiów magisterskich, pracowałem w słowacko- i czeskojęzycznym centrum obsługi klienta w Katowicach. To była praca sezonowa, ale pozwoliła mi poznać wielu niesamowitych, pracowitych ludzi. Nadal uczyłem się języka polskiego. Kolejny semestr spędziłem na kolejnej wymianie studenckiej, tym razem w Warszawie.

Polska stolica i jej historia zrobiły na mnie duże wrażenie. Wcześniej nie wiedziałem nic np. o powstaniu warszawskim. Lubię wracać do Warszawy, to imponujące miasto. Po skończeniu studiów na Słowacji w 2017 r. postanowiłem wrócić do Katowic, gdyż znałem już miasto, miałem tam dziewczynę, znajomych, życie. Zacząłem pracę w dziedzinie finansów i księgowości.

W końcu opanowałem język i to na takim poziomie, że niektórzy Polacy, biorąc pod uwagę mój akcent, zastanawiali się raczej, z którego regionu Polski pochodzę, a nie czy w ogóle jestem Polakiem. Dziś nadal moim problemem jest akcent i niektóre odmiany przez przypadki. Wynika to zapewne z wpływu języka słowackiego, tak bliskiego polskiemu.

 

Urokliwe Katowice

Katowice były i są dla mnie dogodnym miejscem do życia, gdyż znajdują się ok. 150 km od mojego domu na pograniczu, który mogę odwiedzać podczas weekendów. Myślę, że rodzina przyjęła moją przeprowadzkę do Katowic dobrze. Nigdy nie dała mi odczuć, że się z tym nie zgadza.

Obecnie staram się uczestniczyć w różnych spotkaniach typu language meetings, gdzie siadam przy słowackim stole, jako rodowity Słowak. Na szczęście nie jestem tu jedynym Słowakiem, choć nie ma nas w Katowicach zbyt wielu. Rozmawiamy po słowacku, tłumaczymy sobie różnice kulturowe, prezentujemy ciekawostki.

Katowice to coraz bardziej atrakcyjne miasto dla obcokrajowców, co sprzyja organizowaniu podobnych wydarzeń. Mam także wielu przyjaciół Polaków, mówiących po słowacku lub po czesku. Staramy się utrzymywać pewnego rodzaju społeczność czesko-słowacką.

 

Ambasador?

Znajomi i koledzy uważają, że bardziej jestem ambasadorem Polski na Słowacji, niż odwrotnie. Próbuję bowiem obalić zakorzenione w Słowakach stereotypy. Jednym z nich jest prezentowanie w słowackich mediach polskiej żywności jako tej złej. Przed przeprowadzką do Polski sam podchodziłem do polskiej żywności z rezerwą.

Jednak po przeprowadzce zupełnie zmieniłem zdanie, będąc bardzo miło zaskoczony jej wysoką jakością. Co mnie zaskoczyło, w Polsce prawie na każdej ulicy znajdziemy mały sklep. Bardzo łatwo jest więc pójść sobie w upalny, dzień kupić butelkę wody lub lody. Tego na Słowacji niestety nie ma.

Tak bliscy i tak dalecy

Dopiero po przeprowadzce do Polski uświadomiłem sobie, jak blisko i jednocześnie jak daleko mają do siebie Słowacy i Polacy, żyjący każdy w swoim kraju. Być może jest to spowodowane bardzo różną historią, być może naturalną barierą, jaką są Tatry. A może słabą infrastrukturą transgraniczną.

Ja, będąc teraz w Polsce, nie odczuwam tego, że znajduję się w innym kraju. Czuję się jak w domu w obu krajach. Przykro mi jednak, że Słowacja i Polska są dla siebie tak bliskimi, a jednocześnie tak egzotycznymi krajami. Życzyłbym sobie, aby to się zmieniło.

Pavol Škulavík, Katowice

MP 5/2019