SPORT
Rozpoczął się już jubileuszowy 70. sezon najsłynniejszej serii samochodowych wyścigów świata. Chodzi o Formułę 1, która rozgrzewa umysły kibiców od 1950 roku. W tym roku najwięcej emocji będą budzić wyścigi prawdopodobnie wśród polskich fanów, a to dlatego, że po ośmiu latach nieobecności do świata F1 powrócił Robert Kubica.
Nasz rodak podpisał kontrakt z legendarnym zespołem Williams już w poprzednim sezonie. Chodziło wówczas jednak o rolę kierowcy rezerwowego i rozwojowego. Teraz u boku młodszego Brytyjczyka George’a Russela polski kierowca będzie walczyć o najwyższe trofeum bezpośrednio w każdym z 21 wyścigów.
Powrót Roberta Kubicy do Formuły 1 został już okrzyknięty przez światowe media największym comebackiem nie tylko w historii wyścigów, ale sportu w ogóle. Będąc u szczytu sławy i mając realne szanse na tytuł mistrza świata (Robert miał już podpisany kontrakt z ekipą Ferrari), polski kierowca uległ koszmarnemu wypadkowi podczas rajdu w roku 2011.
Wydawało się, że przekreśliło to na zawsze marzenia nie tylko o mistrzostwie, ale wręcz o wyścigowym prowadzeniu jakiegokolwiek samochodu. Trwająca latami rekonwalescencja oraz nieudane operacje pozostawiły ślad w postaci częściowego niedowładu ręki. Jak dzisiaj powtarza Robert, podczas rehabilitacji największą walkę musiał stoczyć z… własnymi myślami.
Na szczęście Kubica mimo często powracającego zwątpienia, nigdy się nie poddał. Nauczył się żyć z fizycznymi ograniczeniami i zmienił również swoją mentalność. Ważnym elementem rehabilitacji był… powrót za sportową kierownicę. W roku 2013 Robert wziął udział w rajdowych mistrzostwach świata i od razu został mistrzem w kategorii WRC2.
Kolejne starty pokazały, że mimo istniejących ograniczeń talent pozwala mu na nawiązanie walki z najlepszymi kierowcami. Mogły już pojawić się nieśmiałe marzenia o powrocie do F1. Były zespół Roberta, Renault, umożliwił przetestowanie bolidu w Hiszpanii w czerwcu 2017 roku. Choć Robert otrzymywał takie propozycje już wcześniej, tym razem nie odmówił.
W wywiadzie udzielonym kilka miesięcy wcześniej dał jasny sygnał o swojej gotowości: „Trzy lata temu Mercedes dał mi szansę testowania samochodu F1, ale wówczas nie miałem pewności, że zrobię to dobrze. (…) Dziś chciałbym spróbować jazdy w samochodzie Formuły 1.
Minęło trochę czasu, odkąd jeździłem takim, więc musiałbym sprawdzić samego siebie, ale myślę, że mógłbym zrobić to dobrze“. Swój test Robert zdał celująco. Wciąż było jednak wiele wątpliwości, czy będąc częściowo niesprawnym kierowcą, nie stanowiłby zagrożenia dla innych kierowców na torze. Kolejne testy na torze i badania w specjalistycznych ośrodkach medycznych rozwiewają obawy.
Wyniki są rewelacyjne i nawet stonowany w osądach Kubica już wie, że droga do powrotu jest otwarta: „Nigdy się nie poddałem i coś ciągle mówiło mi, że wrócę. Czułem się nawet lepiej niż podczas testów w Walencji.
Miałem dużą pewność siebie“. Gdy managerem Polaka zostaje jego były kolega z toru Formuły 1, Nico Rosberg, sprawy nabierają tempa. Williams, który poszukuje optymalnego składu na sezon 2018, bierze pod uwagę polskiego kierowcę. Niestety, ostateczna decyzja ma słodko-gorzki smak.
Robert zostaje „tylko“ kierowcą rezerwowym. Decydująca okazuje się zła sytuacja finansowa brytyjskiego zespołu, który postanawia zatrudnić kierowców wnoszących dodatkowe środki finansowe. Mimo prezentowanej przez Polaka najwyższej formy górę wzięła komercyjna strona wyścigów, jakże inna od tej, która obowiązywała w 2010 roku, kiedy Robert ostatni raz ścigał się na torze.
Było jasne, że również w przypadku Kubicy musi pojawić się sponsor. Na szczęście nasz rodak nie musiał się martwić o brak wsparcia. Jego powrót do ścigania w Formule 1 był możliwy głównie dzięki wsparciu polskiej firmy, koncernowi PKN Orlen.
Robert stoi w tym momencie przed największym wyzwaniem w swojej karierze. Nie tylko dlatego, że – jak sam stwierdził – „nie jest sztuką wrócić do F1, ale kolejny raz utrzymać się w niej“. Zespół Roberta, Williams, znajduje się obecnie w największym w swojej historii kryzysie.
Poprzedni sezon skończył na ostatnim miejscu w kategorii kierowców oraz konstruktorów (samochodu). W tym roku nie udało się nawet dostarczyć na czas bolidu do testów. Zgodnie z regulaminem jest to jedyna możliwość, aby kierowcy mogli potrenować przed sezonem w nowym modelu samochodu wyścigowego.
Nawet spokojny i opanowany zazwyczaj Robert nie ukrywał swojego rozgoryczenia, podkreślając, iż jest to dla niego tak naprawdę kolejny debiut i stąd tak ważne jest poznanie nowego bolidu podczas treningów. W ciągu ostatnich lat bowiem zmieniły się nie tylko regulaminy wyścigów, ale i konstrukcja samych bolidów, które są większe i cięższe.
Mimo wszystko warto spojrzeć z optymizmem na nadchodzący sezon wyścigów. Jeśli tylko konstrukcja bolidu okaże się bardziej udana od ubiegłorocznej, jest szansa, że polski kierowca nabierze w trakcie sezonu pewności siebie i będzie mógł znów udowodnić swoją wartość. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, z pewnością znajdzie się w kręgu zainteresowania mocniejszych ekip. Wierzę, że choć z drobnym poślizgiem, to jeszcze doczekamy się polskiego mistrza Formuły 1.
Arkadiusz Kugler