Zawsze, gdy zbliżają się święta – niezależnie czy to Wielkanoc, czy Boże Narodzenie – w naszych rozmowach dominującym tematem staje się pogoda. Uroki klimatu sprawiają, że nigdy nie wiemy, co wydarzy się za oknem w świąteczny poranek. A jako że przed nami Wielkanoc, pragnę przypomnieć, że – przynajmniej w Polsce – bywało przez ostatnie lata, iż w drugi dzień świąt wielkanocnych dzieci lepiły na dworze śniegowe zające.
Wydaje się jednak, że w tym roku zimowa aura nam nie grozi. Święta wypadają w drugiej połowie kwietnia, a to czas, gdy śnieg i mróz zdarzają się rzadko. Mamy nadzieję raczej na spektakularny wybuch wiosny, soczystą zieleń pierwszych listków i wspaniałe słońce.
Wielkanoc jest okresem, w którym znaczna część świątecznych tradycji związana jest z aktywnościami poza domem – uroczyste nabożeństwa Wielkiego Piątku, święcenie jajek, rezurekcja, Lany Poniedziałek, dlatego tak wyczekujemy ładnej pogody. Przecież wierzymy, że po świętach wielkanocnych chłód i śnieg już nam nie będą groziły, a życie i światło zwyciężą śmierć i mrok.
Pamiętam z dzieciństwa, że na sobotnie święcenie jajek chodziłam do kościoła wystrojona w lżejsze buty, cienkie rajstopy i płaszcz wiosenny – po prostu był to czas, kiedy umownie żegnano się z zimą; przeżywanie Wielkanocy w kożuchu po prostu nie wchodziło w rachubę. Nawet wystrój domu, wszystkie te stroiki, kwiaty na stole czy wianki na drzwiach – nasycone świeżą zielenią, żółcią żonkili, różem stokrotek i fioletem bratków – wyznaczały optymistyczny nastrój na świąteczne i późniejsze dni. Teraz też tak będzie.
Wielkanoc jako najważniejsze święto chrześcijańskie była czczona już przez uczniów Chrystusa. Nowa religia stopniowo oddzielała się od judaistycznych korzeni, nadając wyjściu z ciemności grzechu w stronę światła wymiar prawdziwej wolności. W IV wieku naszej ery ustalono, że główne uroczystości wielkanocne będą odbywać się w niedzielę, a jeszcze później doprecyzowano konkretny czas, kiedy Triduum Paschalne będzie obchodzone w danym roku (trzy dni łącznie z niedzielą po pierwszej wiosennej pełni księżyca).
To naturalne, że wraz z upływem czasu sama oprawa świąt oraz część obrzędów się zmieniają. Kiedyś msze rezurekcyjne odbywały się tuż po północy, czyli w pierwszych chwilach Niedzieli Wielkanocnej. Dziś jest inaczej – rezurekcja odbywa się najczęściej o 6 rano i nie trwa tak długo jak kiedyś. Dawniej nie przywiązywano większej wagi do tzw. zajączków, czyli obdarowywania upominkami najmłodszych uczestników świątecznego śniadania, obecnie staje się to coraz popularniejsze. Za to coraz rzadziej słyszymy o pogrzebie żuru i śledzia czy chodzeniu po dyngusie z kurkiem. A tak zwana Siuda Baba?
Pobrudzony sadzą mężczyzna przebrany za staruszkę chodzi w wielkanocny poniedziałek jedynie po podkrakowskich wsiach. Są jednak zwyczaje, których na szczęście nikt nie próbuje zmieniać. Malowanie pisanek, przygotowywanie i święcenie koszyka ze święconką, śmigus-dyngus to tradycyjne filary Wielkanocy. Nawet jeśli nie przeżywamy już takiej dziecięcej radości przy malowaniu jajek, wraz z postępującą dojrzałością wnikamy głębiej w istotę i sens tych wiosennych świąt, skupiając się na docenianiu życia.
Jak wszyscy chyba liczę na wspaniałą wiosnę w te wielkanocne święta. Na długi spacer z bliskimi, coroczny zachwyt świeżą zielonością, która pomaga pozytywnie nastroić się wobec nieubłaganie mijającego czasu… I znowu będziemy po jaśniejszej stronie mocy. Gdy skończą się święta, zaplanujemy wyjazd majówkowy, zaczniemy poważnie myśleć o wakacjach.
Oby wszystkie te plany – pogodowe, rodzinne, życiowe – spełniły się nam w duchu wielkanocnej radości życia. Wesołych świąt!
Agata Bednarczyk