Analogowo-cyfrowe dylematy melomana

W dziejach ludzkości był okres, gdy marzono o zapisywaniu obrazów dla przyszłych pokoleń. W taki sposób, dzięki geniuszowi wynalazców, pojawiła się fotografia. Po niej przyszła kolej na obrazy ruchome, jak nazywano pierwsze filmy. Ludzkość jednak nie była spokojna i w swoich marzeniach posunęła się dalej – a gdyby tak zapisywać i odtwarzać również dźwięki? To wkrótce także stało się możliwe, a niemały w tym udział miał i sam Edison.

Jego fonograf pozwalał nagrywać i odtwarzać kilkuminutowe nagrania, zapisane na cylindrycznym wałku. Niewygodna i mało pojemna forma została wkrótce wyparta przez płytę gramofonową, z początku produkowaną z bakelitu, potem również z innych, lżejszych tworzyw sztucznych.

Melomani byli wniebowzięci – oto muzyka prosto z koncertowych sal mogła być przesyłana wprost na salony, mniej lub bardziej arystokratyczne. Gdy wydawało się, że nic nie zagrozi gramofonowi, rozwijający się przemysł muzyczny przyniósł kolejny postęp w postaci taśmy magnetofonowej. I choć zapis nadal odbywał się w postaci analogowej, to jednak technologia zapisu magnetycznego pozwalała na olbrzymi skok jakości i wydłużenie czasu nagrań. Ważna była także możliwość edytowania i miksowania muzyki.

Technologia ta również trafiła pod strzechy: najpierw w postaci magnetofonów szpulowych, a potem kasetowych (których symbolem w dawnej Polsce był niewątpliwie magnetofon firmy „Kasprzak”).  Rozwój techniki jest jednak nieubłagany – w latach osiemdziesiątych świat opanowała rewolucja cyfrowa.

Płytę gramofonową i kasety zastąpiły płyty CD. Cyfrowe nagrania dźwięku pozwoliły na stuprocentową dokładność zapisu, a także możliwość kompresji. Do niedawna wydawało się, że utwory zapisane w postaci małych plików rządzą naszymi muzycznymi gustami. Do naszych kieszeni i torebek trafiły odtwarzacze muzyki w formacie MP3, potem zastąpione przez wszystko mogące smartfony.

Powszechna dostępność Internetu sprawiła, że nie trzeba już nawet mieć zapisanych utworów na swoim urządzeniu. Mnogość płatnych i bezpłatnych serwisów streamingowych pozwala na słuchanie muzyki w każdym miejscu, w którym ma się dostęp do Internetu.

Okazuje się jednak, że wieści o śmierci fizycznych nośników muzyki, jak fachowo określa się płyty i kasety magnetofonowe, były przedwczesne. Ostatnie doniesienia światowe jasno pokazują coś, czego nikt się nie spodziewał: kilka lat temu sprzedaż płyt winylowych i kaset magnetofonowych zaczęła ponownie rosnąć.

Jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się giełdy, na których zapaleńcy analogowych formatów mogą się spotykać, wymieniać kolekcjami i godzinami dyskutować na bliskie sobie tematy. Wydatnie pomaga w tym Internet – pozwala nie tylko na wirtualne spotkanie z podobnymi sobie hobbystami, ułatwia również zdobywanie rzadkich wydań płyt lub kaset do własnej kolekcji.

Co ciekawe, wiąże się z tym gwałtowny wzrost cen albumów, wydanych właśnie na takich nośnikach. W przypadku płyt wydawcy sięgają po starsze albumy, wydane już kiedyś w formacie CD, na których nie tylko można zarobić po drugi raz, ale wręcz sprzedać je po jeszcze wyższej cenie.

W przypadku kaset ponownie wydanie starszego albumu to jeszcze rzadkość, stąd i rosnąca cena również tego nośnika (także w przypadku pustych kaset). Na świecie (choć tu jak zwykle w przypadku muzyki przoduje Londyn) powstają już pierwsze ekskluzywne salony muzyczne, koncentrujące się na sprzedaży wyłącznie kaset magnetofonowych, przy czym cena jednego egzemplarza zaczyna się od kilkunastu EUR.

Skąd ta nagła popularność analogowych nośników muzyki? Audiofile gotowi są przysiąc, że nagrany na nich dźwięk jest lepszej jakości i brzmi przyjemniej dla uszu. Cóż, może być w tym ziarno prawdy, które wymaga jednak zagłębienia się w szczegóły technologiczne.

Dźwięk nagrany cyfrowo to jakby suma pojedynczych momentów w danym nagraniu (liczonych w milisekundach). Dla potrzeb zapisu muszą mieć ściśle określone wartości, stąd konieczne jest czasem ich uśrednianie. Gdy taki moment reprezentowany jest przez ton wysoki, jego wartość czasem zapisana jest wyżej niż w rzeczywistości. Podobnie jest z tonami niskimi.

Zestawione w ten sposób dźwięki w cyfrowym nagraniu sprawiają, że amplituda (czyli różnica w wartościach) między wysokością tonów jest troszeczkę większa. Skompresowany utwór jeszcze bardziej uwydatnia te różnice. Dodajmy jednak, że przeciętny, dysponujący normalnym słuchem człowiek nie jest w stanie zarejestrować tych niuansów.

Aby je zauważyć, trzeba by dysponować sprzętem najwyższej jakości, dostępnym tylko dla wąskiej grupy audiofilów lub pracowników muzycznych studiów. Bardziej prawdopodobne jest, że o ponownej modzie na kasety i winyle zadecydował zwykły sentyment. Jako ludzie doceniamy także fizyczną formę, w której wydano album.

To przecież czysta radość wziąć do ręki wysmakowaną artystycznie okładkę, zawierającą nierzadko teksty utworów, które można śledzić podczas niespiesznego odsłuchiwania w domowym zaciszu.

Ponowna popularność płyt winylowych oraz kaset magnetofonowych wpłynęła również na ceny gramofonów i magnetofonów. Jak się okazuje, nie musi to być sprzęt klasy hi-fi, by kosztował więcej od popularnych wciąż odtwarzaczy CD. Producenci sprzętu, widząc swoją szansę na zarobek, oczywiście zareagowali ponownym uruchomieniem produkcji gramofonów, skupiając się jednak na modelach wysokiej klasy, przeznaczonych dla majętnych audiofilów.

W przypadku magnetofonów zmuszeni jesteśmy do szukania okazji na różnego rodzaju wyprzedażach i giełdach, choć tanie i niskiej jakości magnetofony są jeszcze czasem dostępne w sieciach handlujących sprzętem RTV. Niestety, nie dotyczy to już popularnych kiedyś walkmanów, które dzisiaj stanowią obiekt pożądań zbieraczy i melomanów; stąd ich wysoka cena w porównaniu do zwykłych magnetofonów.

Nie da się ukryć, że i ja również stanąłem przed pewnym dylematem. Posiadam wciąż niemałą kolekcję winylowych płyt i kaset magnetofonowych jeszcze z lat dzieciństwa. Sentyment, który przychodzi z wiekiem, popycha mnie coraz bardziej do tego, aby ponownie przesłuchać zawartość owych muzycznych artefaktów.

Nie dysponując niestety już sprzętem, który by na to pozwolił, zastanawiam się nad sięgnięciem głębiej do kieszeni. Cóż, rodzinne pamiątki to ważna rzecz i zapewne warto ponieść taki wydatek. Im szybciej, tym lepiej – wydaje się, że ceny będą już tylko rosnąć. Czasem tylko zastanawiam się, czym pasjonować się i handlować na giełdach staroci będą nasze dzieci.

Arkadiusz Kugler

MP 3/2019