czyli na zajęciach Klub Małego Polaka
Z NASZEGO PODWÓRKA
Wczesne sobotnie popołudnie, a w szkole im. Jana de La Salle w bratysławskiej Račypanuje gwar. Nie tylko z powodu lekcji w Szkolnym Punkcie Konsultacyjnym, ale również – a może przede wszystkim – ze względu na zajęcia dla najmłodszych członków Polonii.
Klub Małego Polaka powołany został do życia we wrześniu ubiegłego roku przez Klub Polski w Bratysławie. W jednym z pomieszczeń szkoły Agnieszka Krasowska, absolwentka Wydziału Nauk Społecznych i Sztuki w zakresie animacji społeczno-kulturalnej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie,prowadząca cotygodniowe zajęcia z maluchami, rozkłada na dywanie kolorowe przedmioty.
„Przed sobotą sprawdzam na portalu społecznościowym w grupie rodziców, którą stworzyłam, które dzieci wezmą udział w zajęciach“ – opisuje nauczycielka, z dużym wyprzedzeniem kupujaca materiały, niezbędne do prowadzenia zajęć.
„Materiały techniczno-plastyczne staram się kupować wcześniej. Wszystko to, co znajduję w sklepach i co chcę wykorzystać, kupuję i chowam w magicznym pudełku“ – zdradza moja rozmówczyni. Zajęcia tematyczne układa tak, by uwzględnić polskie święta i tradycje.
„Razem robiliśmy już flagi i kotyliony na 100-lecie niepodległej Polski, dynie na Halloween, pierniczkowe domki na Boże Narodzenie czy laurki na Dzień Babci i Dziadka“ – wymienia jednym tchem. Pomysły czerpie z książek, blogów i codzienności, sama bowiem ma dwójkę dzieci (10-letniego Oskara i 3-letniego Aleksa) i dokładnie wie, czym dzieci żyją.
Co to będzie tym razem? Dzieci z zainteresowaniem podbiegają do dywanu. Niektóre niecierpliwie zdejmują obuwie, by być jak najszybciej obok swojej ulubionej pani. „Dziś rano córka na głos zastanawiała się, w co będzie ubrana pani Agnieszka“ – zdradza jedna z mam, czym trochę onieśmiela, trochę rozwesela nauczycielkę.
Zajęcia się jeszcze nie rozpoczęły, a maluchy tworzą krąg wokół niej. Najpierw ich zadaniem jest odgadnąć, jakie przedmioty widzą na tekturowych obrazkach, a następnie muszą rozpoznać ich odgłosy odtwarzane na sprzęcie grającym. Te dźwięki to np. bicie zegara, praca suszarki do włosów, gwizdanie czajnika.
Po kilku minutach wszyscy przechodzą do stołu, na którym nauczycielka stawia przed każdym dzieckiem plastikową butelkę napełnioną mąką. Za chwilę zawartość butelek zostanie przesypana do kolorowych baloników, lekko nadmuchanych powietrzem. W ten sposób każde dziecko stworzy własną zabawkę – „gniotka” – którą ozdobi według własnego pomysłu.
Przy stole asystują wszystkie mamy, bo zadanie wymaga precyzji. „Cieszę się, że mogę liczyć na pomoc rodziców, bo w takiej grupce maluchów zawsze ktoś wymaga pomocy. I to nie tylko w momencie wyjścia do toalety“ – ocenia Agnieszka Krasowska. Na specjalnym stoliku przybywa „gniotków“, z których powstaje mała wystawa.
Maluchy co chwilę do nich podchodzą i podziwiają własne prace. Mało tego – każde dziecko musi sobie wybrać kartonik z własnym imieniem. Okazuje się, że nawet niektóre 3-latki rozpoznają już pierwszą literę swojego imienia!
Po zajęciach plastycznych czas na zajęcia ruchowe, więc dzieci tańczą i śpiewają „Baloniku nasz malutki…“. Potem pani Agnieszka wyciąga ulubione gry, które ćwiczą spostrzegawczość jej podopiecznych.
„Zawsze pojawia się coś nowego, jakaś ciekawa gra, którą pani Agnieszka zainteresuje dzieci“ – chwali Tomasz Madej, ojciec jednego z przedszkolaków.
Kiedy wydaje mi się, że zajęcia dobiegają już końca, nauczycielka skupia dzieci przy stole, by rozwiązać z nimi kolejne zadania: „Znajdźcie te przedmioty, które nie służą do jedzenia“ – wyjaśnia polecenie, rozdając każdemu dziecku kartki z obrazkami. Te dzieci, które zadanie wykonały, wracają na dywan i grają w ulubione gry. „Zajęcia trwają zwykle dłużej, dzieciaczki odwlekają pójście do domu“ – opisuje prowadząca, nie kryjąc zadowolenia z kolejnego spotkania z najmłodszymi.
Ich poziom znajomości języka polskiego i zażyłości z nauczycielką od września wyraźnie ewoluował. „Pół roku w rozwoju trzylatka to bardzo długi okres, powodujący duży skok zarówno psychoruchowy, społeczny, jak i emocjonalny. Myślę, że zarówno praca w przedszkolach, z rodzicami, jak i nasza w klubie wspólnie wspomagają i skutecznie stymulują rozwój dzieci. Dzisiaj lepiej pracuje ich grafomotoryka, poprawniej wykonują ćwiczenia logopedyczne, szybciej rozumieją zasady i panujące w grupie normy” – ocenia nauczycielka.
Na zajęcia zgłoszono aż 22 dzieci, ale systematycznie pojawia się ich kilkanaścioro i są to głównie trzylatki. „Mamy z rodzicami umowę, że nie przyprowadzają dzieci przeziębionych, by czas spędzony w klubie był miło wspominany, a nie odchorowywany“ – doprecyzowuje Agnieszka Krasowska.
Spoglądam na zegarek – czas zarezerwowany na zajęcia dobiegł już końca, ale dzieciom nie śpieszno do domu. I to chyba największa satysfakcja. Mali asystenci pomagają w pakowaniu zabawek i materiałów dydaktycznych, również mamy maluchów aktywnie włączają się w porządkowanie sali. „Cieszy mnie to zaangażowanie rodziców, ale i pana konsula Jacka Doliwy, który od samego początku wierzył w ten projekt, wspierał moje działania i w miarę możliwości dotował wyposażenie Klubu Małego Polaka“ – ocenia na koniec nauczycielka.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik
Projekt realizowany w ramach funduszy polonijnych Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej.