Nie tylko o bryndzových haluškach nad Wisłą

 ROZSIANI PO POLSCE 

W drugim odcinku cyklu „Rozsiani po Polsce“ publikujemy historię Słowaka, który swoją przyszłą żonę – Polkę – poznał w Niemczech. Para najpierw zamieszkała na Słowacji, ale dopiero przeprowadzka do Warszawy przyniosła im nowe możliwości, związane z otwarciem Instytutu Słowackiego i promowaniem Słowacji w kraju nad Wisłą.

 

Studenckie czasy

Podczas praktyk zagranicznych w Niemczech poznałem Dorotę. Ona studiowała w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, a ja na Uniwersytecie Rolniczym w Nitrze. Nasze uczelnie w tym samym czasie wysłały swoich studentów na trzymiesięczne praktyki do miejscowości Hörstel (niedaleko granicy z Holandią).

W ten sposób poznałem moją przyszłą żonę, a dzięki niej zaczęła się moja przygoda z Polską. Owszem, wcześniej też miałem kontakt z Polską, bowiem oglądałem czasami polską telewizję, którą odbierali wszyscy mieszkańcy mojego urokliwego miasteczka Bardejova, położonego ok. 20 km od granicy z Polską.

Studenckie praktyki sprzyjały nawiązywaniu przyjaźni, ta nasza przerodziła się w trwały związek. Był rok 1993, kiedy to po podziale Czechosłowacji powstała Republika Słowacka. Sylwester 1992 roku i powitanie Nowego Roku 1993 spędziliśmy w Bardejovie razem z częścią polskich przyjaciół z praktyk.

 

Uroki Warszawy

Po praktykach w Niemczech wielokrotnie odwiedzałem Warszawę, która zrobiła na mnie duże wrażenie – ogromne miasto, mnóstwo ludzi, niezliczona liczba samochodów, no i Pałac Kultury i Nauki! Z porozumiewaniem się z Polakami nie miałem większego problemu. Większość słów rozumiałem, gorzej było z mówieniem.

Zdarzało mi się, np. podczas zakupów, że byłem przekonany o tym, że mówię poprawnie, a pani sprzedawczyni albo nie bardzo mnie rozumiała, albo na jej twarzy pojawiało się lekkie zakłopotanie, gdy prosiłem choćby o czerstwy chleb, paradajky(pomidory) i pažitku(szczypiorek). Najlepszym nauczycielem języka polskiego była dla mnie Dorota i przede wszystkim dzięki jej pomocy oraz swojemu zaangażowaniu dosyć szybko opanowałem polski.

 

Nieudany agrobiznes

Po zakończeniu studiów zdecydowaliśmy się na wspólny półroczny kurs agroturystyki w Nitrze, który był połączony z praktykami w Austrii. Dorota realizowała kurs w języku słowackim, co było dla niej wielką przygodą i możliwością zapoznania się z językiem słowackim.

Po kursie planowaliśmy zostać w Bardejovie i w mojej rodzinnej miejscowości rozkręcić biznes w agroturystyce. Opracowałem projekt agro-relax-farmy i zacząłem się poważnie zajmować jego realizacją, ale pomysł nie wypalił. Zaczęliśmy się wtedy poważnie zastanawiać nad przeprowadzką do Polski, do Warszawy.

Na początku, kiedy jeszcze nie mieliśmy swojego samochodu, największym problemem było podróżowanie pomiędzy Polską i Słowacją. Brakowało bezpośrednich połączeń, nie było wtedy jeszcze telefonów komórkowych, a zagraniczne połączenia telefoniczne były dosyć drogie. Komunikowaliśmy się za pomocą zwykłych listów, co w obecnych czasach jest rzadkością.


Przełomowa wizyta

Decydująca zmiana w moim dalszym życiu nastąpiła podczas jednej z kolejnych wizyt w Warszawie na początku 1995 roku. Odwiedziłem wówczas ambasadę Słowacji, gdzie odbyłem krótką rozmowę z ówczesnym dyrektorem Instytutu Słowackiego w Warszawie, panem Ladislavem Volką.

Zapytał mnie, dlaczego przyjechałem do Warszawy, jakie mam dalsze plany i czy nie jestem zainteresowany pracą w Instytucie Słowackim w Warszawie, którego nową siedzibę planowano otworzyć we wrześniu 1995 r. Była to dla mnie niespodziewana propozycja, która mnie bardzo ucieszyła. Poprosiłem o trochę czasu na podjęcie tak ważnej dla mnie decyzji. Z propozycji pracy w Instytucie Słowackim najbardziej ucieszyła się Dorota.

Gorzej było z moją mamą, która nie bardzo była zachwycona perspektywą mojej przeprowadzki do Polski. Po rozmowach z moimi najbliższymi zdecydowałem jednak, że przyjmę propozycję z ambasady i poprosiłem o spotkanie z dyrektorem Instytutu w sprawie ustalenia szczegółów.

 

Praca od podstaw

W kwietniu 1995 r. wzięliśmy z Dorotą ślub w Łowiczu – jej rodzinnym mieście. Pracę w Instytucie Słowackim w Warszawie zacząłem w lipcu. Najpierw na okres próbny w budynku ambasady. Od podstaw uczestniczyłem w przygotowaniach do otwarcia nowej słowackiej placówki kulturalnej w Warszawie. Praca od samego początku bardzo mnie interesowała i w pełni się zaangażowałem w promocję słowackiej kultury i turystyki. W dniu 1 września 1995 roku nastąpiło uroczyste otwarcie nowej siedziby instytutu na warszawskiej Starówce, przy ul. Krzywe Koło 12/14.

Podczas mojej ponad siedmioletniej pracy w instytucie zrealizowaliśmy mnóstwo bardzo ciekawych imprez, związanych z promocją mojego kraju. Na początku dużo czasu zajmowało nam tłumaczenie Polakom, gdzie są granice Słowacji i Polski, które miasto jest stolicą Słowacji i że Tatry są tylko polskie i słowackie, a nie czeskie.

Polacy nie bardzo odróżniali Czech od Słowacji, większość nie miała pojęcia, że podczas tworzenia wspólnego państwa z Czechami, my – Słowacy – mówiliśmy w szkole i w domu cały czas po słowacku, że wiadomości czy mecze sportowe w telewizji lub radiu były komentowane w obu językach i że coś takiego jak język czechosłowacki nie istniało.

W instytucie organizowaliśmy wiele wystaw, koncertów, prezentacji słowackich regionów i występów słowackich zespołów w całej Polsce. Dla dziennikarzy realizowaliśmy wyjazdy prasowe po Słowacji, by mogli na żywo zobaczyć, opisać i posmakować młodego państwa słowackiego.

 

Cel – Słowacja

Najwięcej pytań od osób odwiedzających Instytut oraz podczas podróży służbowych po Polsce związanych było z walorami turystycznymi Słowacji. Z tego powodu pod koniec mojego kontraktu w Instytucie Słowackim inicjowałem powstanie pierwszej zagranicznej placówki Słowackiej Agencji Turystycznej z siedzibą w Warszawie.

Wielkie zaangażowanie w tej sprawie uczyniła również ówczesna ambasador Słowacji w Polsce pani Magda Vášáryová. Moje marzenie i starania wielu osób spełniły się 1 października 2002 roku, kiedy to z udziałem premiera Republiki Słowacji Mikuláša Dzurindy otwarte zostało Narodowe Centrum Turystyki Słowackiej w Polsce.

Jego siedziba znajdowała się w hotelu Europejskim na Krakowskim Przedmieściu. To tutaj stworzyliśmy główne miejsce, zajmujące się promocją i prezentacją atrakcji turystycznych Słowacji. Moim głównym zadaniem była prezentacja Słowacji w Warszawie i innych miastach Polski, udział w najważniejszych targach turystycznych w Polsce, organizacja konferencji prasowych i wyjazdów polskich dziennikarzy i przedstawicieli biur podróży do najbardziej malowniczych zakątków naszego małego pięknego kraju.

Nie było to łatwe, ale myślę, że po ponad 20 latach pracy poświęconej promocji Słowacji w Polsce sporo mi się udało. Najtrudniejsze dla mnie było przekonać Polaków o tym, że Słowacja to nie tylko tereny górskie ze wspaniałymi warunkami do uprawiania turystyki letniej i zimowej, ale również piękne miasta i miasteczka, zamki, jaskinie, kąpieliska termalne i uzdrowiska oraz regiony winiarskie, gdzie produkowane są wspaniałe słowackie wina.

 

Przez żołądek do serca…

Bardzo ubolewam nad tym, że do tej pory nie ma w Warszawie ani w innych miastach Polski słowackiej restauracji, która by była idealnym miejscem do prezentacji specjałów gastronomicznych Słowacji. Cały czas wierzę, że w najbliższych latach taka placówka jednak powstanie. Podczas ubiegłorocznego sezonu letniego w Warszawie działał Słowacki Food Truck, gdzie było można skosztować słowackich przysmaków.

Największym wzięciem cieszyły się bryndzové halušky, lokšenadziewane wątróbką lub gęsiną oraz smażony ser z szynką. To również moje ulubione słowackie potrawy, do których dodam jeszcze pierogi z bryndzą oraz strapačkyz kapustą. Moimi najbardziej lubianymi polskimi daniami są żurek, krupnik, zupa ogórkowa, barszcz czerwony z uszkami, pierogi z mięsem oraz bigos. Z deserów uwielbiam sernik i szarlotkę.

 

Rodzina oporą

Od samego początku mojego pobytu w Polsce miałem szczęście, że spotykałem Polaków, którzy często pomagali mi w trudniejszych sytuacjach. Przede wszystkim potrzebowałem jak najszybciej zorientować się w Warszawie, nauczyć się jazdy samochodem po tym jak na słowackie warunki bardzo dużym mieście.

Największą pomoc okazała mi oczywiście moja żona i jej rodzina, która mnie przyjęła bardzo ciepło. W związku z tym, że cały czas pracowałem i pracuję dla Słowacji i mam na bieżąco kontakt ze swoim krajem, mój pobyt w Polsce i cały okres adaptacyjny zniosłem bardzo dobrze.

Czasami pod wiatr

Spotkały mnie w Polsce również nieprzyjemne sytuację, jak kradzieże mienia i napady bandziorów. Po tych przykrych zdarzeniach myślałem nawet o powrocie na Słowację, ale rodzina i praca, które kocham nade wszystko, zwyciężyły. Moja praca dla Słowacji w Polsce bardzo mnie pasjonowała, mogłem realizować lub uczestniczyć w wielu ciekawych projektach i wydarzeniach oraz dokładnie zapoznać się z walorami turystycznymi Słowacji.

Przez całą Polskę

Podczas licznych podróży zarówno służbowych, jak i prywatnych miałem okazję odwiedzić także najważniejsze miasta i atrakcje turystyczne Polski. Oprócz Warszawy, w której mieszkam, najbardziej polubiłem Wrocław i Trójmiasto (Gdańsk-Gdynia-Sopot). Na początku pobytu w Polsce letnie wakacje spędzaliśmy nad polskim morzem. Przejechałem z żoną, a później z dwójką naszych dzieci całe polskie wybrzeże od Świnoujścia aż po Piaski.

Pierwszą poważną prezentację Słowacji organizowałem w zabytkowym Toruniu, który od razu mnie oczarował i tak zostało do tej pory. Polubiłem również Mazury i Warmię. Przekonałem się, że Polska jest bardzo pięknym i atrakcyjnym pod względem turystycznym krajem, ale na Słowacji, oprócz Krakowa, bardzo mało znanym. To, co mi w Polsce najbardziej przeszkadza, to tłumy ludzi we wszystkich atrakcyjnych miejscach lub regionach.

Ja preferuję spokojne miejsca, bez tłumów i korków na drodze. Dlatego w ostatnich latach odwiedzam mało uczęszczane, ale równie malownicze zakątki Polski. W Warszawie najbardziej brakuje mi słowackich gór i spokojnych miejsc, gdzie można spędzać weekendy bez tłumów. Dlatego ferie zimowe oraz przedłużone weekendy bardzo często spędzamy na Słowacji.

 

Koniec misji

Na początku 2018 roku otrzymałem od mojego pracodawcy (Departament Turystyki w Ministerstwie Transportu i Budownictwa Republiki Słowackiej) dosyć nieoczekiwaną wiadomość, że moja praca dla Słowacji w Polsce dobiega końca. Potrzebowałem trochę czasu, by zastanowić się, co dalej.

Nadal chciałem zajmować się turystyką, której poświeciłem około 20 lat. Decydujące przy podjęciu dalszych kroków było również to, że chciałem zostać wraz ze swoją rodziną w Warszawie, gdzie pracuje żona, a dzieci uczęszczają do szkół.

Propozycja nowej pracy i możliwość kontynuowania misji w Polsce przyszła od słowackiej Spółki Tatry Mountain Resorts (TMR), w której pracuję obecnie jako przedstawiciel handlowy ds. turystyki biznesowej w Polsce.

Aktualnie zajmuję się zachęcaniem polskich firm oraz agencji incentive do organizowania wyjazdów firmowych, szkoleń oraz konferencji w hotelach TMR, zlokalizowanych w Wysokich i Niskich Tatrach na Słowacji. Do portfolio TMR należy również Śląskie Wesołe Miasteczko „Legendia” w Chorzowie oraz ośrodek narciarski w Szczyrku, gdzie TMR planuje w najbliższych latach prowadzenie swojego hotelu.

 

Ostatni przystanek? 

Po latach spędzonych w Polsce uważam, że spotkanie z moją żoną na praktykach w Niemczech, przeprowadzka do Warszawy, ciekawa praca dla Słowacji i kochająca rodzina to dla mnie najważniejsze rzeczy, które mnie spotkały w życiu. Podczas swojego aktywnego życia w Bardejowie i Nitrze, gdzie studiowałem i uprawiałem piłkę ręczną, nigdy bym nie pomyślał, że Polska i Warszawa będą moim drugim domem.  Czas pokaże, czy będzie to ostatni przystanek w moim życiu

Ján Bošnovič, Warszawa

MP 3/2019