BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
Wydawać by się mogło, że o miłości powiedziano w literaturze już wszystko. Czasem jednak trafiamy na historię wyjątkową, która mogłaby należeć do gatunku nieprawdopodobnych, gdyby nie to, że napisało ją samo życie. Wiesława Pajdak, młodziutka studentka stomatologii, i Jerzy Śmiechowski, chłopak z Wybrzeża, mogliby być zakochaną parą jak każda inna. Mogliby, gdyby nie scenariusz, który zgotowała im rzeczywistość.
Mała i Ju, jak pieszczotliwie nazywali siebie, nie znali się w czasie wojny, choć oboje działali w Polsce Podziemnej. Za tę działalność oboje zostali skazani przez władze stalinowskie na ciężkie więzienie. Umieszczeni w sąsiednich celach zaczęli stukać do siebie przez ścianę i komunikować się za pomocą alfabetu Morse’a.
Początkowo chcieli w ten sposób zabić nudę, wymienić się informacjami i po prostu mieć kontakt z drugim człowiekiem. Ich dialog stał się jednak miłosną korespondencją, wystukiwaną po dwóch stronach zimnego, więziennego muru. Gdy więźniów rozdzielono i przeniesiono w inne miejsca, ojciec Jerzego przemycał dla nich korespondencję już w formie klasycznej, pisanej na papierze. Przez długie lata musiały im wystarczyć tylko te listy.
W przemycanej korespondencji padają słowa pełne tęsknoty, smutku, ale i nadziei, że kiedyś się spotkają i będą mogli razem spędzić życie. Mimo tortur, okrucieństwa i wszechobecnej śmierci relacja przeradza się w miłość i trwa latami. Zakochani więźniowie nie poddają się i w ich przypadku można powiedzieć, że miłość zwycięża wszystko. Choć trudno w to uwierzyć, Wiesława i Jerzy pierwszy raz zobaczyli się dopiero na swoim ślubie, po którym pozostali ze sobą już do końca życia.
„Krótka historia o długiej miłości” autorstwa Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz-Oboładze (Wydawnictwo Znak 2018) to opowieść o miłości niemożliwej, ale prawdziwej, zrodzonej w ekstremalnych warunkach, która okazuje się miłością wielką, prawdziwie głęboką, wygrywającą z przeciwnościami losu i trwającą po grób. Mała i Ju przeżyli ze sobą prawie sześćdziesiąt wspólnych lat. Jest to opowieść piękna, poruszająca i romantyczna.
Jednak w formie, która trafia do naszych rąk, zaburzono proporcje – 90% tekstu stanowią oryginalne listy zakochanych, których treść poprzez powtórzenia staje się w pewnym momencie monotonna. Dla samych zakochanych powtarzanie wciąż tych samych słów o miłości i tęsknocie było tym, co trzymało ich przy życiu, dla czytelnika są one po pewnych czasie nużące.
Zabrakło tu pewnego tła, podmalówki literackiej, budującego napięcie narratora. Możliwe, że założeniem autorek było całkowite oddanie głosu zakochanym, ale literatura rządzi się swoimi prawami i pozostawienie czytelnikowi niemal gołych listów nie jest do końca udanym zabiegiem. Byłby to świetny materiał na reportaż, ale i ten wymagałby innej obróbki.
Temat oceniam jako arcyciekawy, ostateczny kształt produktu, którym jest książka, nie wydaje się do końca zadowalający. Mimo wszystko „Krótka historia o długiej miłości“ to wspaniałe świadectwo tego, że miłość jest najsilniejsza i zwycięża wszystko.
Magdalena Marszałkowska