Dylematy kawosza

Skąd możemy mieć pewność, że metr mierzy dokładnie… metr? Wszyscy wiedzą, że czuwa nad tym Międzynarodowe Biuro Miar i Wag w Sèvres. Sto centymetrów to sto centymetrów, kropka. Polscy uczniowie mogą mieć różne zdanie o tym, jak się pisze słowo „rzeżucha“, na szczęście istnieje Rada Języka Polskiego. Zasiadający w niej znawcy języka polskiego rzadko zmieniają zdanie i to w sumie pozytywna wiadomość.

Użytkownicy polszczyzny prędzej czy później powinni przyswoić sobie poprawną pisownię, by nie popełniać błędów. Jak widać, w dzisiejszym zwariowanym świecie istnieją jeszcze żelazne zasady i gremia, które dozorują ich przestrzegania. Ja miałbym jeszcze jeden mały postulat. W tym wszystkim zapomniano bowiem o pewnej rzeczy, bez której niektórzy nie mogą wyobrazić sobie codzienności. Co bowiem zrobić z… kawą?

Kiedyś nie miałem problemu. Lubiłem nieskomplikowaną, popularną i w sumie zwykłą, tzw. małą czarną. Potem odkryłem subtelny smak kawy z mlekiem. Podkreślę – kawy! Mleka bowiem wystarczy odrobina, to w końcu kawa ma grać pierwsze skrzypce.

I wydawać by się mogło, że wraz z powstaniem wielu przyjemnych kawiarenek, w których pracują wykształceni bariści i kelnerzy, będę mógł dowoli delektować się smakiem idealnie przygotowanej kawy z mlekiem.

Niestety, rzeczywistość daleka jest od ideału i tą drogą zmuszony jestem oficjalnie zaapelować o powołanie  międzynarodowego instytutu do spraw kawy, który  raz na zawsze ustali wzorzec pysznej kawy z mlekiem.

Jak się okazuje, zamówienie kawy z mlekiem, drodzy Czytelnicy, to nie jest prosta sprawa. Każdy lokal ma na ten temat inną teorię i inne – jedynie słuszne – rodzaje kawy podaje. Oto klasyczny przykład: siedzę w lokalu, biorę do ręki kartę napojów. Czuję, jak rośnie mi tętno, a ręce zaczynają się pocić.

Gdybym wypił już choć łyk kawy, winną tego stanu rzeczy byłaby być może kofeina, ale tu chodzi o czekający mnie dopiero akt wyboru. Nareszcie wiem, jak musi się czuć saper, który ma właśnie przeciąć właściwy drucik. Jak zgadnąć, którą kawę mam zamówić? Czy chodzi o wielkie, czy małe presso z mlekiem? A może lungo z mlekiem? Cafe americano, a do tego mleko?

Wybór musi być jasny i precyzyjny. I niech nikt nie ośmiela się przypadkiem pytać kelnera! Spojrzy wtedy jedynie wzrokiem pełnym politowania i żalu, że musi pracować z takimi amatorami. „Zachciało się do kawiarni, a w domu pewnie tylko po turecku pije!“.

W porządku, to jeszcze można znieść. Najgorzej, gdy wykształcony za granicą barista zaczyna mnie przekonywać, że jedyny słuszny wybór to latte. I cóż z tego, że to mleko z kawą, a nie kawa z mlekiem! Bo skoro już chcę mieć w kawie mleko, to chyba im więcej, tym lepiej! W takich sytuacjach nieraz opuszczałem kawiarnię w pośpiechu, zastanawiając się, czy biała herbata Yin Zhen nie byłaby lepszym wyborem.

Jedna nie poddaję się łatwo. W mojej głowie niedawno zaczęły rodzić się konspiracyjne myśli: a może zamawiać tylko czarną kawę, by potem, w całkowitym sekrecie wyjąć z kieszeni płaszcza fiolkę idealnie zagęszczonego słodkiego mleka i zmieszać go z czarnym napojem w odpowiednich proporcjach? Fanów kawy z mlekiem jest wielu i z pewnością nie byłbym pierwszą osobą, walczącą w ten sposób z systemem.

Kto wie, czy po latach nie moglibyśmy założyć związku kombatantów walki o kawę z mlekiem, nosić z dumą ordery (oczywiście brązowe) oraz legitymacje (o oczywistym kolorze okładek…). Urządzalibyśmy potem uroczyste zjazdy, na których do woli pilibyśmy… kawę z mlekiem. Całkiem piękna (i smaczna) wizja.

Czekanie na kombatanckie przywileje to jednak wizja pełna niepewności. Walkę o wzorzec kawy z mlekiem można podjąć już dziś. I tak jak w wielu sferach życia, zapewne najlepiej zrobią to urzędnicy z instytutu do spraw kawy, gdy już taki powstanie. I chociaż mógłbym starać się o posadę jego dyrektora, to jednak będę bardziej zachowawczy. Jak widzimy bowiem, przed takim dyrektorem stałoby zapewne nie lada wyzwanie, wymagające trudu i z pewnością zabierające wiele czasu. Kiedy więc znalazłbym czas na picie kawy? Z mlekiem, oczywiście.

Arkadiusz Kugler

MP 2/2019