Ratując dziecko

 KINO OKO 

Zadaniem sztuki filmowej jest opowiadanie historii i zadawanie pytań. Opowiadane w filmach historie mają nas pobudzić do myślenia, wzbudzić jakieś emocje, poruszyć. Jeżeli film Beaty Dzianowicz (scenariusz i reżyseria) „Odnajdę cię” ma wywołać w nas widzach to „coś”,  to jedyne, co pozostaje po jego obejrzeniu, to pytanie o to, co byśmy byli w stanie poświęcić, by uratować kogoś bliskiego.

Policjantka Justa (Ewa Kaim) bierze udział w akcji undercover w celu złapania groźnego mordercy. Akcja „pod przykrywką”, w której bierze udział, jest spektakularną klapą, a Justa po prostu zawala robotę, umożliwiając ściganemu ucieczkę. Błędy w pracy, nieustabilizowane życie osobiste, wiraże życiowe, to wszystko doprowadza policjantkę do stanu, w którym przełożeni postanawiają ją wysłać na przymusowy urlop. Justa, zamiast wykorzystać czas wolny jako szansę na naprawienie spraw rodzinnych, na własną rękę podąża śladem swojego przeciwnika.

Żeby nasza główna bohaterka miała wystarczająco kłód pod nogami, a widz mógł obgryzać w zdenerwowaniu pazury, scenariusz dodatkowo nakazuje złoczyńcy porwać córkę policjantki, a samą przedstawicielkę prawa postawić przed dylematem moralnym, czy przejść na złą stronę mocy i ratować dziecko, czy pozostać szlachetną i ryzykować życiem córki.

Film „Odnajdę cię” ma wiele zalet, ale i wad. Nie zapiera tchu w piersiach, ale też nie leży w szufladzie z napisem „żenada”, obok produkcji Vegi. Człowiek nie wstydzi się sam przed sobą, że to coś ogląda, ale dwa dni po seansie nie pamięta dokładnie, o czym to było. To, co należy pochwalić, to gra aktorska Ewy Kaim, która świetnie oddaje emocje niezrównoważonej policjantki. Michał Żurawski jako jej przełożony też wypada świetnie, podobnie jak młoda Zofia Stelmach w roli Lenki, córki głównej bohaterki.

Muzyka Mariusza Goli daje dobre, mroczne tło historii, również cała kolorystyka i wizualny klimat filmu narzucają mroczność, wymaganą w tego typu gatunku. Śląsk pokazany jest tu niesztampowo, bez przewidywalnych stereotypów, biedaszybów, hałd i ceglastych familoków. Sam scenariusz też wygląda ciekawie, ale nie jest jednak dopracowany i traci swój potencjał w trakcie oglądania. Niektóre wątki śledztwa i motywy są nieprzekonujące lub trącą sztucznością. Brak jest zaskoczeń, niedopracowane są też montaż i dynamika całości.

Czasem coś przelatuje za szybko, a czasem się dłuży. Tak bywa, gdy proporcje scen nie są wyrównane. Montaż i udźwiękowienie obnażają tę produkcję jako niskobudżetową. Zabrakło kasy na takie rzeczy, których niby nie widać, ale które jednak zaniżają jakość filmu. Widz nie słyszy, co tam aktor mamrocze, do tego jakieś dłużyzny w dialogach i już sięgamy po telefon, żeby sprawdzić, co słychać na Facebooku i przestajemy podążać za bohaterami.

Niestety bardzo słabo, jak drewienko przed ociosaniem, wypada Piotr Stramowski. Czekam na film, w którym wreszcie dobrze zagra. Poza wymienionymi niedociągnięciami film nie jest klapą, można go uznać za dobry wypełniacz wieczoru, coś na zaplombowanie dziury czasowej.

Magdalena Marszałkowska

MP 2/2019