Metro po Polsku

czyli jak nad Wisłą podziemną kolej budowano

 MKNĄ PO SZYNACH 

Metro w Warszawie

W przeciwieństwie do słowackiej stolicy Warszawa miała więcej szczęścia, chociaż i tutaj niewiele brakowało, aby podziemna kolej pozostała tylko w sferze marzeń. Po trwających ponad pół wieku perypetiach, związanych z planowaniem, finansowaniem oraz zmianami politycznymi, polska stolica doczekała się dwu (niepełnych) linii metra. Jakże skromnie wygląda sieć tej podziemnej kolei (łącznie 23 km) w porównaniu z innymi środkowoeuropejskimi stolicami (Budapeszt posiada cztery linie o długości 40 km, Praga to trzy linie o długości 65 km).

Przypomnijmy, że w Warszawie pierwsze plany budowy metra (zwanego wtedy„metropolitenem”) opracowane zostały w latach 20. ubiegłego wieku. Kryzys finansowy w latach 30. zahamował prace, które wznowione zostały w 1938 roku. Wybuch wojny przekreślił jednak budowę nowoczesnego jak na owe czasy metra, a opracowane w najdrobniejszych szczegółach plany uległy zniszczeniu podczas powstania.

 

Odbudowa Warszawy – powrót koncepcji metra

Już w kilka lat po zakończeniu wojny powrócono do koncepcji tzw. płytkiego metra, które w warunkach szybko odbudowującej się stolicy przybrało postać pełnowartościowego metra głębokiego. W 1950 roku rozpoczęto nawet drążenie tunelu pod Wisłą. Komplikacje techniczne, a przede wszystkim olbrzymie koszty spowodowały, że projekt zarzucono po trzech latach. Do koncepcji metra powrócono w latach 70. Tym razem wydawało się, że nic nie stanie na przeszkodzie, aby wkrótce pod Warszawą zaczęło kursować prawdziwe metro.

W tym czasie jednak zdecydowano się na inwestycję wszystkich środków w rozwój sieci drogowej, co wobec gwałtownego wzrostu liczby samochodów w stolicy wydawało się rozsądnym krokiem. Jednak już wkrótce okazało się, że dla tak dużego miasta nie ma alternatywy – tylko metro mogło odciążyć niedomagający system transportu miejskiego.

W styczniu 1982 r. Wojciech Jaruzelski ogłosił w Sejmie podjęcie decyzji o rozpoczęciu budowy metra w Warszawie, a symboliczną datą wbicia pierwszego pala obudowy wykopu był 15 kwietnia 1983 roku. Pogrążona w kryzysie gospodarka, powszechne niedobory spowodowały, iż budowa posuwała się w ślimaczym tempie, ograniczano projekty i wydłużano terminy oddania do użytku pierwszej linii.

Przemiany ustrojowe spowodowały, iż do budowy metra można było przystąpić na nowych zasadach. Zaangażowano godnych zaufania prywatnych wykonawców, otwarty rynek umożliwił zakup najnowszych technologii. I choć budowa metra – jak każda tego typu inwestycja na świecie – wciąż potrzebowała rządowych gwarancji (w tym przypadku na przemian przyznawanych i zawieszanych), pierwszy odcinek metra o długości 11 km oddano do użytku w 1995 roku. Warszawa wreszcie dołączyła do klubu europejskich stolic, posiadających swoją podziemną kolej, czyli otrzymała coś, o czym mieszkańcy Bratysławy będą marzyć jeszcze długie lata.

 

Kraków też chce mieć metro

O swoim metrze od dawna marzy też dawna stolica Polski. Kraków bardzo przypomina Bratysławę, jeśli chodzi o warunki geograficzno-przestrzenne: starówka, położona bardzo blisko rozdzielającej miasto rzeki, i olbrzymie skupiska mieszkaniowe na obrzeżach. Wspomniane czynniki utrudniają płynne przedostanie się z jednego końca miasta na drugi.

Okazuje się, że już w latach 60. ubiegłego wieku miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego zakładał powstanie czegoś w rodzaju tramwajowego metra, który odcinek od ronda Mogilskiego do Karmelickiej pokonywałby w tunelu pod Dworcem Głównym.

Sam tunel został częściowo wybudowany w latach 70., a wykonana dodatkowo w 1982 roku ekspertyza potwierdziła nie tylko celowość, ale również techniczną możliwość budowy metra w Krakowie. Podobne założenia przyświecały głośnej konferencji naukowej nt. Metro w Krakowiew 1987 roku, w wyniku której ówczesny prezydent miasta Tadeusz Salwa podjął decyzję o rozpoczęciu prac projektowych.

Nowy plan zagospodarowania przestrzennego, przyjęty w 1988 roku przez Radę Narodową Miasta Krakowa, nie pozostawiał żadnych wątpliwości: metro rzeczywiście miało się stać głównym środkiem transportu w Grodzie Kraka. Niestety, podobnie jak w Bratysławie zmiany ustrojowe spowodowały zarzucenie wielkich planów.

Zamiast tego powrócono do koncepcji szybkich linii tramwajowych, które w śródmieściu mogłyby poruszać się w podziemnych tunelach. Zamierzano w pierwszym rzędzie ukończyć budowę wspomnianego wcześniej tunelu pod Dworcem Głównym. Przedłużające się prace spowodowały, że pierwszy odcinek (Dworzec Główny – rondo Mogilskie) ukończono w 1999 roku, drugi w roku 2008. Oddany do użytku tunel ma dzisiaj długość 1,5 kilometra i znacznie skrócił przejazd tramwajem z południowych dzielnic w kierunku dworca.

Niebieskie tramwaje versus podziemne metro

Jak się jednak okazuje, nie oznacza to końca idei metra w Krakowie. Wciąż rozważa się bowiem koncepcję podziemnej kolei, co znalazło swój wyraz w aktualizacji Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennegoz 2014 roku. Metra chcą również sami mieszkańcy Krakowa – w referendum, zorganizowanym w tym samym roku, uzyskało ono 55,11 % głosów poparcia. W przypadku klasycznego metra podziemnego chodziłoby o 3 lub 4 linie wytyczone tak, aby nie przecinały się z liniami tramwajowymi.

Inną opcją jest projekt lekkiego metra, częściowo poprowadzonego estakadami, zaproponowany przez firmę Alstom (czyli unowocześniona koncepcja VAL, rozważana wcześniej w Bratysławie). I choć tym razem koncepcja drugiej sieci metra w Polsce ma poparcie Ministerstwa Infrastruktury, a dofinansowanie budowy umożliwiają fundusze Unii Europejskiej, konkretna decyzja jeszcze nie zapadła. Mimo wszystko byłby to olbrzymi wydatek dla ciągle jeszcze zadłużonego miasta. Dlatego też rozbudowa tańszej sieci tramwajowej wydaje się rozsądną alternatywą.

Władze Krakowa muszą mieć jednak na uwadze oddech konkurencji – pomysł budowy metra zgłaszają bowiem również władze Wrocławia. Nawiązują w ten sposób do jeszcze niemieckich planów podziemnej kolei z lat 30. ubiegłego wieku. Wtedy wydawało się, że drążenie tuneli w podmokłym terenie, na którym położony jest Wrocław, jest raczej niemożliwe.

Okazuje się jednak, że przy dzisiejszych środkach technicznych nie byłby to już problem, co więcej takie podłoże umożliwiłoby szybszy postęp prac i skróciłoby cały okres budowy metra.

Niezależnie od tego, które miasto w Polsce uzyska kolejne członkostwo w elitarnym klubie miast posiadających metro, każdy Polak z pewnością będzie mógł być z tego dumny. W ten sposób nasz kraj wyprzedziłby Czechy i Węgry, które to z powodu swoich poprzecinanych podziemnymi sieciami metra stolic zawsze były dla nas powodem do zazdrości. Trzymajmy zatem kciuki, abyśmy za kilka lat mogli wyjść z podziemnej stacji metra wprost rynek czy to krakowski, czy to wrocławski.

Arkadiusz Kugler

MP 1/2019