ROZSIANI PO ŚWIECIE
Z niczego nie musiałam rezygnować, wyjeżdżając do pracy do Bratysławy. Po prostu zareagowałam na ofertę pracy w międzynarodowej firmie i kiedy do mnie zadzwoniono, by umówić się na rozmowę kwalifikacyjną, byłam zaskoczona.
Pamiętam, że kiedy się okazało, iż pracę dostałam, nawet przeszło mi przez myśl, czy aby na pewno firma, która mnie zatrudnia, jest tą firmą, czy to nie jakieś oszustwo. Poza tym nie miałam żadnych większych dylematów. Przecież Słowacja to sąsiedni kraj, jak mi się nie spodoba, to w każdej chwili będę mogła się spakować i wrócić do rodzinnych Tychów.
Wszystko się dobrze składało, bo właśnie kończyłam studia na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. O Słowacji nie wiedziałam kompletnie nic, byłam tu tylko raz w Tatralandii. Moje zagraniczne doświadczenia ograniczały się do półrocznego pobytu na partnerskich uczelniach – Anglo-American University w Pradze oraz University of Applied Sciences BFI Vienna.
Kubeł zimnej wody
To, co zobaczyłam po przyjeździe na bratysławski dworzec autobusowy, było szokiem. Był rok 2012. Miał tu na mnie czekać couchsurfer, przez którego znalazłam pracą, ale ponieważ się spóźniał, więc rozejrzałam się po dworcu, który w niczym nie przypominał dworca stolicy kraju europejskiego. Za to praca była w towarzystwie międzynarodowym. Staliśmy się małą rodziną, z którą często widywałam się też po pracy. Dzięki temu bardzo szybko nauczyłam się słowackiego. Ogólnie Słowacy przyjęli mnie miło, ale na obcokrajowców nie mówiących po słowacku nie byli aż tak otwarci.
Okropny wygląd stolicy
Zaskoczyło mnie również zaniedbanie stolicy Słowacji i jej okropny wygląda. Tramwaje i autobusy miały wygląd tych, które pamiętałam z czasów szkolnych. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się czegoś takiego w stolicy! Pamiętam, jak na początku pobytu poszłam na bratysławski Rynek. Kiedy się na nim znalazłam, nie wierzyłam, że to jest on. Śmieszył mnie też język słowacki, więc podczas każdego pobytu w Polsce okraszałam moje opowieści jakimiś słowackimi słówkami, których się nauczyłam. Oczywiście po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do języka.
Smaki Bratysławy
Nadal nie mogę się przyzwyczaić do mentalności Słowaków, którzy – w moim odczuciu – stale tylko narzekają. Kelnerzy są opryskliwi, dają odczuć klientom, że ci są intruzami w lokalu, w którym im przyszło pracować. No i to zamiłowanie Słowaków do rzeczy markowych! Ponieważ ich na nie nie stać, kupują podróbki! Brakuje mi też szarmanckich zachowań – przepuszczania kobiet w drzwiach przez mężczyzn, uprzejmości w sklepie. Tęskniłam za polskimi smakami, na przykład za pączkami, chlebem, szynką.
Słowackie jedzenie jest w moim odczuciu katastrofalne, dlatego bardzo szybko po przeprowadzce zaczęłam sobie gotować w domu i brać ze sobą własne posiłki do pracy. Choć oczywiście odkryłam też ciekawe smaki, którymi dzielę się z gośćmi z Polski. Wtedy zajadamy się smażonym serem, węgierskim gulaszem czy sviečkovą. Wszystko to popijamy tutejszym piwem lub winem.
Paradoks
Niedawno przeprowadziłam się do Wiednia, gdzie mój mąż dostał pracę. Mąż jest Włochem, którego poznałam poprzez naszych wspólnych włoskich przyjaciół z Bratysławy. I teraz przyszło mi każdego dnia dojeżdżać do Bratysławy, do pracy. Taki paradoks, bo przecież sporo Słowaków każdego dnia kursuje na tej samej trasie, ale w odwrotnym niż ja kierunku. Bardzo lubię moją bratysławską pracę, więc trudno mi ją porzucić.
A Wiedeń? Ten mi się wydaje dobrym miejscem do życia. Tu wszystko jest zorganizowane, ma swoje jasne zasady, dużo możliwości spędzania wolnego czasu. Jeśli porównam Bratysławę czy inne europejskie miasta, które udało mi się zwiedzić, to jednoznacznie pod względem komfortu życia wygrywa Wiedeń, więc się nie dziwię, że po raz dziewiąty wygrał konkurs na miasto o najwyższej jakości życia na świecie.
Party-slawa
Czy Wiedeń już moim miejscem na zawsze? Nie sądzę. Nigdy nie marzyłam o tym, by tu zamieszkać. To raczej Katowice były w moich snach, choćby ze względu na ducha śląskości, otwartości. Austriacy jawią się jako dosyć zamknięci ludzie. Z kolei wiedeńska Polonia, z którą miałam przypadkowy kontakt do tej pory, to raczej mieszanina bardzo różnych ludzi, niekoniecznie wystawiających nam, Polakom, dobrą opinię. No bo kto się chce przyznać do pijanych czy klnących na cały głos osobników?
Na Słowacji jednak byłam otoczona ciekawymi ludźmi, obcokrajowcami, ale również Polakami, dla których Bratysława była miejscem pracy, ale i dobrej zabawy. Na pewno o nich nie zapomnę zarówno ze względu na ich ciekawe osobowości, jak i wspólne przeżycia: spotkania, wyjazdy na narty, wycieczki czy inne zabawy. Dlatego Bratysławę będę wspominać jako Party-slawę.
A co dalej? Cóż, wczoraj Bratysława, dziś Wiedeń, a co przyniesie jutro? Może będzie to przeprowadzka do Polski? Zobaczymy.
Grażyna Gańcorz, Wiedeń – Bratysława