CO U NICH SŁYCHAĆ?
Oprócz zaangażowania w pracę wielu organizacji słowackich od lat działa na rzecz Klubu Polskiego w Trenczynie. Jest Słowaczką z polskimi korzeniami, z Chyżnego. W tym roku nie tylko świętowała okrągły jubileusz, ale zyskała tytuł Seniorki Roku województwa trenczyńskiego.
Wszędzie oprócz straży pożarnej
Panią Jankę spotykamy na wszystkich przedsięwzięciach, organizowanych przez Klub Polski w Trenczynie, najczęściej w roli konferansjerki. Jej radiowy głos potrafi oczarować. Nic dziwnego, że działa też w kole recytatorskim. O wszystkich swoich aktywnościach opowiada, kiedy spotykamy się w jej mieszkaniu w Trenczynie.
Co chwilę skromnie podkreśla, że wokół niej jest sporo aktywnych ludzi, którzy zasługują na wyróżnienia i uwagę. Ale stopniowo dowiaduję, że swój czas na emeryturze dzieli między rodzinę (ma troje dzieci i pięcioro wnuków) a Macierz Słowacką, Unię Kobiet, Stowarzyszanie im. Milana Rastislava Štefánika, Związek Emerytów, Klub Literacki. „Nie działam jedynie w straży pożarnej“ – mówi i śmieje się przy tym.
Z literaturą za pan brat
Jej przygoda z literaturą zaczęła się od pracy w bibliotece publicznej, gdzie zauważono jej zdolności organizacyjne i zamiłowanie do ludzi. „Szefowa wiedziała, że chciałam studiować aktorstwo, że recytuję, więc mnie wytypowała do organizacji wykładów i wieczorów literackich, co miało wpływ na całe moje życie“ – opisuje. Jednym z owoców tego zaangażowania jest Klub Literacki, który założyła w Trenczynie dwadzieścia dwa lata temu.
Nikt wtedy nie wierzył, że przetrwa, a on działa do dziś! Pani Janka przy każdej okazji recytuje wiersze. „Właśnie niedawno byłam na spotkaniu klasowym po 55 latach od ukończenia szkoły i oczywiście, jak zawsze, recytowałam poezję“ – wspomina z uśmiechem.
Kiedy pytam ją, czy sama pisze wiersze, przyznaje, że pisała w młodości. Teraz, po latach żałuje, że ich nigdzie nie odłożyła. Obecnie pisze opowiadania i artykuły do dwutygodnika „Slovenské narodné novíny” i do „Tygodnika Literackiego”, w których relacjonuje różne wydarzenia.
Sen o Mazurach
Pani Janka urodziła się w polsko-słowackiej rodzinie katolicko-luterańskiej. Jej mama pochodziła z Chyżnego, dokąd czasami zabierała swoje dzieci na wakacje. Te pobyty pani Janka wspomina z nostalgią, nazywając swoją babcię zawsze po polsku. Ma też przed oczami ubogą wieś, w której jeszcze nie było prądu, gdzie wieczory spędzano przy lampach naftowych.
„Te wyjazdy miały niepowtarzalny urok, a jak już byłam panienką, to oczywiście podczas takich wizyt w Polsce nie obeszło się bez zakupów na polskim targu czy w sklepach“ – mówi z rozrzewnieniem i wspomina, jak potem koleżanki zazdrościły jej butów, ubrań czy szminek, zakupionych w Polsce.
Największe wrażenie na niej podczas jednego z takich wyjazdów zrobił Kraków. „Ten olbrzymi Rynek, Wawel – to było coś imponującego, czarującego, niezapomnianego!“ – opisuje z entuzjazmem wycieczkę z 1962 roku. Kiedy pytam, czy nadal jeździ do Polski, okazuje się, że już nie tak często, choć nadal w Chyżnem mieszkają jej kuzynki.
Największym marzeniem pani Janki jest zobaczyć Mazury i jakby mi chciała pokazać, skąd się wzięło to marzenia, bierze do rąk książkę „Polska oczami słowackich dziennikarzy“, którą wydał Klub Polski. Pokazuje w niej artykuł Borisa Filana, który rozbudził w niej wielki sen o Mazurach.
Trochę Polka
Z rozmowy z panią Janką wnioskuję, że dla niej olbrzymim autorytetem była jej mama – piękna, mądra kobieta. „Niektórzy mi mówią, że jestem do niej podobna“ – opisuje z dumą. Kiedy pytam ją, czy czuje się po części Polką, opisuje mi spotkanie z pewną polską tłumaczką, towarzysząca polskiemu pisarzowi podczas spotkania z czytelnikami, które organizowała w bibliotece.
„Ta pani tłumaczka zapytała mnie, czy nie mam przypadkiem polskiego pochodzenia, bo coś we mnie jej mówiło, że tak jest“ – opisuje i nie kryje przy tym radości. „Tak, jestem trochę Polką, mam w sobie tę dumę narodową, którą charakteryzują się Polacy“ – dodaje i z nostalgią wspomina polskich bohaterów literackich, którzy byli jej wzorcami, jak choćby Pan Wołodyjowski. Z sentymentem wspomina też, jak jej mama śpiewała polskie piosenki, takie jak „Góralu czy ci nie żal“ czy „Złoty pierścionek“.
Dobro wraca
Kiedy młodziutka Janka podjęła pracę jako referentka kultury w trenczyńskim kinie „Moskwa”, wpadła w oko pewnemu chłopakowi, który zaczął bardzo często chodzić do kina. Któregoś razu ów młodzian odważył się zaproponować naszej bohaterce, że odprowadzi ją do domu. Od tamtego czasu są nierozłączną parą i niedługo będą świętować 50. rocznicę ślubu.
Pani Janka kroczy przez życie z przekonaniem, że należy rozdawać dobro, bo ono potem wraca. Jej pogodne usposobienie jest zaraźliwe.
Nasza bohaterka potrafi się cieszyć z małych rzeczy, umie chwalić i dodawać otuchy. W obecności takich osób każdy musi się czuć dobrze. Nic więc dziwnego, że i w Klubie Polskim od razu znalazła swoje miejsce i czuje się w nim jak u siebie.
„Właśnie parę dni temu mieliśmy zebranie, na którym ustalaliśmy szczegóły, dotyczące imprezy mikołajkowej“ – zdradza moja rozmówczyni i chwali się, że jej dzieci wraz z wnukami chętnie biorą udział w przedsięwzięciach, organizowanych przez klub. Poza tym jako rodowita trenczynianka od dawna podziwia wielką osobowość tego miasta – Polkę, panią Marię Urbasiównę-Holoubkovą – która miała tu atelier fotograficzne.
Tacy członkowie Klubu Polskiego to prawdziwy skarb, wzbogacający jego szeregi. Są ambasadorami polskości w społeczności, w której mieszkają, a jednocześnie wspierają Polaków w ich działaniach. Pani Janka jest tego najlepszym przykładem.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik