Znamy ten bratysławski, ale jak wyglądają i działają w innych krajach? Zastanawialiście się? A może byliście w którymś z nich? Mowa o instytutach polskich, których na świecie jest 24, głównie w miastach europejskich, ale są też w Tel Avivie, New Delhi, Nowym Jorku czy Tokio.
Ten nasz, z siedzibą w Bratysławie, znamy, odwiedzamy, lubimy. To tu najczęściej kierują swoje pierwsze kroki Polacy, przeprowadzający się do stolicy Słowacji, czy Słowacy, chcący dowiedzieć się czegoś więcej o naszym kraju. A jak działa tego typu placówka u sąsiadów? Postanowiliśmy sprawdzić, odwiedzając Instytut Polski w Pradze.
90% działań poza siedzibą
Docieramy do centrum Pragi, po której już od rana spacerują turyści. Nad wejściem do budynku przy ulicy Karlovej 27 powiewa polska flaga, czyli jesteśmy u celu. Dzwonimy. Otwierają się przed nami ciężkie zabytkowe drzwi. Za nimi wita nas portier, pytając, dokąd się udajemy – w budynku swoją siedzibę mają bowiem i inne podmioty. Instytut mieści się na pierwszym piętrze. I znów musimy dzwonić, by dostać się do środka.
Wewnątrz widzimy znane już logo, plakaty, ulotki – jak u nas, w Bratysławie. Wita nas miła pani, potem zostajemy zaproszeni przez Macieja Ruczaja, dyrektora praskiego instytutu, do jego gabinetu. „Instytut mieści się w samym centrum Pragi, tuż obok Małego Rynku, gdzie, owszem, toczy się życie, ale nie to miejscowe, bowiem praska starówka została opanowana przez turystów“ – opisuje Ruczaj, który wyjaśnia, że wyludnianie się starej Pragi jest problemem, również dla instytucji kulturalnych, które swoją ofertę kierują głównie do Czechów.
„Oczywiście turyści są odbiorcami niektórych naszych projektów, ale jednak większość naszej oferty skierowana jest do widzów znających język czeski lub polski“ – wyjaśnia dyrektor. Z drugiej strony chwali lokalizację z uwagi na bliskość stacji metra i Uniwersytetu Karola. „Dla nas siedziba instytutu jest miejscem pracy, a nie miejscem jego działalności, bowiem Instytut Polski w Pradze 90 procent swoich działań realizuje poza swoją siedzibą“ – dodaje Ruczaj.
W prestiżowych miejscach
To wychodzenie poza instytut to konieczność, która mobilizuje do działania, poszukiwania i budowania sieci stałych partnerów. Do takich należą już Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Karola czy Biblioteka Václava Havla, gdzie odbywają się spotkania dyskusyjne, wieczory autorskie.
„To tam realizujemy ciekawy cykl promocji reportażu polskiego, często współpracując przy tym również z wydawnictwem Absynt“ – opisuje Ruczaj i dodaje, że w odróżnieniu od Słowacji, gdzie wydawnictwo rozpoczęło swoją pionierską działalność, w Czechach trafiło na dobrze przygotowany grunt, bowiem polski reportaż jest tu promowany już od lat.
Kiedy pytam, które prestiżowe miejsca w Pradze są szczytem marzeń dla organizatorów reprezentacyjnych wydarzeń, dyrektor praskiego IP bez wahania wymienia siedzibę czeskiej filharmonii, czyli Rudolfinum.
„Wiadomo, że jak mowa o wielkich wydarzeniach, to mowa również o wielkich pieniądzach, a w przypadku Rudolfinum, nawet jeśli wejdzie się z nim w partnerstwo, kwoty, które trzeba zapłacić, są bardzo wysokie“ – ocenia Ruczaj. Według niego kolejnym ważnym miejscem jest siedziba czeskiego senatu, czyli pałac Wallensteina, w którym niedawno instytut organizował konferencję historyczną.
Natomiast we wrześniu planuje konferencję w pałacu Czernińskim, czyli w siedzibie czeskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a część kulturalną w gotyckim klasztorze św. Agnieszki, należącym do Galerii Narodowej w Pradze. „To są najlepsze lokalizacje i staramy się w nich pokazywać systematycznie “ – podsumowuje dyrektor.
W ogrodach ambasady
Prestiżowym miejscem, które rozsławia polską kulturę, turystykę i gastronomię, stają się jeden dzień w roku ogrody polskiej ambasady, usytuowanej pod praskim zamkiem, na Malej Stranie, przy ulicy Valdštejnskiej. Te piękne zielone tereny są wystarczającym magnesem dla mieszkańców Pragi, a jeśli doda się do nich różne atrakcje, to sukces murowany!
„W zeszłym roku, po ponad dekadzie, udało nam się skłonić kolegów z ambasady do otwarcia tych ogrodów, by każdy mógł tam zajrzeć“ – wspomina Ruczaj zeszłoroczny peirwszy Dzień Polski w Ogrodach, kiedy to rozbrzmiewała w nich polska muzyka, dostępne były stoiska tak z gastronomią, jak i promocją turystyczną. „Szesnastego czerwca zapraszamy ponownie, naprawdę warto“ – zachęca dyrektor.
Poza Pragą
Podobnie jak bratysławski instytut, który stara się wychodzić poza stolicę i organizuje imprezy kulturalne w różnych miastach Słowacji, również i ten praski poszukuje partnerów w różnych miastach Czech. „Praca poza stolicą jest trudna i w tym zakresie jest jeszcze wiele do zrobienia“ – ocenia Ruczaj, wskazując z jednej strony na utrudnienia, którymi czasami jest praca na odległość, z drugiej strony twierdzi, że praca poza Pragą często przynosi lepsze efekty niż ta w Pradze, gdzie odbiorca staje jest wręcz rozpieszczany przez organizatorów różnych imprez i wydarzeń kulturalnych.
Jak do tej pory instytutowi udało się wybudować stałe punkty zaczepienia w Ostrawie, Ołomuńcu, Brnie, Pilznie. „Ale jest jeszcze sporo regionów, które są białymi plamami, jeśli chodzi o znajomość polskiej kultury, zwłaszcza południowo-zachodni pas od Usti nad Labą aż do Czeskich Budziejowic“ – wymienia dyrektor i wyjaśnia, że są to te regiony Czech, inklinujące bardziej w stronę kultury niemieckiej czy niemieckojęzycznej.
W drodze do biblioteki
Pytam dyrektora, jakie wydarzenia odbywają się w siedzibie instytutu. Dowiaduję się, że są tu prowadzone kursy języka polskiego, na które co semestr zapisuje się 60 – 70 osób, wypełniając limity przyjęć na wszystkich poziomach nauczania. Nauczycielami są wykładowcy uniwersyteccy i jedna z pracownic instytutu.
W towarzystwie dyrektora udajemy się do sali, gdzie odbywają się lekcje języka polskiego. „To ładne, duże pomieszczenie, ale przechodnie“ – pokazuje dyrektor i dodaje, że mogą się tu też odbywać spotkania kameralne czy projekcje filmowe, choć nie jest to sala kinowa. Pytam o czeską Polonię, która jest bardzo liczna.
Dowiaduję się, że magnesem dla Polaków jest bogata w zbiory biblioteka, czynna codziennie od poniedziałku do piątku, z wyjątkiem środy. „To tu najczęściej dochodzi do przypadkowych spotykań naszych rodaków, którzy preferują papierowe wydania książek“ – mówi dyrektor i zaprasza do pomieszczenia biblioteki. Tu też jest minikącik, w którym mogą odbywać się zajęcia z języka polskiego.
Liczący ok. 10 tysięcy wolumenów księgozbiór robi wrażenie. „Kładziemy też duży nacisk na multimedia, muzykę i film. Staramy się też mieć wszystkie książki polskich autorów wydane po czesku“ – opisuje Ruczaj. Ciekawe, że większość czytelników to Polacy.
Dziwi mnie to, ponieważ bratysławską bibliotekę instytutową częściej od Polaków odwiedzają jednak Słowacy. „Zapewne wynika to z tego, że w Pradze mieszka naprawdę sporo naszych rodaków, ich liczba szacowana jest na 3 – 10 tysięcy“ – dodaje dyrektor.
Okno na świat?
Zaglądamy jeszcze na mały balkon. „W maju będziemy tutaj organizować noc literatury“ – zdradza dyrektor. Aktor, czytający na głos fragmenty z polskich książek, będzie siedział na balkonie, a publiczność zasiądzie na drugim balkonie, tym naprzeciwko, oraz w oknach.
Kiedy tak stoimy, zerkam jeszcze w dół – pod nami roztacza się uroczy dziedziniec. Dyrektor wspomina, że kiedyś instytut działał na parterze kamienicy, posiadał własną galerię, a na dziedzińcu odbywały się wspaniałe przyjęcia. Trzy lata temu ograniczył swoją przestrzeń. Swoją drogą historia Instytutu Polskiego w Pradze jest ciekawa.
Kiedyś, podobnie jak w Bratysławie, znajdował się on w najlepszym miejscu miasta – jego siedziba mieściła się na rogu Placu Wacława i ulicy Jindřišskiej. „Wszyscy starsi Czesi pamiętają to miejsce, niosło ono powiew świeżości i wolności do początku lat 90.“ – opisuje dyrektor.
Ponieważ budynek ówczesnego instytutu nie był własnością Polski, jego siedzibę przeniesiono. „Od lat 90. aż do momentu, kiedy znaleźliśmy tutaj się, czyli do roku 2004, instytut kilka razy zmieniał adres, w związku z tym doszło do przerwania jego swoistej ciągłości, zwłaszcza w świadomości starszych Czechów“ – z żalem mówi dyrektor, który dobrze wie, jaką rolę odgrywała Polska w tamtych czasach w Czechosłowacji.
„Byliśmy oknem na świat, potem, po 1989 roku Czesi już tego okna nie potrzebowali, bo mieli swoje“ – dodaje.
Pod freskami z epoki Wacława IV
Z biblioteki, do której można wejść również z korytarza, wracamy do instytutu bezpośrednimi drzwiami. Zatrzymujemy się raz jeszcze na recepcji. „Ten dom ma bardzo długą historię. To kamienica z XIV wieku, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać“ – opowiada dyrektor i zwraca naszą uwagę na oryginalne freski z końca XIV wieku, z epoki Wacława IV, znajdujące się nad naszymi głowami.
Podziwiamy to miejsce, po którym oprowadza nas gospodarz, wspominając przepiękne pomieszczenia z żebrowym sklepieniem gotyckim znajdujące się na dole kamienicy.
„Ponieważ nie mamy tak pięknej witryny, jaką ma Instytut Polski w Bratysławie, nie jesteśmy widoczni z ulicy, a to znaczy, że przed nami większe wyzwania“ – konstatuje Ruczaj i przyznaje, że tych wyzwań się nie boi. W jego ocenie z promocją kultury polskiej kierowana przez niego placówka radzi sobie dobrze, dbając również o obecność w innej bardzo ważnej przestrzeni – internetowej.
„Tutaj przeważnie przychodzą ludzie po to, żeby zasięgnąć języka w kwestiach turystycznych, ponieważ nie ma w Czechach przedstawicielstwa Polskiej Organizacji Turystycznej, a zainteresowanie podróżami do Polski jest duże i stale rośnie“ – ocenia.
Żegnamy się dyrektorem Ruczajem, zaglądamy jeszcze do innych instytutowych pomieszczeń, a na koniec przyjmujemy zaproszenie do gabinetu pani wicedyrektor Laury Trebel-Gniazdowskiej.
Nie ma jak w domu
Jak miło, że są takie nasze, polskie miejsca, które można odwiedzić, będąc za granicą, porozmawiać po polsku czy zaczerpnąć informacji. Jak widać z tego porównania, praski instytut znacznie się różni od tego z bratysławskiego, choć jeden i drugi równie dobrze dbają o wizerunek Polski.
Warto czasami wyjechać, porównać, by wrócić i docenić, co się ma na miejscu: okazały lokal w świetnej lokalizacji, niezmiennie od kilkudziesięciu lat. Taka ciągłość działalności kulturalnej w jednym miejscu to dodatkowa wartość. Następnym razem, przechodząc obok Instytutu Polskiego w Bratysławie, inaczej będę patrzeć na jego witryny, tym bardziej, że często zdobią je ciekawe obrazy.
Małgorzata Wojcieszyńska, Praga
Zdjęcia: Stano Stehlik