KINO OKO
Piękny Władek, jak go nazywano, nie miał powodów do zabijania, jak można by się było spodziewać po seryjnym mordercy. Nie zabijał grzeszników w imię Boga, nie urządzał rytuałów, nie kolekcjonował swoich trupów jak lalki czy obiekty. Władysław Mazurkiewicz zabijał dla pieniędzy, trywialnie, tak po prostu, dla kasy. Zabijał za niemieckiej okupacji, zabijał w czasach stalinizmu, zabijał bez końca, a wszystko tylko dla pieniędzy. A że był czarujący i chroniony układami partyjnymi, działał bezkarnie i bezkarnie zabijał.
Krzysztof Lange (reżyseria) i Andrzej Gołda (scenariusz) odgrzebali prawdziwą historię tzw. eleganckiego mordercy, który zabijał w Krakowie w latach 1940-1956, a film, który powstał na podstawie jego historii, zatytułowali przewrotnie „Ach, śpij kochanie”.
Mazurkiewiczowi udowodniono tylko sześć morderstw, choć wiadomo, że było ich ponad sześćdziesiąt. Jak podaje Wikipedia: „Przypuszczano, że Mazurkiewicz był informatorem Gestapo, a potem szpiclem i prowokatorem MBP. Jednakże IPN, badając jego sprawę, nie natrafił na żadne dokumenty potwierdzające ww. przypuszczenia.
Bezkarność zapewniała mu przychylność prokuratorów oraz swoista nietykalność, wynikająca ze strachu przed domniemanymi protektorami. Mówiono, że ci, którzy wiedzieli, że jest mordercą, sądzili, że wykonuje wyroki swych mocodawców. Proces uznany został za kompromitację wymiaru sprawiedliwości”.
Film Langego to klasyczny czarny kryminał i mniej udana próba dramatu psychologicznego. Wizualnie i aktorsko jest to majstersztyk, niestety scenariuszowi zabrakło pieprzu, w wyniku czego otrzymujemy bardzo elegancki wizualnie, lekko nudnawy teatr telewizji. Wielka to szkoda, bo życiorys Mazurkiewicza wystarczyłby na dziesięć kryminałów w stylu hollywoodzkim.
Reżyser i scenarzysta zdecydowali jednak, że główną postacią dramatu będzie młody śledczy Karski (Tomasz Schuchard), a nie charyzmatyczny Piękny Władek (Andrzej Chyra). Lange pokazuje, jak milicja i decydenci tuszują śledztwo, jak Karski się miota, natomiast sam Mazurkiewicz zostaje jakoś z tyłu. Za mało tu napięcia i tajemnicy, a szkoda, bo historia jest godna poznania i można ją było bardziej dopracować.
Film ratuje strona wizualna, piękne, klimatyczne, mroczne zdjęcia Krakowa autorstwa Adama Sikory, nastrojowa i tajemnicza muzyka Michała Lorenca oraz fantastyczne aktorstwo. Chyra w najwyższej formie, porównywalny do Anthony’ego Hopkinsa z „Milczenia owiec”, Katarzyna Warnke, jako jego żona, prezentuje femme fatalez najlepszych czasów filmu noir, Karolina Gruszka nawet z drugoplanowej roli kelnerki zapisuje się w świadomości widza. Cała trójka była zresztą nominowana do takich nagród filmowych, jak Orły czy Szczeniaki.
Ach, gdyby dodać więcej przypraw do tej filmowej zupy…
Magdalena Marszałkowska