Wrocław z tytułem europejskiej destynacji turystycznej!

W lutym świat obiegła informacja, że Wrocław zwyciężył w międzynarodowym konkursie European Best Destination 2018. Był to jedyny reprezentant Polski w tegorocznej edycji konkursu i otrzymał głosy ze 146 krajów. W rywalizacji brało udział 20 miast. Za Wrocławiem znalazły się między innymi hiszpańskie Bilbao, francuski Colmar, chorwacki Hvar, łotewska Ryga czy też Mediolan, Amsterdam, Ateny i Paryż.

W związku z tym postanowiliśmy Państwa zapoznać ze zwycięzcą bliżej. Nasze nietypowe „zwiedzanie” Wrocławia zaczynamy z poziomu piwnicy.

 

W kierunku Mostu Zakochanych

„Nie chcecie z nami popłynąć jachtem? Klient, który za ten rejs zapłacił, nie dotarł“ – przekonuje parę młodych ludzi, spacerujących nad Odrą po wrocławskiej marinie, Kasia z jachtu „Manuela”. Dziewczyna i chłopak korzystają z okazji i wsiadają na jacht.

Ona jest szczęśliwa, bo przypadkiem znalazła się na jachcie, a w dodatku wszystko tu jest tak, jak ona lubi: gra przyjemna muzyka, obsługa podaje wino i serwuje dobre jedzenia.

A Wrocław jest taki piękny! Och! Kasia zwraca uwagę pasażerów, że oto właśnie zbliżają się do Mostu Zakochanych. Ten most na Ostrowie Tumskim zna chyba każdy. Któż by zliczył wszystkie kłódki, które na nim zawisły jako symbol miłości. Już, już są prawie koło mostu, więc Kasia wycofuje się do kajuty. Na pokładzie pozostają ona i on plus kapitan, ale kto by teraz zwracał na niego uwagę.

Kiedy łódź znajduje się pod mostem, on prosi ją o rękę. Ona jest taka szczęśliwa! Odpowiada: tak! Wtedy znów pojawi się Kasia z szampanem i kieliszkami. Wszystko było umówione, by zrobić dziewczynie niespodziankę. „Aktorzy“, czyli obsługa jachtu, spisali się na medal.

Niespodzianka idealna, będą mieli co wspominać przez całe życie. Tak wyglądają niektóre rejsy jachtem „Manuela”. Ale nasz rejs ma trochę inny charakter.

 

Z poziomu piwnicy

Najczęściej, jeśli turyści chcą obejrzeć miasto z innej perspektywy, wybierają rejs statkiem. My zdecydowaliśmy się na jacht „Manuela”, który jest kameralny, gra tu dobra muzyka, obsługa jest przyjemna i serwuje pyszne przekąski. „Wrocław, który teraz zobaczycie, to jakby spojrzenie na miasto z poziomu piwnicy“ – wyjaśnia Kasia, kiedy wyruszamy w rejs po Odrze.

Przepływamy obok imponującego gmachu Uniwersytetu Wrocławskiego. Na niego zwraca uwagę inny mieszkaniec tego miasta, Tomasz Grabiński, były dyrektor programowy Instytutu Polskiego w Bratysławie. „Barokowy budynek Uniwersytetu Wrocławskiego jest piękny nie tylko z zewnątrz, ale kryje przepiękne sale: Aulę Leopoldina i Oratorium Marianum“ – opisuje. Budynek wydaje się jeszcze większy niż w rzeczywistości, gdyż z poziomu rzeki, w której się odbija, nabiera nowych rozmiarów.

Kiedy przepływamy obok Wyspy Słodowej, znajdującej się w samym sercu miasta, widzimy tłumy młodych ludzi, którzy tam odpoczywają, bawią się, czytają książki. Zaraz potem po prawej stronie widzimy młyn, a obok niego hotel. Dochodzimy do wniosku, że mieszkańcy Wrocławia wspaniale wykorzystują wodne możliwości miasta. „Dziesięć, dwanaście lat temu takiego ruchu wodnego tu nie było“ – wspomina Kasia.

 

Ostrów Tumski

Zbliżamy się do Ostrowa Tumskiego. Po drodze jeszcze obejrzymy imponujący duży budynek. „Hala targowa została wybudowana na początku XX wieku i do dziś pełni tę samą funkcję“ – informuje Tomasz. Później odwiedzimy ten piękny budynek, w którym znajdują się różnorodne stragany z warzywami, serami, rybami, mięsem, a na piętrze – z ubraniami, płytami, pamiątkami.

Podczas rejsu musimy szybko odwracać głowę, by zdążyć wszystko zobaczyć. Właśnie podziwiamy kolejną perłę, która kiedyś była wyspą, ale później jedną odnogę Odry zasypano. „Ostrów Tumski to najstarsza część miasta, kilka kościołów z katedrą na czele. Najstarszy został wybudowany w IX wieku. Ciekawostką jest dwukondygnacyjny kościół św. Krzyża i św. Bartłomieja“ – mówi Tomasz.

I nie ma się co dziwić, że to miejsce stało się kulisą pewnego przedstawienia operowego. Kilka lat temu opera wrocławska przedstawiła niesamowity spektakl – „Aidę“ na wodzie. „Jak będziecie tu spacerować, postarajcie się odnaleźć mały wiszący most, który można rozhuśtać. Nazywa się Żabia Kładka i znajduje się między Ostrowem Tumskim a ulicą Drobnera“ – poleca Tomasz.

 

10.10.10.

Płyniemy dalej i zbliżamy się do Mostu Grunwaldzkiego. „Nie jest prawdą to, co głosi legenda, jakoby jego twórca popełnił samobójstwo“ – mówi Kasia i wyjaśnia, że to był pierwszy wiszący most w okolicy. Legenda głosi, że główny konstruktor – Richard Plüddemann odkrył błąd i obawiał się, że most nie wytrzyma obciążenia, dlatego też odebrał sobie życie. „Architektem był miejski radny, który zaprojektował go, kiedy miał już 60 lat. Był już na emeryturze i otwarcia mostu nie doczekał, ponieważ zachorował i zmarł“ – wyjaśnia Kasia.

A most wisi do dziś. Otwarto go 10 października 1910 roku, czyli 10.10.10, w obecności cesarza Wilhelma II. Na początku nosił nazwę Cesarski (Kaiserbrücke), później Wolności (Freiheitsbrücke). W sumie we Wrocławiu jest aż 117 mostów, dlatego miasto zyskało nazwę Wenecji Północy.

 

Hala Stulecia

Za mostem Grunwaldzkim zbliżamy się do ciekawej dzielnicy, oddalonej od centrum 4 kilometry. Tomek opisuje ją jako miejsce dobre na odpoczynek. By podziwiać jego uroki, trzeba zejść z pokładu jachtu. „Hala Stulecia została wybudowana w 1913 roku według planów architekta Maxa Berga i jest wpisana na Światową listę UNESCO“ – mówi Tomasz.

To tu organizowane są różne imprezy sportowe, kulturalne czy wystawiennicze. „Nie ma tu żadnych specjalny loży, ponieważ powstała jako miejsce sztuki i kultury dla wszystkich warstw i dlatego długie lata była nazywana Halą Ludową“ – wyjaśnia Tomek i zwraca uwagę na przyległy park, w którym znajduje się ogród japoński, ale i inne obiekty, na przykład Pawilon Czterech Kopuł czy Iglica. Iglica to słup, mierzący 96 metrów, wybudowany w 1948 roku.

Po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego w 1981 roku właśnie na Iglicy pojawiła się flaga „Solidarności” – powiesił ja tam jakiś anonimowy bohater tamtych czasów. Kiedy w 2007 roku Iglicę ozdobiono bożonarodzeniowymi ozdobami, stała się największą choinką w Europie. Całe lato odbywają się tu multimedialne wodne show: gra muzyki, światła i fontann.

 

Kawałek Afryki

Podczas rejsu płyniemy wzdłuż ogrodu zoologicznego – największego, najpiękniejszego i najbardziej znanego w Polsce. „Stąd w czasach socjalizmu był nadawany bardzo popularny program telewizyjny poświęcony zwierzętom, który prowadzili małżonkowie Gućwińscy“ – wspomina Kasia, a Tomasz dorzuca jeszcze jedną informację: „Jako jedyne w Polsce wrocławskie ZOO w 2015 roku otworzyło afrykarium, czyli duży kompleks, w którym prezentowane są zwierzęta z Afryki. Cieszy się ono olbrzymią popularnością, odwiedzają je miliony osób!“.

Breslau

Jachtem dostajemy się aż na tereny, gdzie panuje absolutna cisza. Dopiero kiedy wracamy do nocnego miasta, widzimy tam światła. Oświetlają fantastyczne budynki, które robią niesamowite wrażenie. Pierwsi słowiańscy osadnicy pojawili się tu już w VI wieku.

Miasto wraz z pierwszymi budynkami, powstało około 940 roku i zyskało nazwę Vratislav, od założyciela, czeskiego księcia Vratislava I. W średniowiecznej kronice, która powstała na początku XI wieku, Wrocław jest wspominany jako jedno z trzech najważniejszych miast Polski.

W 1335 roku miasto ponownie przypadło czeskim królom, w 1526 roku Habsburgom, a potem stało się miastem pruskim. Po zdobyciu miasta w 1806 roku przez Napoleona, rok było pod panowaniem francuskim, by ponownie powrócić do Prus. W ten sposób historia i mieszkańcy Wrocławia się zmieniali.

Niemiecka historia przyniosła też inną nazwę miasta – Breslau. Po II wojnie światowej miasto wróciło do Polski. Było w 70 procentach zniszczone. Wypędzono stąd Niemców, którzy pozostawili po sobie wiele ciekawych budynków i… podobno podziemne miasto, do tej pory nieodkryte.

Podczas prac rekonstrukcyjnych na Dworcu Głównym odkryto korytarze, mogące prowadzić aż do Rynku. Również Dworzec Główny jest perłą, którą koniecznie trzeba zobaczyć. Wybudowany w 1857 roku, modernizowany kilkukrotnie, ostatnio sześć lat temu, przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej, przypomina raczej zamek, w środku którego, dzięki imponującym kafelkom, można się poczuć jak w tureckich łaźniach.

Ciekawostką jest też to, że od 1947 roku na dworcu było kino, które przez 60 lat działało non-stop, by podróżnym uprzyjemnić czas oczekiwania na pociąg.

 

Krasnoludki

„Szukajcie we Wrocławiu krasnoludków, co roku ich przybywa“ – uczula nas Tomek. Kiedy jacht się zbliża do mariny, jednego, piorącego ubrania w rzece, pokazuje nam Kasia. Małe rzeźby są rozmieszczone po całym mieście i okolicy już ponad 10 lat. Ich historia sięga czasów komunistycznych, kiedy na ścianach budynków pojawiały się jako graffiti, by ośmieszyć system komunistyczny.

Po upadku komuny zapomniano o nich. W 2005 roku ich istnienie przypomniał rzeźbiarz Tomasz Moczek, który na ulicy wystawił pierwszych pięć krasnali.

„Tych podstawowych jest ponad 40, ale są też nad wodą, jak ten, którego właśnie widzieliśmy, czy ten karmiący ptaki lub puszczający statki“ – mówi Kasia. Podczas niektórych weekendów w mieście organizowane są spacery z przewodnikami po krasnoludkowym szlaku. Powstała też specjalna aplikacja na smartfony, pokazująca miejsca, w których można spotkać te sympatyczne postacie. A we wrześniu we Wrocławiu odbywa się festiwal krasnoludków!

 

205 m na 175 m

„Kiedy zejdziecie z pokładu jachtu, powinniście pospacerować po Rynku“ – namawia Tomasz Grabiński, który radzi zacząć historyczną przechadzkę już od ulicy Włodkowica „Tam można obejrzeć odnowioną synagogę Pod Białym Bocianem, dalej przejść przez plac Solny do Rynku, gdzie znajduje się imponujący gotycki Ratusz.

A potem urokliwymi uliczkami dojedziecie do olbrzymiego kościoła świętej Elżbiety“ – podpowiada. Nie ma się co dziwić, że Rynek przyciąga tłumy turystów – to jeden z największych placów centralnych w Europie, mierzący 205 x 175 m. Tu odbywają się ważne imprezy. „Oprócz Ratusza zwracam uwagę na stylowe pięknie odmalowane kamienice, jak ta Pod Złotym Dzbanem, U Złotego Pasterza i wiele innych“ – dodaje Kasia.

Polska Ludowa

Będąc na Rynku, wchodzimy do kultowej kawiarni „PRL”, nawiązującej stylizacją do czasów komuny. Tu można zamówić dania jak za dawnych lat – przysłowiowa seta i galareta to standard.

Lokal zdobią stare plakaty, na których prężą się dyktatorzy pracującego ludu. Wieczorem odbywają się tu dyskoteki z muzyką z tamtej epoki.

15 na 114 m

Posileni możemy udać się z Rynku do Rotundy, okrągłego budynku, ukrywającego unikatowy obraz. Panoramiczne dzieło o rozmiarach 15 na 114 metrów przedstawia bitwę pod Racławicami z 1794 roku, kiedy Polacy pokonali wojska rosyjskie. Płótno, stworzone przez zespół malarzy pod kierunkiem Jana Styki i Wojciecha Kossaka, wystawiono najpierw we Lwowie, ale po wojnie, kiedy Lwów przypadł Związkowi Radzieckiemu, przywieziono je do Wrocławia.

„Wizyta w Rotundzie to obowiązek! Polecam wszystkim turystom“ – mówi Kasia i wspomina, jak na przełomie lat 80. i 90. widziała obraz po raz pierwszy. „Czułam się, jakbym była w centrum bitwy. Ciarki przechodziły mi po plecach także na myśl o tym, że ten unikat przeleżał kilkadziesiąt lat schowany przed publicznością“ – dodaje.

Wrażenie robi nie tylko gigantyczny obraz, ale i wszystkie przedmioty – rekwizyty, stanowiące jakby przedłużenie obrazu, obok których widz przechodzi i dzięki którym czuje się jakby był w centrum wydarzeń.

 

49 piętro

Na dokładne zwiedzanie miasta potrzeba dobrych kilka dni. Na koniec Tomek uzupełnia opis Wrocławia, zwracając uwagę na nowoczesną architekturę. Szczególnie poleca stadion miejski, dokończony w 2012 roku, czyli przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej, oraz Narodowe Forum Muzyki, czyli filharmonię, którą otwarto w 2015 roku.

„A żeby obejrzeć miasto z góry, najlepiej wjechać windą na 49 piętro budynku Sky Tower, który jest jednym z najwyższych w Polsce“ – dodaje. Według niego Wrocław oferuje różnorodność. „Od gotyki po budynki, które powstawały na naszych oczach i właśnie ta różnorodność architektury i wielonarodowościowa historia miasta stanowią niezmiernie ciekawe oblicze miasta“ – mówi na koniec Tomek.

Rocznie stolicę Dolnego Śląska odwiedza ok. 4 – 5 milionów turystów. Po takich rekomendacjach i zdobytych tytułach zainteresowanie zapewne jeszcze wzrośnie.

Małgorzata Wojcieszyńska, Wrocław
Zdjęcia: Małgorzata Wojcieszyńska, Stano Stehlik

MP 3/2018