Odszedł wielki przyjaciel Polski

Jozef Maruśiak (1932-2018)

Znowu z Bratysławy dotarła do Polski smutna wiadomość o stracie Jej wielkiego przyjaciela, tym razem Słowaka w stu procentach – Jozefa Maruśiaka.

Z życiorysem Pana Jozefa Maruśiaka mogłem zapoznać się po raz pierwszy, kiedy Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej swoim postanowieniem z 1997 roku nadał mu Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi RP za „wybitne zasługi w upowszechnianiu polskiej literatury w Republice Słowackiej”.

Kiedy i jak zaczął się Jego romans z Polską? Myślę, że początki sięgają liptowskiej wsi Hybie (Hybe) w pradolinie Wagu, w powiecie Liptowski Mikulasz, gdzie urodził się 22 listopada 1932 roku. Patrząc od dziecka na Tatry z ich południowej strony, z całą pewnością swoją wyobraźnią zaglądał też na ich drugą stronę.

W 1952 roku, a więc jako całkiem dorosły człowiek, zdał maturę w stolicy Liptowa – Liptowskim Mikulaszu, po czym w roku 1957 na Uniwersytecie Komeńskiego w Bratysławie ukończył studia na filologii słowackiej i rosyjskiej.

Był wybitnym znawcą i tłumaczem literatury rosyjskiej i ukraińskiej na język słowacki, ale w pewnym momencie stał się jednym z najwybitniejszych tłumaczy polskiej prozy i poezji.

Czy wpływ na rozwój Jego fascynacji polską literaturą miały także Jego sprawy osobiste? Myślę, że tak. Jego związek z pierwszą redaktor naczelną „Monitora Polonijnego” Danutą Meyza-Maruśiakovą (1936-2013), którą znałem prawie 30 lat, a która według mnie niezwykle dyskretnie wspierała mrówczą i pasjonującą pracę swojego męża tłumacza, nigdy nie był eksponowany przez którekolwiek z nich.

On jednak, Jozef Maruśiak, wyznał już pod koniec życia Małgosi Wojcieszyńskiej w rozmowie, że w swojej żonie Danucie zakochał się nie tyle „od pierwszego wejrzenia”, ale od „pierwszego słowa”, które zapewne z jej ust usłyszał.

Jozefa Maruśiaka pasjonowała polska literatura. Ale wypełniał też szczególną misję: przekazywania tej pasji swoim rodakom Słowakom.

Mógł to robić tylko człowiek czujący i po polsku, i po słowacku, a jednocześnie doskonale piszący w języku słowackim to, co najlepsi twórcy napisali po polsku. Był więc tłumaczem wielkich dzieł i pasjonującej go publicystyki. Tłumaczył Stanisława Lema i Stefana Kisielewskiego, Ryszarda Kapuścińskiego i Adama Michnika.

Tłumaczył powieści Wiesława Myśliwskiego, ale także zupełnie inne dzieła Sławomira Mrożka. Z wielkim kunsztem przełożył rozprawy filozoficzne Leszka Kołakowskiego i Józefa Tischnera. W sposób niezwykle interesujący tłumaczył poezję Czesława Miłosza, ale także cudowną, nieśmiertelną Lokomotywę Juliana Tuwima czy wierszyki dla dzieci Jana Brzechwy.

Nie jestem literaturoznawcą, ale nie sądzę, aby w czasach nam współczesnych znalazł się ktoś, kto mógłby choć trochę równać się z tym wszechstronnym i różnorodnym, a przede wszystkim ogromnym dorobkiem, który pozostawił po sobie Jozef Maruśiak; prawie wszystko, co ważne w polskiej literaturze, mogli poznać i pokochać jego słowaccy czytelnicy.

Wracam do naszego poznania na początku 1998 roku, a więc 20 lat temu. W Instytucie Polskim w Bratysławie odbyła się uroczystość wręczenia orderów nadanych przez Prezydenta RP zasłużonym dla polsko-słowackiej współpracy słowackim obywatelom. Miałem ten zaszczyt, że w imieniu Prezydenta RP dekorowałem Pana Jozefa Maruśiaka Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP.

Ale On miał wówczas dopiero 65 lat! Był „młodym”, niezwykle pracowitym emerytem i było jeszcze wiele przed nim. W 80. rocznicę urodzin uhonorowano w Instytucie Polskim w Bratysławie dorobek twórczy Jozefa Maruśiaka, szacowany wówczas na co najmniej 60 powieści, zbiorów opowiadań i monografii, przełożonych z polskiego na język słowacki (MP nr 1, 2013), doceniony wówczas przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego specjalnym wyróżnieniem.

Niestety dwa miesiące później pożegnaliśmy Panią Danusię, jego małżonkę, od ponad 30 lat najwierniejszego przyjaciela (MP nr 3, 2013). Pan Jozef Maruśiak przeżył jeszcze radość swoich 85. urodzin, co odnotowano w serwisach Słowackiej Agencji Prasowej (TASR). Odszedł jednak na zawsze zaledwie 2 miesiące później.

Na szczęście pozostawił po sobie tak wiele miłości ofiarowanej polskiej literaturze, poprzez jej przeniesienie na grunt języka słowackiego, że będziemy Go pamiętać i wspominać z wdzięcznością – rzecz jasna – po obu stronach Tatr.

Panie Józefie, dzięki!

Jan Komornicki
(w latach 1997-2003 Ambasador RP w RS)

MP 2/2018