Wiedziałam, że jest wybitnym tłumaczem, ale na początku był dla mnie po prostu mężem Danusi. To do niej przychodziliśmy, kiedy Danusia Meyza-Marušiak była redaktorem naczelnym „Monitora Polonijnego“.
W jej pokoju prowadziliśmy dyskusje nad czasopismem. Jozef czasami do nas zaglądał. Czasami też wychodziliśmy razem na papieroska na balkon. To on przepisywał na komputerze teksty, które Danusia pisała odręcznie. Był więc filarem „Monitora“, bez którego na początku pismo nie mogłoby egzystować. Ale nigdy się nie wtrącał. Po prostu był pomocny.
Był taki serdeczny. I skromny. Gościliśmy Go na łamach „Monitora“ kilkukrotnie. Raz w wywiadzie, który prowadziła Majka Kadleček, wyjaśniał, że tłumacz musi być jak kameleon, bo podczas wykonywanej pracy przywdziewa inną skórę, aby jak najbardziej zbliżyć się do autora i wczuć w jego świat. I wiem, że On naprawdę tak pracował, przywdziewając tę drugą skórę.
Pamiętam, jak któregoś razu zadzwoniła do mnie Danusia z pytaniem, jakie znaczenie ma jedno ze słów polskiej nowomowy. Chciała odciążyć mężą, gdyż widziała, że poszukiwania odpowiedniego tłumaczenia spędzały mu sen z powiek. Jak się domyślam takich słów, dla których gotów był poruszyć niebo i ziemię, byleby oddać jak najlepiej ich znaczenie i sens w języku słowackim, było w jego długoletniej karierze dużo więcej.
Podczas naszego ostatniego spotkania przed dwu laty w – jakżeby inaczej – księgarnianej kawiarni opowiadał nad czym pracuje, ale i o tym, że nie może podejmować zbyt wielu wyzwań, gdyż palce mu już czasami odmawiają posłuszeństwa. Mimo to nie stracił nic na pogodzie ducha i serdeczności, z cierpliwością odpowiadał na moje pytania.
Najserdeczniej chyba jednak będę wspominać spontaniczne spotkanie z Nim, Danusią i ich synem Jurajem, do którego doszło w Jelce. Wtedy mnie i mojemu mężowi udało się ich namówić na odwiedziny w naszym domu. Nieplanowane, serdeczne spotkanie przy kawie, którym wszyscy się cieszyliśmy. I takich Ich zapamiętam – zrelaksowanych, cieszących się chwilą, ciekawych świata, życia i nade wszystko ciekawych książek.
Małgorzata Wojcieszyńska