WYWIAD MIESIĄCA
Na tegoroczną edycję cyklicznej imprezy „Z Polską na Ty“, która odbyła się latem w centrum słowackiej stolicy, Klub Polski w Bratysławie jako gościa wieczoru zaprosił słowacki zespół folkowy Hrdza z Preszowa.
Dlaczego? Dlatego, że w skład tej znanej i lubianej grupy wchodzi wokalistka z Polski, a w związku z tym część swojego repertuaru Hradza wykonuje po polsku. Po wspomnianym koncercie udało się nam porozmawiać z liderem i menedżerem grupy Slavomírem Gibartim oraz wokalistką Susanną Jarą.
To, co prezentuje zespół Hrdza, jest ciekawym połączeniem kultur: słowackiej, ukraińskiej i polskiej. Jak do tego połączenia doszło?
Susanna: Poznaliśmy się w 2015 roku w Gorlicach na festiwalu, który promował autorską muzykę łemkowską.
A co ma wspólnego słowacki zespół Hrdza z kulturą łemkowską, dlaczego wziął udział w takim festiwalu?
Slavo: Na ten festiwal do Gorlic pojechaliśmy z Jarką, naszą pierwszą śpiewaczką, która z pochodzenia jest Rusinką. To był okres, kiedy odeszła z zespołu nasza druga śpiewaczka. Tam pierwszy raz usłyszałem Susannę – była świetna!
Od razu oczarowała do takiego stopnia, że chcieliście ją zaprosić do zespołu?
Slavo: Susanna była gościem wieczoru i tak śpiewała, że miałem dreszcze i płakałem! No po prostu była fantastyczna!
Susanna: Nie mogę tego słuchać.
Slavo: Wtedy jeszcze nie przyszło mi do głowy, że moglibyśmy razem występować. Myślałem, że to polska gwiazda!
Jest Pani gwiazdą w Polsce?
Susanna: Nie, żadna gwiazda ze mnie! Taka sobie tam piosenkarka.
Żyje Pani głównie ze śpiewania?
Susanna: Tak, głównie z tego.
No to nie jest źle.
Susanna: Nie jest źle, ale czasami muszę dorabiać w inny sposób. Ale zawsze to jest taki sposób, który lubię. Na przykład zajmuję się rękodziełem – w salonie fryzjerskim zaplatam na głowach klientów warkoczyki. Poza tym maluję. No a ponieważ jestem z wykształcenia filologiem, to zajmuję się też tłumaczeniami, głównie z rosyjskiego.
No właśnie, Pani nie jest Polką, choć Hrdza przedstawia Panią jako polską piosenkarkę.
Slavo: Od tego się już nie uwolnimy, bo kiedy byliśmy pierwszy raz z Susanną w telewizji, powiedziałem, że mamy wokalistkę z Krakowa, a ona pierwszą piosenkę zaśpiewała po polsku. W ten sposób zyskaliśmy etykietkę – Hrdza z polską wokalistką.
A to źle?
Slavo: Dobrze, Zuzka jest przecież obywatelką Polski.
Susanna: Mam polskie obywatelstwo, ale jestem Ukrainką.
Jak to się stało, że znalazła się Pani w Polsce?
Susanna: Urodziłam się na Ukrainie, a w 1992 roku przyjechałam do Polski. To długa i skomplikowana historia. Kiedy w 1992 roku Ukraina odzyskała niepodległość były tam różne rozruchy na tle wyznaniowym. Moi rodzice pragnęli, aby cerkiew była autokefalna, czyli tak jak w Polsce – niezależna. Niestety, nie udało się. Rodzice podjęli więc decyzję o wyjeździe i 25 lat temu jako ośmioletnie dziecko przeprowadziłam się z rodzicami do Sanoka
Świetnie Pani mówi po polsku.
Susanna: Wie pani, jak to dziecko – chwyta od razu. To jest mój trzeci, a nawet czwarty język ojczysty. Najpierw był cerkiewnosłowiański i ponoć w nim zaczęłam mówić. To najważniejszy, pierwszy język. W tym języku rozmawiam głównie z Bogiem, bo to jest język liturgiczny. Nikt już się nim nie posługuje na co dzień, chociaż ja próbuję w tym języku pisać teksty. Bardzo go lubię. To jest nasz wspólny archaiczny język słowiański!
A kolejne Pani języki?
Susanna: Drugi to ukraiński. Później był rosyjski ze względu na telewizję. No a potem polski. Bardzo chętnie śpiewam po polsku, mam w repertuarze mnóstwo polskich piosenek.
Już jako dziecko otrzymała Pani polskie obywatelstwo?
Susanna: Do 18 roku miałam obywatelstwo ukraińskie, potem przyjęłam polskie. Okazało się, że życie z ukraińskim paszportem było dosyć skomplikowane. Na przykład jako obywatelka Ukrainy nie mogłam zrobić w Polsce prawa jazdy i miałam ograniczone prawa.
Wróćmy do początków współpracy z Hrdzą. Jak do niej doszło?
Susanna: Slavo podszedł do mnie na after party i zaproponował, że mi prześle ich piosenki, abym się osłuchała.
Slavo: Nie mieliśmy wtedy wokalistki…
A nie szkodzi, że znalazł Pan wokalistkę spoza Słowacji?
Slavo: Tego się bałem. Nie jest to łatwe, ale 230 kilometrów, które dzielą Kraków od Preszowa, da się pokonać stosunkowo szybko.
A jak Pani wspomina ten wieczór na festiwalu?
Susanna: Na koncercie Hrdzy byłam bardzo aktywnym widzem. Wtedy przez myśl mi nie przeszło, że moglibyśmy robić coś wspólnie.
Co oznacza, że była Pani aktywnym widzem?
Susanna: Byłam w eleganckiej kiecce, prawie balowej, bo później był mój liryczno-poetycki koncert i tę kieckę miałam dostosowaną do swojego występu. Ale zachowanie dostosowałam do występu Hrdzy, co mogło śmiesznie wyglądać, bo podczas występu grupy klaskałam, cieszyłam się, śpiewałam.
Jaki był ich występ?
Susanna: Był bardzo żywy, energiczny, bardziej w stronę rocka. I ten rock chyba właśnie zaważył, kiedy podejmowałam decyzję o współpracy z Hrdzą – to było to, co mnie pociągnęło w ich kierunku.
I od razu czekał Panią skok na głęboką wodę, bo niedługo potem Hrdza wzięła udział w talent show „Česko Slovensko ma talent!”. Jak to Pani odebrała?
Susanna: To była frajda! Ja już w Polsce brałam udział w takim talent show. Dla mnie to świetna zabawa. To doświadczenie, które uczy i rozwija.
W których programach w Polsce wzięła Pani udział i z jakim efektem?
Susanna: W „Must the Music”. Poszłam tam z kolegą, który chciał przedstawić polskiej publiczności swój autorski utwór. Na castingu zaśpiewałam piosenkę Anny German „Tańczące Eurydyki“ i z tą piosenką doszliśmy do półfinału, w ramach którego zagraliśmy j autorski utwór kolegi i w ten sposób osiągnęliśmy cel, który tenże kolega sobie postawił.
A jak doszło do tego, że Hrdza wzięła udział w takim programie?
Slavo: W telewizji są specjalni pracownicy, którzy na rzecz tego rodzaju programów wyszukują ciekawych uczestników, by oni swoim udziałem podnieśli oglądalność. W tym celu odwiedzają na przykład szkoły muzyczne, dopytują się o ludzi uzdolnionych muzycznie. I jedna z takich osób przypadkiem natknęła się na naszą muzykę, gdyż jej przyjaciel jest naszym fanem. Nasza muzyka i jej przypadła do gustu, więc do mnie zadzwoniła. Zaproponowała nam dwa terminy, bez konieczności brania udziału w castingach, czyli od razu zaproszono nas na występy przed jurorami.
Pamiętam, że jeden z jurorów dopytywał się, czy to Wy jesteście „tą” Hrdzą, której słucha. Nie mieliście wcześniej obiekcji, czy wziąć udział w takim programie, skoro jesteście zespołem już znanym?
Slavo: Nasza kapela gra już długie lata i myśleliśmy, że udział w takim konkursie nie jest dla nas. Ale argumentem „za“ było to, że mieliśmy nową wokalistkę, Susannę, którą chciałem pokazać szerszej publiczności. W zespole trwały dyskusje, czy to droga dla nas. Większość kręciła głowami, po co nam ta komercja, że my tam nie pasujemy. Ale ostatecznie wzięliśmy udział, podpasował nam termin, ponieważ właśnie wracaliśmy z zagranicznego koncertu i przejeżdżaliśmy przez Bratysławę.
Susanna: Ja nawet nie wiedziałam, w czym weźmiemy udział. Dowiedziałam się dopiero, jak weszliśmy na scenę i zobaczyłam cztery X! Byłam zachwycona, bo lubię takie imprezy!
Jak to oceniacie z perspektywy czasu?
Slavo: Na początku miałem mieszane odczucia. Myślałem, że raz się pokażemy i że nas wyrzucą. Ale ten sukces, to, że dostaliśmy się do finału, dodało nam dużej pewności siebie.
Hrdza już kilka lat temu zaprezentowała się szerokiej publiczności – dzięki głosowaniu widzów mieliście reprezentować Słowację na Eurowizji. Coś jednak poszło nie tak. Co?
Slavo: W tym konkursie z 2010 roku wzięliśmy udział za namową wydawnictwa „Universal Music”, żeby tylko się zaprezentować. Wystąpiliśmy tam z piosenką „Taka sa mi pači“, którą zagraliśmy wcześniej w innym programie. A zasady udziału w konkursie, w krajowych eliminacjach na Eurowizję zakazują prezentacji utworu na dwa miesiące przed konkursem. Nie zwróciliśmy na to uwagi. Właściwie ani my, ani wydawnictwo nie oczekiwaliśmy, że zajdziemy tak wysoko, że zwyciężymy. My mieliśmy się tam tylko pokazać! No, a jak zwyciężyliśmy, to ktoś sprawdził, że jednak dwa miesiące wcześniej byliśmy z tą piosenką w Dršlakovinach i to nas zdyskwalifikowało. W efekcie na Eurowizji Słowację reprezentowała Kristina.
Było wielkie rozczarowanie w zespole?
Slavo: Taki zespół jak nasz ma dosyć trudną sytuację, ponieważ gramy pod prąd. To nie jest muzyka dla mas. Dlatego tym bardziej jest nam miło, kiedy dostajemy wsparcie od publiczności, jej reakcje są fantastyczne! Sam fakt, że wygraliśmy koło narodowe, był dla nas niesamowitym wyróżnieniem!
Polecacie innym wykonawcom udział w talentowych show?
Slavo: Jasne!
Susanna: To świetne doświadczenie, takie hartowanie człowieka. Poza tym takie show są lepiej przygotowane na Słowacji niż w Polsce. Tu pracuje cały sztab ludzi, który kręci się wokół artysty, by ten osiągnął na scenie jak najlepszy efekt. Jak się dostanie do finału, wtedy może liczyć na doskonałe nagłośnienie, makijaż itd.
W Polsce to tak nie działa?
Susanna: W Polsce, w tym show, w którym brałam udział, było bardziej prymitywnie. W Bratysławie mieliśmy swoją garderobę, w Polsce zwykły namiocik lub wręcz boksy, pooddzielane kartonowymi ściankami. Tutaj mieliśmy człowieka, który zajmował się tylko nami, mówił, co kiedy nas czeka, gdzie się mamy udać w jego towarzystwie, kiedy będzie próba itd. Mało który zespół – jeszcze nie gwiazda – może sobie pozwolić na taką organizację.
To bardzo dobre doświadczenie. Każdy, kto planuje karierę gwiazdy, w ten sposób może się zapoznać z całą machiną, jaką jest show biznes. Nawet jak się nie przejdzie do kolejnych etapów konkursu, to przecież i tak zdobywa się doświadczenie.
Slavo: To prawda, to było niesamowite, kiedy wokół nas kręciło się ze 40 osób, które w ciągu minuty potrafiły zdziałać cuda, przygotować scenę i nas do występu! My widzieliśmy 40 osób, a za kulisami z pewnością było ich 200!
Uświadamiacie sobie, że robicie coś multikulturalnego, coś, co ma dużą szansę zbliżać narody?
Slavo: Taka myśl mi przyświecała, kiedy zobaczyłem pierwszy raz Susannę. Chciałem robić world music, chciałem z pomocą muzyki jednoczyć słowiańskie narody. Słowianie powinni trzymać się razem. Każdy się uczy angielskiego, ale trochę głupio, kiedy po przekroczeniu granicy rozmawiamy z Polakami po angielsku. Przecież nasze języki są bardzo podobne!
A Wy jak rozmawiacie w zespole?
Susanna: Na początku ratował nas trochę angielski, ale teraz staram się mówić po słowacku.
Slavo: I jest w tym coraz lepsza!
Uczęszcza Pani gdzieś na lekcje słowackiego?
Susanna: Nie, to chłopcy w zespole mnie uczą języka, w końcu sporo godzin spędzamy razem, głównie w podróżach.
Planujecie podbić też polski rynek?
Slavo: Zuzka ma doskonały głos, więc mamy szasnę. Już przed laty jeździłem do Polski, tam dosyć często też występowaliśmy na festiwalach, które ludowe elementy mają w swoim założeniu. Wciąż chodziło mi pogłowie, żeby nasze piosenki przetłumaczyć na polski, że się nauczę tych tekstów. Polacy potrafią takie starania docenić.
Susanna: Ja już opracowałam tekst piosenek „Pod bożymi oknami“ i „Jedno leto“, śpiewamy więc dwie zwrotki po polsku. Nie chcę jednak, żeby to były dosłowne tłumaczenia, są to teksty przystosowane, jak ja je nazywam.
Dzięki Susannie zespół Hrdza jest teraz w komplecie?
Susanna: Nie, Hrdza była kompletna jeszcze przed moim przyjściem do zespołu. Ja tu jedynie dodałam „elementy dodatnie“ i to wszystko.
Co planujcie w najbliższej przyszłości?
Slavo: Planujemy nagranie nowego albumu, ale z czasowych względów wcale to nie jest takie łatwe, gdyż każdy z nas zajmuje się różnymi projektami. Na przykład Susanna występuje z innymi artystami w innych formacjach. Ale bardzo bym chciał, żeby nowy album wyszedł pod koniec lata lub na początku jesieni.
Zabrzmi na nim język polski?
Slavo: Prawdopodobnie ten album będzie tylko po słowacku, ale rozważam też możliwość nagrania płyty, na której znajdą się wybrane utwory po polsku. Wszystko wymaga czasu, a każdy z nas ma swoje zajęcia, swoje rodziny…
Pan ma też inne zajęcia, jakąś stałą pracę oprócz występów w zespole i bycia jego menedżerem?
Slavo: Jestem tłumaczem z angielskiego, więc na co dzień zajmuję się przekładami, a ponadto uczę w szkole językowej.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehik