Miłość do Słowacji podszyta muzyką

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Spotykamy się nad Słonecznymi Jeziorami w Sencu, gdzie Agata Siemaszko wraz z 7-letnią córeczką spędza wakacje. Asystuje swojemu partnerowi, Miroslavovi Rajtovi, który latem prowadzi tu jeden z bufetów.

Kiedy zajmujemy miejsca w lokalu i rozpoczynamy rozmowę z tą uroczą parą, nie kręci się ona wokół kotleta, ale dotyczy życia naszej rodaczki, która zakochała się w Słowacji jeszcze jako dziecko.

Pewna znajoma zwróciła moją uwagę, że wśród członków grupy Klubu Polskiego Bratysława na Facebooku jest Agata Siemaszko, bardzo uzdolniona polska artystka. Zaintrygowała mnie jej twórczość i nawiązałam z nią kontakt. Byłam ciekawa, co sprowadziło ją na Słowację, i dowiedziałam się, że jest ona jedną nogą tu, jedną tam, czyli kursuje między Bratysławą a Zakopanem.

Niegóralka z góralskim akcentem

Więcej dowiedziałam się o niej podczas naszego spotkania. „Od 12 roku życia jestem zafascynowana Słowacją, szczególnie folklorem“ – zaczyna swoją opowieść Agata. Ale śladów, wiodących ją do takiej otwartości kulturowej, należy w życiu jej i jej rodziny szukać dużo wcześniej. Krewni ze strony ojca pochodzą z Wołynia, co oznacza, że zawirowania wołyńskie ich nie ominęły. Co ciekawe, jej dziadek urodził się na emigracji w Brazylii.

Po powrocie do Polski osiadł na Śląsku, gdzie na świat przyszedł jej ojciec, a po latach i ona. „Do Zakopanego przeprowadziłam się z mamą po rozstaniu rodziców, gdyż mama jako aktorka dostała pracę w Teatrze Witkacego“ – wspomina Agata, a ja wyczuwam w jej głosie góralski akcent. Ale moja rozmówczyni mówi, że nie może o sobie powiedzieć, że jest góralką, gdyż to określenie jest zarezerwowane wyłącznie dla tych, którzy się w górach urodzili. Jednak to właśnie otoczenie gór, bliskość Słowacji ukształtowały tę młodą artystkę.

Fascynacja muzyką Karpat

Ta skłonność do kultury południa, fascynacja muzyką Karpat były naturalne. „Najpierw się zetknęłam z muzyką słowackiego regionu Podpolanie i to była moje ogromne zauroczenie“ – wspomina moja rozmówczyni, której kolejne wybory były z tym związane: matura z języka słowackiego, choć nie uczyła się tego języka w szkole, oraz studia etnologiczne w Cieszynie. Kiedy na świat przyszła jej córeczka Amelia, zrobiła jeszcze dwuletnie podyplomowe studia etnomuzykologiczne w Warszawie.

 

Matura ze słowackiego

Zaintrygował mnie ten język słowacki na maturze. Dowiaduję się, że Agata należała do pierwszego rocznika, który mógł sobie wybrać dowolny przedmiot dodatkowy na maturze, nawet taki, którego nie było w programie nauczania. Agata uczęszczała do szkoły leśnej i wybrała na maturę dodatkowe przedmioty: słowacki oraz historię sztuki. Nie daje mi to spokoju i wciąż drążę, gdzie w takim razie nauczyła się tego języka.

Okazuje się, że jej pierwszą nauczycielką była koleżanka z zespołu „Očovan”, z którą korespondowały, a ta odsyłała jej listy z zaznaczonymi błędami. Czyli jak się bardzo chce, to można, co udowodniła Agata, zdobywając na maturze ze słowackiego 95% punktów. „Trochę gorzej mi poszło na ustnym, ponieważ zapytano mnie o sporty ekstremalne, a o tych nawet po polsku bym nie umiała opowiedzieć“ – wspomina. Egzamin pisemny ze słowackiego zdawała jako jedyna. W komisji zasiadali nauczyciele z Jabłonki i Niedzicy. Na ustny pojechała do Jabłonki.

 

Blondynka w romskim zespole

Już jako nastolatkę pochłonął ją folklor. Występowała w zespołach ludowych, na przykład góralskim w Poroninie i Cieszynie czy w romskim zespole „Kałe Bała”. Do tego ostatniego została przyjęta na zastępstwo, by śpiewać i grać na skrzypcach. Obie zaczynamy się śmiać – niebieskooka blondynka występowała w romskim zespole, którego nazwa oznacza ‘czarne włosy’.

Romski wątek

Ten romski wątek będzie się w jej życiu nieustannie przewijać, bowiem właśnie ze współpracy ze słowackimi Romami, a konkretnie z Barborą Botošovą, wnuczką najbardziej znanego i cenionego na Słowacji romskiego muzyka Jana Berkyego Mrenicy, powstał ciekawy projekt fundacji „Divé maky”. Dzięki niemu cztery lata temu Agata pojawiła się po raz pierwszy w Bratysławie w charakterze nauczycielki śpiewu na warsztatach muzycznych dla romskich dzieci.

 

Iskrzenie

Dalszy ciąg tej opowieści słyszę już z dwóch stron, bowiem dosiada się do nas partner Agaty – Miroslav Rajt, do tej pory krzątający się w bufecie. Prowadzi go w okresie wakacji, by dorobić do pensji nauczycielskiej. Ponieważ Agata już zdążyła mi zdradzić, że poznali się właśnie na warsztatach muzycznych dla dzieci, pytam go, jak on wspomina ten moment. „Rozkładałem cymbały, a ona spacerowała z dziećmi.

Pomyślałem, że to chyba jakaś uczennica, ale potem zaczęła prowadzić ćwiczenia głosowe“ – opisuje Miroslav. „Byłem zdziwiony, że taka blondynka dobrze śpiewa po cygańsku! I to z jakim uczuciem!“ – opisuje wyraźnie ożywiony. Postanowił więc zaprosić ją do wspólnego występu, który planował z zespołem rodzinnym – braćmi i ojcem. Agata przyznaje, że wpadli sobie w oko i zaproszenie na koncert przyjęła.

„Nie wiem, dlaczego, ale ja się zakochuję w cymbalistach“ – wyznaje rozbrajająco, choć przyznaje, że Mirem się zainteresowała jeszcze zanim zaczął grać na instrumencie. „Mirko wizualnie jest bardzo w moim typie, nawet nie wiedziałam, że jest muzykiem“ – opisuje. Kiedy zagrał, spodobał jej się jeszcze bardziej. Dlatego zaprosiła go na swój koncert do Polski, do Koniakowa. Potem ona wzięła udział we wspominanym koncercie w Pezinku, w którym zagrała też romska kapela.

 

Dziecięce łzy

Kiedy ich związek zaczął się rozwijać, Agata przeprowadziła się do Bratysławy i tu postanowiła spróbować szczęścia. Znalazła zatrudnienie, najpierw sprzedawała bilety lotnicze, potem pracowała w przychodni neurologicznej. Kiedy przywiozła do Bratysławy córkę Amelię, która potem musiała sama spędzać po 10 godzin, okazało się, że dziecko nie jest w stanie znieść rozłąki z dziadkami z Polski. „Była coraz bardziej apatyczna, płakała, nie chciała wychodzić na dwór“ – wspomina Agata. I to był powód powrotu do Polski.

 

Cymbalista w Polsce?

Teraz role się odmieniły i to Miroslav zaczął szukać szczęścia w Polsce, u boku Agaty. „Okazało się, że to wcale nie jest takie łatwe, gdyż on – muzyk i nauczyciel – nie ma w Polsce uprawnień do nauki gry na cymbałach i mieć nie może, gdyż ten instrument w systemie polskiego wykształcenia muzycznego nie istnieje” – tłumaczy moja rozmówczyni.

A tymczasem Miroslav, oprócz tego, że gra i występuje, od ponad 15 lat jest właśnie nauczycielem gry na cymbałach i pianinie. Uczy w szkole muzycznej w Bratysławie i w konserwatorium w Topolczanach. „Ostatnie dwa lata wyglądają tak, że Mirko połowę tygodnia spędza na Słowacji, ucząc, drugą połowę spędza w Zakopanem“ – wyjaśnia Agata.

 

Niestety, oj, dana, dana

Oboje nie kryją rozczarowania, że liczyli na więcej możliwości występów w Polsce, razem pracują nad różnymi projektami. Jednym z nich jest formacja S.H.A, w której Agata śpiewa z dwiema swoimi koleżankami, a Miro gra. „Jestem wierna folklorowi, a ten projekt to pieśni inspirowane muzyką ludową“ – mówi moja rozmówczyni. Według niej to droga pod prąd, gdyż zespół nie wykonuje muzyki banalnej, a dla wielu taka twórczość jest niezrozumiała, zbyt trudna.

Oprócz autorskich kompozycji opracowują też z Mirem „odkurzane“ romskie utwory, robiąc z nich swoje przeróbki „Niedawno chcieli nas zatrudnić na kilka występów w pewnym lokalu, ale potem zdecydowali się jednak na zwykłe podrygi do tekstów typu „oj, dana, dana“ – dodaje.

 

W mydlarni

We wrześniu na świat ma przyjść potomek Agaty i Miroslava. „To duża radość dla nas i kolejny członek w zespole“ – śmieje się nasza bohaterka. Od tych wyjątkowo uzdolnionych osób dowiaduję się, że życie w świecie muzycznym to jednak trudna sprawa. Nie wszystkie drzwi stoją otworem, a nawet jeśli się otworzą, nie zawsze przynosi to zyski finansowe. I tak oto Agata przypomni sobie, że w duecie z kolegą Kubą Wilkiem wygrywali różne konkursy w Polsce, w tym najważniejszy World Music Nowa Tradycja w Polskim Radiu czy Folkowy Fonogram Źródeł.

Ale nie wyniknęło z tego nic. Agata tak łatwo się nie załamuje, radzi sobie, podejmując różne wyzwania zawodowe, by nie tylko utrzymać siebie i dziecko, ale i żyć swoją pasją – muzyką. Pracowała więc w mydlarni i księgarni. „Niedawno dostałam propozycję pracy w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem, ale na pełny etat finansowo wychodziło gorzej niż na trzy czwarte etatu w księgarni, więc nie przyjęłam tej propozycji“ – szczerze wyznaje i tłumaczy, że musiałaby częściej pracować w weekendy, a w weekendy przecież może występować i realizować się muzycznie.


Muzyka wspólnym mianownikiem

Na zakończenie naszego spotkania, kiedy rozmawiamy o trudnych tematach, poruszam jeszcze jeden, a mianowicie nastawienia bliskich Agaty do Romów. „Pochodzę z otwartej, bardzo liberalnej rodziny. Moja mama, aktorka, w taki sam sposób traktowała sprzątaczkę i aktora“ – odpowiada Agata i nie kryje niepokoju na myśl o tym, że w dzisiejszym świecie coraz częściej różnicuje się ludzi, a wręcz piętnuje ze względu na pochodzenie czy kolor skóry. Dodaje też, że jednak w Polsce trochę inaczej traktuje się Romów niż na Słowacji. Są oni raczej postrzegani przez pryzmat muzyki jako barwna, oryginalna grupa etniczna.

Kiedy pytam Mira, jak Agata jest odbierana przez jego rodaków, odpowiada przez pryzmat muzyki. I to chyba jest najważniejszy wspólny mianownik, który łączy ludzi, burząc mury stereotypów.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 9/2017