Odwieczne konflikty moralne

 KINO OKO 

Polski świat filmu raczej nie jest najlepszym przyjacielem wszelakich służb mundurowych. Rodzimi filmowcy co rusz obnażają i wystawiają pod osąd publiczny ich wady i ułomności. Poza agresją, głupotą i brakiem empatii polscy mundurowcy są też najczęściej przedstawiani jako ludzie noszący w sobie głębokie kompleksy, które próbują wyleczyć poprzez zakładanie uniformu, czyniącego ich lepszymi od reszty ludzkości.

 

Nadużywanie władzy po założeniu munduru to bardzo częsty temat polskich filmowców. Wojciech Smarzowski przedstawił policjantów „Drogówki“ jako skorumpowanych alkoholików, Patryk Vega od lat wykorzystuje model, w którym ukazuje ambiwalentną moralność wymiaru sprawiedliwości. Także Maciej Żak, po udanym „Supermarkecie“, postanowił pogrzebać w temacie, który zawsze go intrygował.

Konwój“, najnowszy film Żaka, to historia kilku strażników więziennych, mających przetransportować więźnia Kuleszę (Ireneusz Czop) do szpitala psychiatrycznego. Nastroje w furgonetce są dosłownie grobowe, gdy na jaw wychodzi, że zbir nie tylko jest pedofilem, ale zamordował także czterech strażników. Wszyscy mamy gotowe zdanie na temat zaistniałej sytuacji

Maciej Żak sięgnął po wzór zaczerpnięty rodem z greckiej tragedii: wrzucił kilku mężczyzn o różnych charakterach i poglądach do małej, zamkniętej przestrzeni ciężarówki, a nam pozwala podglądać przez dziurkę od klucza, co się stanie? No a co się może stać, gdy do więziennej furgonetki wsadzimy bandę zaślepionych samców socjopatów? Tu wymiar sprawiedliwości nie jest sprawiedliwy i nie leje po gębach tylko obłudnych i nieprawych.

Chociaż sam scenariusz miewa słabe momenty i fabuła rozłazi się w szwach, pojawiają się niepotrzebne wątki poboczne i postaci niewnoszące nic do treści, to fantastyczna obsada utrzymuje intrygę w ryzach. Robert Więckiewicz jako przepity sierżant Zawada dba o nagłe zwroty akcji, Tomasz Ziętek jako nieopierzony Feliks jest moralnym drogowskazem całej zgrai, sfrustrowany służbista Berg (Przemysław Bluszcz), psychotyczny antyterrorysta (Łukasz Simlat) i wspaniały Janusz Gajos jako naczelnik więzienia o dwóch twarzach są tak barwną paletą charakterów, że pomimo potknięć scenariuszowych łapią widza za przysłowiową mordę. Każda z postaci ma bowiem odmienne poglądy na sprawę, inne interesy, wartości moralne i motywacje działań.

Za fasadą tej momentami przewidywalnej socjologicznej analizy znajdziemy całkiem ciekawe kino gatunkowe – film o samcach zamkniętych w metalowej puszce, o krwi galopującej w ich arteriach oraz o dylematach, których nie rozwiążą ani pięści, ani słowa.

Zdjęcia Michała Sobocińskiego, najmłodszego z operatorskiego klanu, potęgują wrażenie klaustrofobii, kolorystyka pozbawiona jest żywych barw i całość tonie w szarościach. Sobociński szuka nietypowych ujęć, podgląda bohaterów. Ograniczona przestrzeń i klaustrofobiczna ciasnota zagwarantowały sporą dawkę klimatu.

Na szczęście poza świetną koncepcją scenarzyści produkcji zaoferowali widzom cały wachlarz barwnych postaci, z których każda ma odmienne poglądy na sprawę. Film godny polecenia dla fanów kryminału, mocnego męskiego kina, opierającego się na konfliktach wewnętrznych i zewnętrznych.

Magdalena Marszałkowska

MP2017/6